poniedziałek, 4 stycznia 2016

Epilog. Nic nie może wiecznie trwać




[Marina]


Cisza jak makiem zasiał. W ogóle skąd się wzięło to powiedzenie? Zastanawialiście się kiedyś? W każdym razie u nas nikt maku nie siał, a wszyscy siedzieli rzędem z gębami na kłódkę. Ani jeden się nie odezwał. ŻODYN. 

No dobra, mnie też do śmiechu nie było, bo trochę się stresowałam za mojego brata połamańca. Bo skoro już się męczyłam przez pół sezonu za niego, to mógłby tę nominację dostać, nie? A tu tylko pięciu mogło jechać i żadne programy wsparcia dla skoczków z nizin się nie liczyły! Konkurencja u nas była wybuchowa. Bo ktoś został w domu musi, tylko kto? Kamil? Mistrz Świata? A może Stefan – zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni? Kubacki też ostatnio pięknie skakał, w sobotę w drużynowym był indywidualnie najlepszy ze wszystkich, a w czasie TCS nawet był na podium! Krzysio wygrał jeden konkurs! Ziobro teraz coś przyspał, ale przecież szalał w Engelbergu! Piotrek i Maciej trójki nie zaliczyli, ale zawsze w czołówce się meldowali solidnie. Szczególnie Piotrek ładnie skakał na treningach w Zakopanem i Wiśle, a Kot ostatnio był przeziębiony, więc logiczne, że nie błyszczał. Nie mówiąc, już o mojej skromnej osobie… Gdybym tylko dzisiaj skakała jak Pan Bóg przykazał, a tak to sobie tylko mogę pluć w brodę. Pocieszam się tylko, że mój brat cudak i tak by lepiej nie skoczył, więc żadna strata. I jeszcze Klemens przecież! To ilu naliczyłam? Siedmiu i ja ósma! Znaczy ósmy. Marcin Prędki. Oj, na forach internetowych, to pewnie wrze i kipi ze złości, nadziei i zniecierpliwienia. Się porobiło pięknie! Zerkałam na nich dyskretnie, bo każdy się chyba denerwował jak ja. A sztab trenerski to nijak się nie przejmował naszym zdrowiem i samopoczuciem psychicznym i bezlitośnie był nieobecny! Chłopaki wydzwaniali co chwila do Skrobota, ale matoł nie odbierał. Jak raz potrzeba pomocy, to się nagle zrobił super przepisowy i ani słowem nie piśnie! 

- Idą! – wydarł się Piotrek na cały ryj, bo dostrzegł za oknem znajome sylwetki. 

Nas wszystkich aż wyprostowało! Zerknęłam na Krzysia, który usiadł obok mnie i aż mi się go zrobiło żal, bo taki był cały spięty. Poczułam chęć, żeby go objąć albo chwycić za rękę, ale natychmiast wyrzuciłam ją z głowy. Palnij się, babo w łeb! 

Drzwi trzasnęły i naszym oczom ukazał się zespół trenerów w pełnej okazałości. Aż pobladłam jak zobaczyłam gębę Grzegorza! Poważny był jak nigdy i wyraźnie unikał mojego wzroku. To nie wróżyło nic dobrego, oj nie! Kruczek chyba posiwiał jeszcze przez te dwie godziny, a może mi się tylko zdawało… Zasiedli sobie wszyscy jeden obok drugiego, a potem spojrzeli po sobie, jakby szukając ochotnika do przekazania nam tych cudownych (dla jednych) i strasznych (dla innych) wieści. Nikt się nie zgłosił, więc zaczął Kruczek od swojej tradycyjnej przemowy. Że we wszystkich z nas wierzy i że trudno było wybrać. Że miał urwanie głowy, ale musiał zdecydować. Standard. Zerknęłam po kolegach, ale zdaje się, że nikt nie słuchał tego wstępu, bo każdy czekał, żeby usłyszeć swoje nazwisko, odebrać bilet do Soczi i odetchnąć z ulgą. Także i ja.

- … żeby nie przedłużać. Do Soczi pojadą… – Na te słowa wszyscy podnieśli wzrok i zwrócili go w stronę głównego szkoleniowca. – Kamil…

No, żadna niespodzianka.

- … Stefan...

Można się było spodziewać. 

- … Dawid…

Rzuciłam mu szybkie spojrzenie i wcale nie wyglądał na zaskoczonego. 

- … Piotrek… 

Aż huknęło, taki kamień spadł z serca Pietera. 

Trener oderwał wzrok od kartki i przełknął ślinę. Było tak cicho, że gdyby w zimie latały muchy, to by nas zagłuszały trzepotem skrzydeł. Bo zostało jedno miejsce. JEDNO. Czyli nie pojedziemy razem z Krzysiem. Czyli albo on, albo ja. Albo Maciej. Albo Ziobro. Albo Klemens. Trzymanie w takiej niecierpliwości powinno być karalne! No Łukasz serca nie ma! Szukałam odpowiedzi w twarzy Grześka, ale nagle mu się zebrało na przeglądanie notatek. I taki był skupiony, jakby miał za nie dostać Nagrodę Nobla. Pozostali też udawali, że ich nie ma. Serce mi biło tak mocno, że dziwię się, że nie dostałam zawału na miejscu. Dobrze, że Gębala siedział w rogu, to by mnie ratował. 

- Braliśmy pod uwagę każdego z zawodników…

O nie! Znowu zaczyna się przemówienie! Nie myliłam się. Przyszło nam słuchać pochwał na każdego z nas po kolei. Że ten taki, ten siaki. Ten postęp wielki zrobił, temu niewiele brakuje do samej czołówki… Bla, bla, bla. A my tam z nerwów umieraliśmy!

- Ostatecznie, jeśli chodzi o piąte miejsce, to braliśmy pod uwagę… Maćka i … – Tutaj znowu zawiesił głos nasz trener-morderca. – Krzysia Bieguna…

A niech mnie piorun trzaśnie! Jeśli się zastanawiałam czy może być jeszcze bardziej cicho, to mogło. Właśnie było. Wymienieni skoczkowie wstrzymali oddech, a reszta spoglądała po sobie nerwowo. Ziobro był cały czerwony. Klemens przeźroczysty. Ja czułam, że nie oddycham. Nie będzie Prędkiego w Soczi! Nie pojadę! Znaczy nie ja, tylko mój brat! 

- Ale jak bez Prędkiego?! – odezwał się nagle Żyła i aż wstał. – To normalnie niesprawiedliwe! 

- Piotrek – upomniał go pan Zbyszek, więc skoczek posłusznie usiadł.

- Prędki nie jedzie – powiedział szybko Kruczek, a mnie wtedy pękło serce. Dosłownie mnie zabolało w środku, a w oczach zebrały mi się łzy wielkie jak grochy! – Powołanie do Soczi dostanie za to… Marina Prędka. 

Co?! Omamy miałam. Zwidy normalnie! I jeszcze rzuciło mi się na uszy! Bo jak? Kto? Skąd? Rozejrzałam się zdezorientowana, a wszyscy wgapiali się we mnie z otartymi ustami, więc z wrażenia aż wstałam.

- Kto? – wydukałam cicho. 

- Ty – poinformował mnie Kruczek i posłał mi przyjazny uśmiech. – Oczywiście, jeśli zechcesz, bo oficjalnie nie jesteś członkinią kadry kobiet.

- Ale… – zaczęłam, ale nie zdążyłam nic powiedzieć.

- Skąd trener wie?! – Żyła zerwał się z miejsca i zaraz zameldował się obok mnie, jakby w obronie. – Jak mamusię swoją kocham, ja nikomu nie powiedziałem! 

- On też wiedział? – odezwał się Ziobro. – Mówiłaś, że tylko ja wiem!

- Kto co wie? O co chodzi? – chciał wiedzieć Duduś, ale nie było chętnych żeby mu tłumaczyć, bo taki zrobił się szum. Każdy gadał równocześnie i jeden przez drugiego starali się wymyśleć, kto jest największą paplą i kablem w kadrze. Tylko Krzysiek Biegun nie wstał z miejsca i wpatrywał się we mnie smutnym, pełnym niedowierzania, ale i zawodu, wzrokiem. Obejrzałam się w jego stronę i chciałam podejść, wyjaśnić, wytłumaczyć, ale co mu miałam powiedzieć? Sorry, Krzyś. Każdy już wiedział, ale jakoś tak wyszło, że nie ty? Bo oczywiście żaden się nie domyślił niczego i po kolei się chwalili jeden przez drugiego, że dawno wiedzieli o mojej tajemnicy… 

- Cisza! – huknął w końcu Grzesiek. Obudził się w nim zmysł szefa. Rychło w czas. – Przecież jeszcze nominacje nie skończone! 

Chwilę jeszcze trwało, ale skoczkowie w końcu zajęli swoje miejsca, bo przypomnieli sobie, że dalej nie znamy piątego. Ja niby odetchnęłam, ale zrobiło mi się smutno, gdy Krzysiek odsunął się ode mnie, wpuszczając pomiędzy nas Piotrka. Czyli co? Teraz, gdy już mogłam być Mariną, to nie będziemy się kolegować? Gdy zerknęłam na niego jeszcze raz zrozumiałam, że on naprawdę miał do mnie żal. No tak, jakbyście się czuli na jego miejscu? Aż mnie przeszły ciarki. W zasadzie czemu mu nie powiedziałam? Nie umiałam sobie odpowiedzieć, a co dopiero jemu wytłumaczyć. 

- Piąty jedzie Kot – wydusił w końcu Kruczek. Chciałam podejść, pocieszyć Krzysia, ale odsunął się ode mnie, zrzucił z ramienia moją dłoń, pokręcił głową i usiadł skulony w kącie. Znowu zrobiło się głośno w pomieszczeniu, a mnie się zachciało płakać. Po co mi ta cała olimpiada, jak chyba straciłam właśnie Krzysia? Wróciłam na swoje miejsce i starałam się powstrzymać łzy. Stefan chyba zobaczył co jest grane, bo przeprosił Kota i usiadł przy mnie, a chwilę potem objął mnie ramieniem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że dyskusja na mój temat trwała w najlepsze.

- To od kiedy trener wie? – dopytywał się Piotrek, a Łukasz uśmiechnął się szeroko po swojemu i wzruszył ramionami, ale Żyła nigdy nie odpuszczał tak łatwo. – No od kiedy?

- Od zawsze – przyznał się Kruczek nieśmiało.

- Co?! – Sobczyk aż zerwał się z miejsca. – To ja na głowie stawałem, żeby utrzymać tajemnicę, a ty wiedziałeś?! Czemu się nie przyznałeś?

- Bo nie pytałeś – wzruszył ramionami trener. – To co Marina? Jedziesz?

- Jedzie!!! – odpowiedzieli za mnie chórem.

- No to skaczemy w mikście! – Piotrek był tak zadowolony, że aż zacierał ręce.

- Marinka będzie startowała w konkurencji pań – odezwał się pan Klimowski. – Ale w zawodach mieszanych nie wystartujemy. Nie mamy drugiej dziewczyny.

- No ale jak? – jęknął Maciek. 

No patrzcie go! Obudził się!

- Rozmawialiśmy z trenerem dziewcząt i żadna inna zawodniczka nie jest gotowa. Nie ma co ciągnąć na siłę… 

Wszyscy opadli na swoje krzesła. Zerknęłam na Bieguna, ale unikał mojego wzroku. Zaczęłam się zastanawiać czym się bardziej smuci – brakiem powołania na igrzyska czy mną? Po chwili uświadomiłam sobie niedorzeczność tego pytania.

- Kota przebierzcie – rzucił nagle Jasiek.

- Co?! – Kamil ze Stefkiem zapytali równocześnie.

- No Kota. Za babę. I se wystartujecie. 

- Sam się przebierz! – odgryzł się natychmiast Maciej. 

- Ale to wcale nie jest taki głupi pomysł! – ożywił się Hula. – Marinie przez pół sezonu udało się być chłopakiem i nikt się nie pokapował. No prawie nikt – dodał z uśmiechem, a Krzysiek – albo mi się zdaje, albo nie – jeszcze bardziej zamknął się w sobie.

- Odczep się! – warknął Maniek, ale dyskusja trwała już w najlepsze.

- Spójrzcie na jego facjatę! – powiedział Kamil. – I na cerę! Zaraz się wszyscy zorientują, że to on. I ma ciemny zarost! Nie przejdzie.

Po szatni przeszedł jęk zawodu, więc chyba wszyscy się zgodzili z mądrymi uwagami naszego lidera. Tylko jeden Maciej odetchnął z ulgą. A co? Przepraszam bardzo, ale mną to się nikt nie przejmował i nie żałował, nie? Jakoś musiałam przeżyć.

- Krzysia przebierzemy – odezwał się Sobczyk. Wstał i podszedł do Bieguna, który zaczął się rozglądać niespokojnie. Wszyscy spojrzeli na niego uważnie i po kolei na ich ustach pojawiał się uśmiech. – Mały, drobny, z delikatnymi rysami. Nadaje się idealnie! Marinka dała radę, to i on da!

- Taaak! – zaczęli wszyscy przytakiwać, a Krzysiek tylko zbladł. 

- Plan jest taki – Grzesiek stanął na środku i już był w swoim żywiole. – Dzisiaj ogłaszamy, że do Soczi jedzie Marcin, żeby nie było awantury. Ba! Afera będzie, bo powiemy, że jedzie i Marina Prędka! Szczęsny nam pomoże, nic się nie bójcie. Pewnie już i tak coś chlapnął, więc nie będzie tak całkiem z kapelusza. Czyli ustalone. Dzisiaj mówimy, że jedzie Prędki zamiast… hmm… Kota. A za tydzień ogłosimy ze smutkiem, że Prędki z Biegunem wywalili się na chodniku przed COSem i mają kontuzję! Macieja zgłosimy w miejsce Prędkiego, a nikt nie będzie węszył niespodzianek i pod spódniczkę Marinie zaglądał! Bieguna przemalujemy i zrobimy z niego… No właśnie? Jak chcesz mieć na imię? 

- Krzysztofa!

- Krystyna.

- Katarzyna!

- Zosia! 

- Może być Zosia – odezwał się wtedy Krzysiek. – W Szarych Szeregach też był Zośka.

- Zośka Sobczyk – kontynuował Grzesiek. – Moja daleka, ale dobra kuzynka. Skoki narciarskie miała od zawsze we krwi, ale…

- Wstydziła się swojego grubego kuzyna – dokończyłam, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Ale zaśmiali się wszyscy. Nawet Krzyś. No może Sobczyk coś tam kręcił nosem, że to wcale nie było zabawne. Jak nie było, jak jest?

- To będzie przekręt stulecia!



--
To już czas.
Ten czas, ten moment, ta chwila. 
Wszystko się wydało, albo jak w którymś odcinku; wszystko się udało. 
Sprawa się sama rypła, rozwiązała samowolnie!
Mania serdecznie pragnie Wam podziękować: za wsparcie, za tak liczne komentarze (te zachwycające jak i te, które sprowadzały ją na ziemię! Kłania się za nie nisko w pas). 
Niestety zmęczona dalszym skakaniem, zmuszona jest sobie wziąć zasłużony urlop od wyczynowego sportu. Wszak jej kochani mężczyźni, których bardzo polubiła zszargali jej nerwy. 
Wraz z nią pragnę i ja podziękować Wam za obecność, że historia ta nie tylko bawiła mnie, pozwoliła również zyskać wsparcie w Arii i uwierzyć, że nie ma co chować tej historii do szuflady tylko wspólnie ją udostępniamy!
Dziękuję, bo cóż innego mogę napisać? 
Dziękuję z całego serca Tobie - Ario oraz Wam!
Megi


Pożegnania zawsze są trudne, bo przecież wszyscy się przywiązaliśmy do tej opowieści, do Manii i jej chłopaków - prawda, bywają okropni, ale jak bez nich żyć? ;)

Ten cały czas, który tu spędziliśmy był dla nas baaaardzo udany - nie da się zliczyć wszystkich momentów, gdy pękałyśmy ze śmiechu (dziś, przed publikacją czytałam ostatnie odcinki i sama się śmiałam z własnych żartów :P to już chyba wyższy poziom mocy :P). Ale tak jest, że wszystko się kończy. Nic nie może wiecznie trwać. Choćbyśmy chcieli.
Ale nie smućmy się! Zostawiamy ich w fantastycznym momencie - jadą do Soczi i chyba nie mamy wątpliwości, że przekręt stulecia zakończy się sukcesem, nie? I będą żyć długo i szczęśliwie - zawsze na szczycie i zawsze w dobrej formie. I w dobrym humorze.
Przyłączam się do podziękowań Megi - dziękujemy wszystkim za to, że byliście! I Megi dziękuję za cały ten zwariowany czas, gdy tworzyłyśmy tę historię.
Aria

P.S.  I pamiętajcie, że nic nie może wiecznie trwać - niestety także kosmiczna forma Kamila. Tak to już jest, że raz jest lepiej, a raz gorzej. A wtedy gdy jest gorzej i już nie ma siły, to po to są kibice, żeby dmuchając w narty i trzymając kciuki pomóc wrócić na szczyt. 
Obie z Megi wierzymy we wszystkich naszych chłopaków (i dziewczyny też, a co!) i jesteśmy pewne, że już niedługo znowu będziemy się wszyscy śmiać.

Podpisuję się rękami i nogami! Sam Małysz w swoim felietonie przed wyjazdem na Dakar napisał pięknie, że nie skreślajmy chłopaków. Ma rację, a prawdziwy kibic skoków z naszymi orłami pozostanie na dobre i na złe! 

P.S. 2. A nie mówiłyśmy, że Stefan będzie dobrze skakać?? :P
Mania szczerzy się szeroko jak głupi do sera! Bo kto przewidział Stefanowi dalekie skoki i żeby się do roboty wziął? No kto? xD