niedziela, 13 kwietnia 2014

12. I ty możesz zostać Pitagorasem


[Marina]

Jestem fizycznie i psychicznie wykończona. Bo myślałam, że będąc w Polsce ja sobie najzwyczajniej w świecie odpocznę, ale nie, bo Kruczek się uparł, że skoro nasz klimat się zmienia i zamiast zimy mamy w grudniu jesień, to po jednym treningu, który nam się udało przeprowadzić na skoczni, będziemy ćwiczyć na siłowni. O ile skakać umiem i jakoś mi to umiejętnie wychodzi, że odległości są na zbliżonym poziomie do chłopaków, to w związku z treningiem siłowym popadłam w czarną rozpacz. Bo kurczaki pieczone, jak ja przed kolegami mam udawać, że 150 kg to tam dla mnie mały pikuś? I co mi z tego, że robiłam przerażone miny do Sobczyka, jak nie wypadało się znowu wykręcać przed Kruczkiem, że tego nie zrobię, tamtego nie chcę. Więc cóż. Albo przeżyję ten trening, albo umrę. Poza tym od ogłoszenia powołań na konkurs w Niemczech miałam inny problem na głowie. A kłopot ten był wyjątkowo upierdliwy, wydzwaniał do mnie od dwóch dni nieustanie, miał ze 180 cm wzrostu i na imię Klemens. Trzeba było zabić brata, jak się w domu było. Naprawdę. Bo ja już naprawdę nie rozumiem. On już się nie ma z kim kumplować w tej całej bandzie?


[Klemens]

Ostatni odcinek do COSu pokonałem biegiem, bo jak zwykle byłem spóźniony. A nie ma jak zrobić dobre wrażenie na trenerze pierwszej kadry, nie? Już widziałem oczami wyobraźni, jak włażę do hali po czasie, a Kruczek mówi: Skoro Klimka nie ma to jedzie Miętus! Aż mi serce mocniej zabiło, więc przyspieszyłem kroku, bo nie po to się tyle starałem, żeby mnie w końcu zauważyli, żeby teraz z własnej głupoty wylecieć na zbitą gębę! Od kiedy się okazało, że jadę, to już o niczym innym nie myślałem! Swoją drogą to się szykuje fajna ekipa. Będzie i Krzysiek Biegun, i Marcin Prędki. Po raz pierwszy cała nasza trójka na Pucharze Świata razem!

- Klemens Murańka – usłyszałem monotonny głos Kruczka, dokładnie w tej chwili, w której wpadłem już przebrany do sali. Nigdy nie zrozumiem po co on czyta za każdym razem listę obecności jak w szkole. 

- Jestem! – wrzasnąłem, żeby nikt nie miał żadnych wątpliwości ani powodów, aby mnie wywalić z drużyny. Zaraz się wypatrzyłem Prędkiego i Bieguna, więc przecisnąłem się między starszymi kolegami, żeby móc się z nimi przywitać.

- Kurde, Klemens, gdzie się pchasz jak koń w składzie porcelany?! – burknął Kubacki, którego przez przypadek zahaczyłem nogą i mało się nie wywalił. Ten to zawsze rano chodził wściekły i krzywo na wszystkich patrzył. Dopiero po obiedzie można próbować z nim wytrzymać.

- Prędki!!! – zawołałem, ignorując niezadowoloną minę Mustafa i walnąłem kumpla w plecy. – Kopę lat!

Uśmiechnął się do mnie szeroko, choć nieco nienaturalnie i poklepał mnie po ramieniu. Tyle czasu go nie widziałem. No właśnie… Ile? Chyba na początku października! Potem jemu szło lepiej, załatwili mu ten program wsparcia uzdolnionych ceprów i pojechał na Puchar Świata, a ja zostałem trenować. 

- Ale będzie ekipa, co? – powiedziałem półszeptem, trącając Marcina w bok. Zaśmialiśmy się głośno.

- Kto gada zamiast słuchać trenera? – warknął Kot i spojrzał na mnie tak, że zaraz się zamknąłem. Pogadamy sobie później! A może nas zakwaterują razem? Ino najlepiej wszystkich trzech!


[Marina]

Serce biło mi coraz mocniej, bo jeszcze tylko Żyła, potem Kot i przyjdzie kolej na mnie. Czekałam jak na skazanie przed sądem. I nie byłoby to straszne, gdybym nie wątpiła w sprawiedliwość wyroku. Wszak byłam całkowicie niewinna. Bo moja wina, że zbudowana fizycznie jestem tak, a nie inaczej i że urodziłam się dziewczyną, a to znaczy, że biologicznie jestem słabsza od tych cymbałów? No właśnie. Nie żebym była przeciwniczką jakiegoś równouprawnienia czy coś, no ale świata nie oszukasz. Przygniecie mnie ta sztanga, wbije w podłogę i tyle będzie z genialnego skoczka młodego pokolenia, a koledzy ulubieni umrą ze śmiechu. Bo taki Pietrek robi przysiad dźwigając 140 kg, a Prędki nawet połowę z tego nie uniesie. Żyła skończył ćwiczenie i pokazał język swojemu następcy, bo to, że Maćkowi musieli zmniejszyć obciążenie nieustannie napawało go dumą. Kocur mruknął coś niezadowolony, że nie pozwoli mu brać na bary więcej niż mu trenerzy zapisali, a Piotrek podszedł do mnie.

- A Marcin takie chuchro to ciekawe ile uniesie!

Ciekawe jak cholera! Ile kilogramów Prędkiego przygniecie? Nie słyszał Pietrek, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, bo skoro to ostatnie chwile na tym świecie, to lepiej mieć przyjaciół, a nie wrogów, nie? Żyła walnął mnie w plecy, co w jego języku pozawerbalnym znaczyło tyle, że mi życzy powodzenia i poszedł pod ścianę do Kubackiego. Rozejrzałam się, poszukując wzrokiem Grześka, ale oczywiście geniusza nigdzie nie było. Taki to mój opiekun i obrońca. Klemens robił skłony z obrażoną miną, bo dopiero dzisiaj go uświadomili, że Biegun nie jedzie z nami do Niemiec tylko na Uniwersjadę do Włoch. Kot tymczasem wydawał jakieś dziwne dźwięki, a ja zacisnęłam zęby ze zdenerwowania, bo co miałam powiedzieć? Nawet nie wiem ile Marcin zazwyczaj dźwigał.

- Chodźże Prędki! Specjalne zaproszenie wysłać? – burknął Skrobot, kręcąc głową z oburzenia. Jasne! Rówieśnik Titusa i Macieja, a myśli, że wszystkie rozumy pozjadał, tylko dlatego że jest zapisany jako sztab szkoleniowy, a nie zawodnik. – Ile mu ustawić, bo nie pamiętam?

Kruczek podniósł rozkojarzony wzrok na mnie, a potem na Skrobota. Wzruszyłam ramionami, tłumacząc, że ja nigdy nie miałam do liczb pamięci, więc podnosiłam tyle, ile mi kazali. Trener w tym czasie wertował swoje notatki coraz bardziej zniecierpliwiony.

- Grzesiek! Czemu karty Prędkiego nie ma? – wrzasnął w końcu, ale nikt mu nie odpowiedział. Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że asystent naszego szefa zniknął. Każdy jeden z chłopaków wzruszał ramionami, bo to chyba trener skoczków, a nie skoczkowie trenera powinni pilnować, nie? 

- Kacper, no co się patrzysz? Idźże go poszukać! – odezwał się ktoś wreszcie. To Gębala nagle poszedł po rozum do głowy i wpadł na to, że pora interweniować. Stanął obok mnie i zaczął tłumaczyć, że Prędki jest w fazie intensywnego wzrostu i nie powinien dźwigać ciężarów. On serio myślał, że z Kruczka można robić debila? Znając naszego trenera, to on dokładnie wszystkiego się wywiedział. Obserwowałam w napięciu twarz naszego szkoleniowca, ale wtedy przylazł Hula.

- Łukasz, Grzesiek cię woła!

- Teraz?

- Teraz!

I w taki oto sposób Stefan mi życie uratował! Jak będzie kiedyś jakiś konkurs, to weźcie na niego głosujcie, bo to przecież chodzący anioł! 


[Grzesiek]

Nic lepszego nie wymyśliłem! Dobrze wiedziałem, że nic tak nie wkurza Łukasza jak niekompletne notatki, więc ani trochę się nie zdziwiłem, gdy rzucił wszystko, wstrzymał trening i zaraz przyszedł do naszej kanciapy.

- Co chcesz? – zapytał patrząc na mnie, a mnie nie pozostało nic innego, jak udawać idiotę.

- Ja?

- Stefan mówił, że mnie wołasz!

- Gębalę, a nie ciebie! Co ten Hula? Zgłupiał? – zapytałem retorycznie, a Łukasz tylko zmarszczył brwi.

- Trening jest – powiedział tylko, a te dwa słowa były święte i równoznaczne temu, że nie ma czasu na żadne bzdury.

- W plecach mnie strzyka – jęknąłem, wzdychając przy tym głośno, aby dodać swojej wypowiedzi tragizmu. 

- Trzeba się więcej ruszać!

Odwrócił się na pięcie i odszedł. Tak to się przejmuje swoimi współpracownikami. Człowiek, by umrzeć zdążył, niż by mu ktoś tutaj pomógł i w cierpieniu poratował! Wyprostowałem się, aby się upewnić, że ze stanem mojego kręgosłupa wszystko w porządku i powoli ruszyłem z powrotem na halę. Prędkiego kolejka już pewnie minęła, więc jak się któryś dureń nie uparł, żeby młodemu liczyć kilogramy i wytykać, to powinno być wszystko dobrze. 

Zajęcia się skończyły, więc czekałem przy samochodzie, żeby odwieźć tę pyskatą smarkulę do domu. Znowu się do mnie nie odzywała, ale gdybym się jej wszystkimi humorami przejmował, to bym dawno zawału dostał i pan Apoloniusz by musiał szukać innego głupiego. Ciekawe o co tym razem się gniewa.

- Co z tobą? – zapytałem. Tak wiem, najbardziej dyplomatyczne to nie było.

- Nic.

- Taka jesteś cicha, grzeczna i mniej pyskata. Stało się coś?

- Nie – szepnęła i pokręciła głową. Ale ja nie jestem idiotą, oj nie! Na żonie się nauczyłem wyjątkowo dobrze, że kobiece zaprzeczanie i zapewnianie, że wszystko jest w porządku, to ostatnia rzecz jakiej można ufać.

- Chłopaki ci dokuczają? – zapytałem łagodnie, a mina dziewczyny wskazywała, że chyba w samo sedno problemu trafiłem. – Który?

- Jasne! – wybuchła nagle. – Ty też myślisz, że Prędki to lizus i skarżypyta?!

- Ja nie myślę! – zaprotestowałem natychmiast.

- Zauważyłam!

Pewnie! Ja chciałem tylko pomóc, ale jak zwykle mnie się najwięcej obrywało. Ale co zrobić, jak ona przeżywa okres dojrzewania i młodzieńczego buntu? Lepiej się już nic nie będę odzywał.


[Marina]

Dojechaliśmy do Titisee-Neustadt, a ja nie czekając na żadne zarządzenia wpakowałam się do pokoju Sobczyka. Trudno. Chciał Prędkiego, to teraz będzie musiał mnie znosić. A ja nie miałam najmniejszej ochoty mieszkać z żadnym z tych baranów. Klemens miał minę jak dziecko, które znalazło pod choinką piękną zabawkę, a się okazało, że to prezent dla brata. Wyjaśniłam krótko, że to nie ja wymyśliłam, tylko zarządzenie odgórne, bo mam ogólnie szlaban. W zasadzie nie było to kłamstwo, bo dalej nigdzie nie mogę wychodzić sama. Ułożyłam swoje rzeczy na półce, a potem wskoczyłam na łóżko i ani mi się śniło wstawać. Na moich kochanych rodziców, ja nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo zszargałam sobie opinię i Marcinowi przy okazji. Nie sądziłabym, że moi koledzy takie mają o mnie wyrobione zdanie, a szczególnie Janek. Ziobro po prostu się uwziął na mnie i już. Nawet Maciek przyznał, że nie jestem taka zła (a raczej zły), jak się mnie lepiej pozna, a tamten sobie wbił durnotę do łba i przyczepił się mnie jak rzep do psiego ogona. Miałam dość jego nieustannych docinek! Westchnęłam głośno, a wtedy dostrzegłam, że Sobczyk mi się przygląda. Znalazł się nagle ojciec miłosierdzia. 

- Spowiadaj mi się tu mała, bo widzę, że coś cię gryzie.

- Nic mnie nie gryzie… – westchnęłam, ale potem pomyślałam, że co mi tam. – Dobra! Chciałabym, żeby Ziobro trochę zszedł ze mnie, bo przecież nic mu złego nie zrobiłam. To nie moja wina, że ja go biję o głowę i na treningach i kwalifikacjach, a o konkursie nie wspomnę. Jest mi przykro. Ja wiem, że on nie wie, że ja jestem dziewczyną i że Marcin by się pewnie najmniej przejął, co się mówi na jego temat, ale mi jest smutno, że nie chce mnie poznać lepiej. Myślisz, że gdybyśmy mu powiedzieli, zmieniłby nastawienie do mnie? 

Grzegorz zrobił się na twarzy przezroczysty, a jego spojrzenie nie wyrażało żadnego zadowolenia ani aprobaty dla mojego pomysłu, a tylko przerażenie. 

- Nie wystarcza ci, że Stefan wie kim naprawdę jesteś? – spytał nerwowo, a ja oparłam się plecami o ścianę. Grzesiek pewnych spraw nie rozumiał. Albo inaczej. Nie czuł ciężaru odpowiedzialności i ciągłego poczucia winy, że nie mówię prawdy, jakie odczuwałam wobec pozostałych kolegów. 

- Swoją drogą z racji tego, że dwa konkursy opuściłaś, Hofer dopuścił tego drugiego z wsparcia programu nizinnego.

- O, kogo? – spytałam, będąc przez chwilę zainteresowana, bo to miłe jednak odczucie, że nie będę się czuła sama jako wybraniec pośród innych pechowców, którym się nie udało, bo taki Prędki ich wygryzł. 

- Jakiś Thomas Diesel, Didl, Diet… Nieważne… Znaczy ważne, że z Austrii. I wiesz co, mała? Pora tutaj pokazać twój babski pazur, że nie oddasz tak łatwo wypracowanej pozycji, bo Austriacy to skaczą z radości, jakby gwiazdkę z nieba dostali. Są przekonani, że zawojują na wszystkich imprezach. 

Pokiwałam grzecznie głową, bo przecież nazwisko niewiele mi nie mówiło. Chociaż zdawało mi się, że już je gdzieś słyszałam. Zresztą wcale mi nie zależało, żeby poznać nowego konkurenta. Nic nie zdążyłam powiedzieć, bo rozległo się pukanie do drzwi i do naszego pokoju wpadł Kruczek cały czerwony jak burak. W okolicach skroni drgała mu mała żyłka, więc mimo pozornie spokojnej twarzy wiedziałam, że jest wściekły.

- Ja się pytam co to jest?! – wrzasnął machając jakąś kartką, którą po chwili dał Sobczykowi, a sam stanął z założonymi rękami, przyglądając mi się uważnie. Wspięłam się na palce, żeby zajrzeć przez ramię mojego opiekuna, ale gdy tylko dostrzegłam, jaka jest przyczyna awantury, to przestało mi być wesoło. Świetnie!

- Yyyyy… Oceny Prędkiego – odpowiedział przytomnie Grzegorz genialny, a ja westchnęłam przeciągle. Zabiję Marcina, jak nie znoszę Schlierenzauera, tak go gołymi rękami uduszę. Zorientowałam się, że obaj się na mnie patrzą, więc spuściłam głowę, by ukryć czerwieniejące się policzki.

- Trzy jedynki z matematyki?! – darł się tymczasem Kruczek. – To ma być reprezentant Polski na konkursach międzynarodowych?!

Chciałam uprzejmie zauważyć, że zawody są w skakaniu, a nie w rozwiązywaniu głupich ćwiczeń z arytmetyki albo algebry, ale wolałam milczeć i się dodatkowo narażać. Po chwili się okazało, że moi genialni rodzice po powrocie z wywiadówki zeskanowali moje oceny i wysłali je mailem do głównego szkoleniowca. Nie ma jak solidarność w rodzinie! I co ja mam teraz mówić? Jak się tłumaczyć? I żeby nie było! TO SĄ OCENY MARCINA!!! Ja nawet jak czegoś nie umiem, to dostaję czwórkę, ostatecznie z minusem, ale żeby trzy pały? No i warto zauważyć, że ten matoł siedzi cały dzień w domu na tyłku, więc absolutnie nie rozumiem czemu nie mógł się nauczyć i zaliczyć tej głupiej matematyki?! Więc nie dość, że teraz mam na głowie swoje problemy z zaliczeniem materiału, to jeszcze będę się męczyć z ocenami Marcina! A przecież ja funkcji wymiernych jeszcze w Stams nie miałam, bo będą dopiero w drugim semestrze! Sobczyk uniósł brwi i wgapiał się we mnie jak idiota, że niby coś mam się odezwać.

- Eeeee… Ja… poprawię – obiecałam szybko i zrobiłam najbardziej skruszoną minę jaką tylko potrafiłam.

- No ja myślę! – ogłosił Kruczek. – Pojutrze przez Skype masz umówioną rozmowę z panem od matematyki i będziesz cały materiał z pierwszego semestru zaliczał! W mojej obecności! 

Przełknęłam ślinę, pomstując w myślach na brata. Bo mało, że za niego skaczę, a jeszcze za niego będę matmę nadrabiać?! A ciekawe kto zda za mnie! Ale co miałam powiedzieć? Że nie moje oceny? No właśnie. Pokiwałam, więc głową grzecznie po cichu licząc, że do soboty to będzie koniec świata albo umrę i mi zaliczenie przepadnie. Kruczek wyszedł trzaskając drzwiami, że kto to widział i że jak ocen nie poprawię, to wrócę do szkoły i skończy się skakanie, bo on pracuje z dorosłymi ludźmi, a nie będzie się uganiał z dzieciakami. Super. Teraz nawet trener mnie nie lubi. Dzięki, Marcin!

- No co się gapisz? – burknęłam do Sobczyka. – Mam nadzieję, że jesteś dobry z majcy, bo ktoś mnie musi nauczyć!

- Ale że ja? – spojrzał zdziwiony. – Nie martw się, mała. Coś wymyślimy…

Tak, jasne. Rzuciłam okiem na tę kartkę i aż mi się włosy pod peruką zjeżyły, bo ten mój braciszek to robi sobie jaja po prostu i ze mnie debila. Same tróje z góry na dół, a z matematyki trzy pały na czysto! Wyobrażacie sobie?! Westchnęłam głośno, a potem wyszłam z pokoju i skierowałam się na stołówkę. Problemy, problemami, ale jeść przecież trzeba. Matoły tak się darły, że ich na drugiej stronie korytarza było słychać, a o mnie mówią, że jestem dzieciak! Dopiero jak weszłam do środka, to zaczęłam rozumieć nad czym się toczy ta żywiołowa dyskusja, a to mi się wcale, a wcale nie podobało! 

- Raz dwa Prędkiego nauczymy! – perorował Piotrek, klepiąc Klemensa w plecy.

- No pewnie! 

- Jak ty, jak ja? – wtrącił się im w słowo Kubacki. – Od kiedy ty taki orzeł z matmy?

- A co ci się nie podoba niby? – oburzył się Murańka.

Westchnęłam cicho, poszukując miejsca gdzieś najdalej od nich, ale już mnie zauważyli i wszyscy gapili się na mnie.

- Taki kujon, a głupek! – zawołał Ziobro na przywitanie. – Ja na pewno nie będę uczył.

- Bo nic nie umiesz! – dogadał mu Kubacki i od razu poczułam do niego więcej sympatii.

- Nie umiem – przyznał Ziobro z głupim uśmiechem i zajął się jedzeniem.

- Przepraszam bardzo, nie żebym się chwalił, ale ja tu skończyłem studia, mam tytuł magistra i uprawnienia nauczycielskie! – Świetnie. Nawet Kamil brał udział w tej żenadzie. 

- Ale do uczenia bachorów WFu, a nie matematyki!

- Ale z matmy byłem dobry!

- Jasne, a kto zżynał ode mnie na kartkówce w trzeciej klasie? Myślisz że już zapomniałem? – zapytał Piotrek rezolutnie.

- Bo byłem na Olimpiadzie, a nie na lekcjach! Skąd miałem umieć geometrię?

- A Prędkiego uczyć i mądrzyć się to pierwszy!

- Chyba was pogięło! To oczywiste że ja powinien tłumaczyć – odezwał się Kot. – Kto miał 100 % z matury z matematyki?

- Tylko nie Kot! – warknęłam, bo jeszcze brakowało tylko, żebym się musiała użerać z tym upierdliwcem. Przecież ja prędzej go zabiję, niż się czegoś nauczę. Swoją drogą ciekawe, co oni tak nagłą miłością do mnie zapałali i każdy jeden chętny do pomocy. Przysłuchując się kłótni szybko zrozumiałam. Nie o Prędkiego im chodziło i jego nieszczęsne oceny, ale ważne, żeby wyjść na najmądrzejszego w całym towarzystwie. Westchnęłam po raz kolejny, bo tak sobie pomyślałam, że jaka to szkoda, że nie ma Krzyśka Bieguna. Tak, on by mnie zdecydowanie uratował…

- A może Prędki sam sobie wybierze korepetytora? – odezwał się w końcu mój prawny opiekun. Raz jeden mi przyszedł na ratunek.

- Żaden z nich – burknęłam. – Będę się uczył przez Skype’a z Biegunem!

--
Wygrał Krzyś! Tylko szkoda, że nie pojechał do T-N :P AF
Odbijemy to sobie inaczej! Ach, uwielbiam wkurzonego trenera! Strzeżcie się wściekłego Kruczka! M.