sobota, 16 maja 2015

23. Zmień się lepiej, zmień!


♫ ♫ Czerwone gitary, Nie zadzieraj nosa


[Sebastian]

Włodek to zawsze wymyśli. Ubzdurał sobie, że potrzebny nam materiał o czekających nas zawodach w Wiśle do programów śniadaniowych, bo ludzie czekają w napięciu zainteresowani i nie mogą się doczekać. I co? Musiałem wstać o czwartej rano jak nienormalny i dymać pod skocznię, żeby coś nakręcić. Czterdzieści minut kompletowałem ekipę, bo znowu mi przydzielili jakiś półinteligentów, co nie wiedzą, z której strony się trzyma mikrofon. Ja naprawdę się zastanawiam ilu bratanków i siostrzenic mogą mieć ci wszyscy prezesi. A potem ja, poważny dziennikarz sportowy, muszę tracić czas i uczyć takich roboty i trzymania kamery. Zostawiłem towarzystwo pod bramą, żeby przygotowali sprzęt i ruszyłem na pierwszy obchód pod skocznię. Niczego specjalnego się nie spodziewałem, no bo sorry, ale co się może tu dziać jeszcze przed szóstą? Że niby nasze gwiazdeczki będą trenować? Zupełnie nie wiedziałem, czego ten Włodek oczekiwał. Że mu wyczaruję jakąś sensowną informację? Równie dobrze mogliśmy to nakręcić przed wejściem do hotelu. 

Jak ktoś będzie chciał kiedyś zostać redaktorem w dziale Sportu to od razu Wam mówię, że nie warto. Narobi się człowiek, umęczy, nie wyśpi, a potem i tak go nikt nie lubi i ciągle na niego narzeka, a że to niedobrze, a że tu niemiły, a że któregoś tam nie pocieszył. Zero zrozumienia.

Tak sobie szedłem i rozmyślałem o niesprawiedliwości życia, gdy nagle usłyszałem charakterystyczny dźwięk, jaki wydają narty stykające się ze świeżo uklepanym śniegiem na zeskoku. O nie, nie mogłem się pomylić! A jednak ktoś tutaj jest! A to ci dopiero! Czyli ktoś bladym świtem trenował, widać nie doceniałem gagatków. Ciekawe który taki ranny ptaszek? A może wszyscy? Przyczaiłem się koło bandy, żeby nikogo nie spłoszyć i niecierpliwie czekałem na wyjaśnienie zagadki, zerkając raz po raz za siebie czy idą już te moje fajtłapy z kamerą czy nie. Jak przegapimy taką okazję, to im przecież nie daruję! 

Ha! Prędki! Mruknąłem pod nosem, bo od razu pożałowałem, że akurat tego diabli przynieśli. Z nim się nigdy dobrego materiału nie nakręci, bo taki pyskaty i bezczelny. Zadziera nosa non stop! Westchnąłem raz jeszcze, ale gdy tylko spojrzałem w stronę skoczni, to dostrzegłem, że znowu ktoś leci. Leci, a raczej spada. No ładnie! Olimpiada za pasem, a ciekawe który tak klepie bulę! Wylądował może na dziewięćdziesiątym metrze, ale za nic nie mogłem się domyślić który to. Może jakiś junior? Ale skąd? Aż tupnąłem z niecierpliwości. Schowałem się cały za bandą i wyjrzałem dopiero, gdy dojechał na dół. Spojrzałem i mnie zatkało. No bo jak? Znów Prędki? Dwoi mi się przed oczami czy co? Może się rozchorowałem? Kucnąłem przyczajony, bo do niskich nie należę, a lepiej, żeby mnie nie dostrzegli. Zerknąłem w tył, ale na szczęście ekipy jeszcze nie było – i dobrze. W pierwszej kolejności muszę zobaczyć co jest grane. Już chciałem wyjrzeć ponownie, jak usłyszałem czyjś głos. To był chyba Sobczyk. Gadał coś przejęty, ale nie słyszałem żadnych słów, więc najwyższa pora była, żeby się do nich zbliżyć. Skulony powędrowałem na czworakach na drugą stronę zeskoku. Trudno, będzie mi Włodek kupował nowe portki.

- Było lepiej! – usłyszałem głos zastępcy trenera.

- Guzik nie lepiej! – odezwał się Prędki.

- Ja po prostu nie wierzę – dodał ktoś jeszcze.

Niby głos Prędkiego, ale jakiś taki inny. O co tutaj chodzi? Wyjrzałem nieśmiało zza tablicy, a wtedy mało nie padłem żywcem trupem. Przed moimi oczami, proszę Państwa, stało sobie dwóch Prędkich! Dwóch! Dokładnie takich samych. Identycznych. Usiadłem na tym śniegu, żeby zebrać myśli, ale już nic nie mówili. Albo ja z przejęcia nie słyszałem. Takie rzeczy! Zerknąłem raz jeszcze, a wtedy przeżyłem ponowny szok. Jeden Prędki ściągnął kask i przez chwilę na wietrze unosiły się długie włosy. Dziewczyna! Chyba przestałem oddychać! Nikt mi nie uwierzy! To dlatego trenują tak o świcie w konspiracji! Piękną szykują nam niespodziankę przed Soczi! Schowałem się znowu, wyjąłem telefon i wystukałem wiadomość do Włodka – naszej telewizyjnej chodzącej encyklopedii. Czy Marcin Prędki ma siostrę? Bo chyba nie ma innego wytłumaczenia. Chyba że to jego klon. Ale chyba się nie da, żeby klon był innej płci. Wyjrzałem raz jeszcze, bo pomyślałem, że chociaż zdjęcie zrobię, bo się za nic nie doczekam, aż przyjdą te niekumate nieroby z mojej ekipy. Więcej trzeba było chrześniaków zatrudnić w telewizji! Ale już Prędkich nie było. Poszli. 

Du, du. Jest! Włodek jak zawsze niezawodny. Ma. Marina Prędka, l.17, snowboardzistka, uczennica Stams. A to ci numer! Jednak nie tylko snowboardzistka! Ale będzie news! Już się nie mogłem zdecydować czy mam pisać do niego czy dzwonić z tej radości. Miał być zwykły materiał dla kibiców-laików, a będzie taka informacja! Ale muszę przyznać, że do samego końca trzymali nas w nieświadomości. Kto by się spodziewał? Tyle narzekania, że nie mamy skoczkiń w Polsce, a się okazało, że mamy. I to dziewczyna się nie bała skakać na dużej skoczni! Na tle brata wypadła słabo, no ale przecież Marcin ostatnio wygrał zawody Pucharu Świata. Seniorów! Znowu zerknąłem w stronę bramy! No nie ma moich współpracowników od siedmiu boleści! Co oni? Na nowo składają tę kamerę czy co? Takie rzeczy, a na tych nijak nie można było liczyć! Wystukałem numer jednego z tych geniuszy i zacząłem dzwonić.

- No gdzie wy?! – wydarłem się, gdy tylko odebrał.

- Zapomnieliśmy ładowarki do mikrofonu. Ale już Karol pojechał do hotelu i zaraz wróci – tłumaczył się nieporadnie koleś.

- Co ja z wami mam! A tu takie rzeczy!

- Jakie? – zapytał od razu tamten zainteresowany. Pewnie, teraz wszyscy ciekawi, a robić nie ma komu.

Ale nie zdążyłem nic rzec, bo przede mną zmaterializował się pan Grzesiu Sobczyk. Minę miał taką, że natychmiast przerwałem połączenie i z nerwów uśmiechnąłem się szeroko. 

- Eeee – wydukałem na przywitanie.

- Ani słowa – powiedział twardo.

- Ale… – zacząłem niepewnie, tylko że tamten nie dał mi dojść do słowa.

- Powiesz słowo o tym, co widziałeś, a dostaniesz zakaz rozmów z polskimi skoczkami – dodał wyraźnie i powoli. – DOŻYWOTNI.

Mówiąc to, nachylił się nade mną i spojrzał mi prosto w oczy, jakby chcąc się upewnić, że dotarło do mnie wszystko. Muszę się przyznać, że aż mnie ciarki przeszły. No bo co powie Włodek, jak mi zabronią kręcić wywiady w czasie zawodów? 

- Ani mru, mru! – warknął jeszcze drugi trener, a potem sobie poszedł. 

Chwilę jeszcze postałem, patrząc się z niedowierzaniem raz na skocznię, raz na odchodzącego trenera i wtedy zrozumiałem, że tutaj nie ma żartów. Polacy szykują jakąś mega niespodziankę na Igrzyska i prędzej czy później prawda wyjdzie na światło dzienne. A wtedy będę pierwszy widział o co chodzi. Teraz trudno. Będę musiał się zamknąć. Westchnąłem zrezygnowany, a wtedy przylazła reszta mojej genialnej ekipy.

- To co nagrywamy? – zapytał ten szczerbaty małolat, co go w zeszłym miesiącu na staż przysłali.

- Nic. Nie ma tu nic ciekawego – mruknąłem niezadowolony.


[Grzesiek]

Ja oszaleję. Po prostu zamkną mnie w wariatkowie i będziecie wszyscy świadkami, że to zupełnie nie była moja wina. Bo ile taki jeden przeciętny człowiek może znieść? Są chyba jakieś odgórne limity wytrzymałości, nie? Mało mamy problemów z wyborem składu do Soczi, mało mamy kłopotów z utrzymaniem tajemnicy z nowym sprzętem, mało mi Łukasz suszy głowę, żeby wszystko było gotowe jak należy. Ledwo człowiek chwilę odetchnie, a już następne problemy czekają tylko w kolejce. Tuż przed powrotem do Polski mieliśmy jeszcze na głowie Alexa, który przyszedł z pretensjami bo Jasiek i Prędki pobili Gregora. Łukasz już wcześniej był zły, bo mimo ostrzeżeń byliśmy spóźnieni o dobre pół godziny, właśnie z powodu nieobecności tych dwóch gagatków. Nie mówiąc już o tym, że ja nie nadążam za tą małą wariatką – od kiedy ona się z Ziobrą trzyma? Kto mi niedawno marudził, że taki Jasiek dla niej nieprzyjemny? A teraz nagle najlepsi koledzy! Rzuciłem wtedy Młodej zdziwione spojrzenie, ale nie było warunków do rozmowy, więc się nic nie dowiedziałem. Ziobro przekonywał, że Schlierenzauer przezywał Prędkiego, więc on – jak przystało na starszego – stanął w obronie kolegi i Austriakowi odwinął, żeby tak się nie puszył. Marina chłopięcym głosem potwierdziła tę wersję, a że nie było innych świadków, to Alex odszedł z niczym. Ale na pewno naszej kadry już nie lubi. My ruszyliśmy w drogę do Polski. Potem nawet próbowałem się czegoś wywiedzieć, ale Prędka za nic nie chciała się do niczego przyznać, ani o tym co zaszło rozmawiać. Na dodatek Ziobro od tej pory chodzi wielce zadowolony z siebie, a i do naszego małego przebierańca się non stop szczerzy, więc ja już zupełnie nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi.

Kolejnym problemem był prawdziwy Marcin. Stało się to, czego się od początku bałem. Prędki jest już w pełni zdrów, wszystkie wyniki w normie, forma fizyczna świetna, bez zarzutu, ale co po tym wszystkim, jak wychodzi na belkę i skacze jak ostatnia łajza? Nie mówiłem mu wprost, bo nie chcę go zniechęcać, ale widzę, że istnieje niebezpieczeństwo, że w tym sezonie to nic z tego nie będzie. Nie każdy wraca w wyśmienitej formie od razu po takiej kontuzji, a już szczególnie młody, niedoświadczony zawodnik. Mogłem się przecież spodziewać, ale i tak mi szkoda. I mam urwanie głowy, no bo co wszystkim powiemy? Marina ledwo się zgodziła skakać za niego na Turnieju Czterech Skoczni, ale sami pamiętacie jak mi się oberwało. Poza tym Marcin naprawdę chciałby wrócić. Tylko jak? Nagle Prędki zaniemógł? Oduczył się skakać? Z dnia na dzień przed Olimpiadą? W Wiśle ostatni konkurs skoczy Marina, pewnie na złość jeszcze wygra, a w Zakopanem czeka nas nowe oblicze skoczka z programu wsparcia dla zawodników z nizin. Przecież media nas zjedzą na amen! A Łukasz dostanie zawału. A ja sam prowadzić kadry przecież nie dam rady.

Od kilku dni spać po nocach nie mogłem i rozmyślałem, co można zrobić. Rano zabrałem oboje na skocznię, bo liczę ciągle, że może niewiele brakuje. Takim małolatom czasem wystarczy jeden mały element i wszystko zaskoczy. Pomyślałem, że jak Marcin potrenuje z siostrą, podpatrzy co ona robi, to może będzie mu łatwiej. Ale to chyba nie był dobry pomysł. Marina była naprawdę wściekła jak zobaczyła, jak on sobie radzi – a raczej nie radzi – na skoczni, a Marcin tylko się podłamał. Na nic moje umiejętności trenerskie i próby ich pogodzenia. Bula za bulą. Chyba będę musiał jakoś przekonać Kruczka, żeby Marcina nie brać do Soczi… Aż mi serce pęka, jak tylko sobie pomyślę.

A kiedy już byłem u kresu wytrzymałości, to się jeszcze okazało, że wszystko widział pan Nie-Szczęsny! To już koniec! Myślałem, że stanie mi serce. Tak, po prostu tego tylko brakowało. Już miałem przed oczami te jego sensacyjne doniesienia spod skoczni imienia Adama Małysza w Wiśle! Wszystko się wyda! Wywalą mnie! Wywalą Prędkiego. Unieważnią sezon! Łukasz mnie zabije! Ciśnienie tak mi skoczyło, że przestałem logicznie myśleć. Poleciałem do Nie-Szczęsnego, złapałem go za fraki i jak w jakimś amoku nagadałem mu tak, że mu w pięty poszło. A przynajmniej taką miałem nadzieję.

Tylko teraz cała przyszłość moja i przyszłość skoków w Polsce zależała od jednego pana Redaktora. A to wcale nie była dobra wiadomość. 


[Marina]

Dobra, ja nic nie będę mówić. Dałam mojemu bratu połamańcowi dwadzieścia cztery godziny, żeby się ogarnąć. Obiecał, że w Zakopanem będzie gotowy do startu i będę go trzymać za słowo. Umowa to umowa. W Wiślę skaczę ostatni konkurs za niego, a potem wracam do własnej skóry. Nie ma innej możliwości, będzie musiał dać radę. Poza tym już napisałam Krzyśkowi, że będę ich wspierać pod skocznią w Zakopanem, więc trudno. Jego problem. Ja miałam swoje sprawy. 

Całe szczęście, że się już kończy ta cała maskarada, bo coraz trudniej ze wszystkim wytrzymać. Ziobrze odbiło na amen. Najpierw próbował wyrównać zęby Gregorowi – na próżno, jak zobaczycie w telewizji – wpędzając nas przez to w niezłe kłopoty. Poleciałam za nim, bo on zawsze najpierw robi, a potem myśli. A czasem tylko robi i w ogóle nie myśli. W każdym razie jak dobiegłam, to Greg leżał jak długi na ziemi i trzymał się za gębę, a Jasiek coś mu tam dukał nad głową z groźną miną. Wcale, a wcale nie było mi go żal. Znaczy Schlierenzauera. Odetchnęłam z ulgą, bo uf. Nie będę musiała robić operacji mózgu. Dalej go nie znoszę. Wróciliśmy do kadrowego busa i musieliśmy wysłuchać pokornie upomnienia za spóźnienie. Już się wydawało, że się na tym skończy, a wtedy przyleciał wściekły Alex. No i dostaliśmy podwójny szlaban. Jakby tego było mało, to od tego czasu Jan się do mnie przyczepił jak jakiś matoł. Chodzi za mną non stop, pomaga nosić torbę i narty, uśmiecha się głupio i w ogóle robi za najlepszego kolegę. Albo ochroniarza. Na nic moje tłumaczenia, że przecież zaraz ktoś zacznie coś węszyć i się pokapuje. Tłumacz głupiemu! W pewnym momencie to naprawdę myślałam, że się rozpłaczę. Jasiek się uparł, że zaniesie mi torbę do bagażnika i ze łba nie wybijesz! Wziął i niósł! Ja szłam za nim jak jakiś matoł niedorobiony, a Kot się gapił na mnie z otwartą gębą i aż się boję pomyśleć, co sobie myślał. Dobrze, że Kamil ma czachę nie dla ozdoby, więc coś rzucił żartem, że Ziobro przegrał zakład i będzie Prędkiemu nosił torbę. 

- Tak? A ja myślałem, że mu się ciąża na mózg rzuciła! – zaśmiał się Hula.

Kamil posłusznie zachichotał, Piotrek mu wtórował, ale nie wiem czy takiego Macieja to przekonało… W ogóle on tak dziwnie zaczął na mnie patrzeć, że już naprawdę mam dość! A jeszcze Krzyśka wysłali innym busem, więc nawet nie miałam okazji z nim pogadać. Chociaż może lepiej. Porozmawiam z nim jak już będę Mariną.

Zapięłam kombinezon pod szyję, sprawdziłam zapięcia i po raz ostatni usiadłam na belce w imieniu Marcina Prędkiego. Przede mną skakał Dawid i sądząc po reakcji publiczności całkiem dobrze sobie poradził. Mówiłam już, że uwielbiam tę atmosferę? Nie ma jak biało-czerwoni! Uśmiechnęłam się do siebie i mocno się odepchnęłam, przyjmując odpowiednią pozycję. Patrz Marcin i się ucz! Raz, dwa, trzy i już byłam w powietrzu. Czyli co? To mój ostatni skok w życiu? Powinnam poczuć ulgę, ale przez te parę sekund było mi tak dobrze, że lądując pomyślałam, że co mi szkodzi. Może czasem sobie przyjdę poskakać. Tak dla własnej przyjemności i rozwoju ogólnofizycznego. Przecież skakanie nie jest zabronione? Nawet nie zanotowałam, gdzie wylądowałam i która będę w klasyfikacji, więc dopiero Krzysiek i Dawid, którzy przybiegli z gratulacjami mi uświadomili, że chyba nie było źle. Wyszłam na prowadzenie! Czyli Prędki będzie co najmniej dziewiąty. Przybiłam piątkę z Gębalą, który puścił mi oko, bo on też wiedział. Fajnie dobrze skoczyć tak na koniec… 

- Szkoda, że nie ma Mariny – odezwał się Biegun, a ja zamarłam na chwilę, bo mnie zatkało. No co ja miałam powiedzieć?

- Nie mogła. Będzie nam kibicować w Zakopanem – wydusiłam w końcu głosem brata.

- Wiem, wiem – uśmiechnął się Krzyś. – Ale szkoda.

- Na pewno ogląda – dodałam jeszcze, ale musiałam przerwać tę rozmowę, bo już startował Ziobro. Swoją drogą czemu jest tak, że przy Biegunie ja nagle głupieję? Zawsze byłam wygadana, wszystko miałam pod kontrolą, a przy nim jakoś traciłam wątek i plątał mi się język. Nie rozumiem. Jasiek ładnie, daleko, ale nie tak jak ja! A to ci dopiero! Dojechał do nas, ale był całkiem blady i z wytrzeszczem na połowę twarzy, aż się zaczęłam trochę martwić. Bo co mu?

- Kurde, ojcem jestem – powiedział i usiadł na ławce. Ktoś próbował coś powiedzieć, ale Jan stwierdził, że potrzebuje chwili, żeby dojść do siebie, więc go posłusznie zostawiliśmy. Nawet telewizja mi dała chwilę wytchnienia. W ogóle redaktor Nie-Szczęsny był jakoś wyjątkowo dla nas uprzejmy i grzeczny, nie dopytywał o rywalizację w drużynie na Soczi ani nic tylko szczerzył się głupio i wiercił, jakby miał owsiki. Nie miałam siły się zastanawiać, o co mu tym razem chodziło.

Potem był jeszcze Didl, Gregor i Hayboeck. Więcej ich mama nie miała? Ale z jaką satysfakcją stwierdziłam, że wszyscy krócej i słabiej! Dopiero Kamil mnie wyprzedził, ale jemu wybaczę. W końcu lider naszej kadry. Za nim pojawił się Wellinger. A niech go świnia Didlowa kopnie! Wyprzedził nas cham i teraz on był na prowadzeniu! Ostatni na starcie został Hula. Tak wiem, niejeden się zdziwił, że wygrał pierwszą serię, ale bardzo dobrze. Udowodnił, że nikt przypadkiem nie błyszczy na Turnieju Czterech Skoczni i zamknął paszcze wszystkim krzykaczom, którzy mówili, że jest nieperspektywiczny! No i tak mnie kochany Stefcio zepchał na czwarte miejsce. Ale nie było mi smutno. Chyba się nawet przyzwyczaiłam. Wyściskałam po męsku najpierw Kamila, a potem Stefana i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie przylazła cała pielgrzymka Austriaków z gratulacjami. Odetchnęłam z ulgą, że stałam bezpiecznie między starszymi kolegami. Przecież nikt się nie odważy mnie publicznie napastować, nie? 

- Gratulacje – powiedział do mnie Gregor po niemiecku i uśmiechnął się jakoś tak przenikliwie, że zrobiło mi się nieswojo. Rozejrzałam się bezradnie, bo Kamil zajęty był rozmową ze Stefanem, a ta gwiazda z zadartym nosem gapiła się na mnie dalej bezczelnie. A jeśli by Krzysiek coś zauważył? A szczęście nie minęła nawet chwila, a zmył się i Greg, i jego obstawa od siedmiu boleści. Oj jak dobrze, że już więcej nie będę musiała oglądać jego gęby. 

Wszyscy poszli pod podium, więc miałam chwilę, żeby się przebrać i odetchnąć. Wzięłam plecak od Gębali, przebrałam buty, a gdy byłam gotowa to tylko zerknęłam na telefon, przeglądając wiadomości na komunikatorach społecznościowych. O, wiadomość! Nie mogę się doczekać Zakopanego. Ach, Krzyś! Ja też!  


--
No i w wreszcie jesteśmy. Ten czas tak leci, że aż trudno uwierzyć. Ostatnio spojrzałam w kalendarz nad biurkiem i zauważyłam, że mam ciągle ustawiony marzec. A już maj...
Tęsknicie ja skokami tak jak my? :)

Jesteśmy, jesteśmy! Ja co prawda ciągle w biegu, intensywnie jak nigdy...
Tu remont, tam szkolenie, tu projekt z władzą miasta, a w międzyczasie zawsze coś wyskoczy nieprzewidzianego...  
Czas mi ucieka przez palce! 
W takim razie nie ukrywam, że brakuje mi skoków, oj bardzo! 
Taka odskocznia od takiego tempa :)

Aria
 & Megi

P.S. Jak myślicie? Sebastian utrzyma tajemnicę czy sprawa się rypnie? :D

P.S1. No właśnie będzie trzymał gębę na kłódkę czy nie? :D