piątek, 28 marca 2014

11. Złość piękności szkodzi


[Grzesiek]

Mówię Wam i lojalnie Was uprzedzam już teraz, że ta mała mnie kiedyś wykończy. Przez nią padnę któregoś dnia na zawał i tyle będzie uciechy z programu wspierania sportowców z terenów nizinnych. Hofer naprawdę się wkurzył, że Prędki miejsce ma przyznane specjalne, a nie skacze i na nic były wszystkie moje tłumaczenie, że nam biedaczek zaniemógł. Ten gość nie ma chyba ani serca, ani rozumu. No ale co zrobić, szefa mamy jakiego mamy, skały się nie zje, nie? Zabrałem więc Stefka jako wsparcie i przed niedzielnym konkursem poszliśmy do Mariny, żeby ją przekonać, żeby jednak się zebrała do startu, bo Hofer oszaleje i jeszcze odbierze to miejsce dodatkowe dla ceprów. Jeszcze dobrze do drzwi nie doszliśmy, a już do naszych uszu dobiegły odgłosy awantury. Kot stał na korytarzu, trzymając otwarte drzwi i darł się na Prędkiego. Ja wszystko rozumiałem, że oni są młodzi i w ogóle, ale nie mogą się kłócić przy zamkniętych drzwiach, tylko zawsze cały hotel musi słyszeć? 

- Zamiast jęczeć byś się do roboty wziął! Ile można stękać?! 

- Nie twoja sprawa! – odpyskowała dziewczyna, naśladując brata.

- Pewnie! Najprościej leżeć dupą do góry i zrzędzić!

- Odezwał się ten, co nigdy nie narzeka!

- Wstawaj i idziemy trenować, a nie! – wrzeszczał Maciej, a tego, co Marina mu wykrzyczała, to może nie będę przytaczał, bo może nie wszyscy pełnoletni są w naszym gronie. Uszy mi aż urosły, bo takie to małe i kto by przypuszczał, że takie słowa zna. Ludzie z sąsiednich pokoi zaczęli już wyglądać na korytarz, więc przyspieszyliśmy ze Stefkiem kroku, aby zapobiec kolejnej aferze. Maciej oznajmił, że ma Prędkiego w tej części ciała, w której Jasiek ma luz, obrócił się na pięcie i poszedł do Żyły. Aż się zdziwił, że my z własnej woli chcemy włazić do jaskini niedźwiedzia. Stefan tymczasem zachowywał powagę na twarzy i nie wiedziałem, czy się zaczynał bać jak go przywita Marina, czy po prostu zamierzał mi trochę pomóc w postawieniu małolaty do pionu. 

Nim ja zacząłem logicznie myśleć i układać sobie mądrą przemowę w głowie, to Stefan już siedział przy łóżku Mariny. Była blada, a nawet więcej niż blada. Od razu było widać, że najlepiej to się nie czuła, chyba nie umierała, nie? Całe szczęście, że ja nie jestem trenerem kadry dziewcząt, bo bym dostał rozstroju nerwowego i osiwiał szybciej niż Łukasz. Albo wyłysiał. Aż strach pomyśleć, że one tak co miesiąc! A znając moje szczęście, to jakbym miał pięć skoczkiń pod opieką, to tak by się ułożyły, żeby mnie gnębić przez cały miesiąc jedna za drugą po kolei! Złapałem się za głowę mimowolnie na samo wyobrażenie, ciśnienie mi skoczyło i dopiero sobie przypomniałem kim jestem i gdzie, no i że w kadrze mamy samych facetów i jednego Prędkiego tylko. Uf. Zerknąłem na Marinę, a ta westchnęła głęboko, obrzucając nas długim spojrzeniem.

- Tak, wiem. Miałam się na dzisiaj wykurować, ale jest gorzej niż wczoraj. Najmniejszy ruch sprawia mi ból i nie ma szans bym łaziła jak facet – szepnęła.

Stefan rozłożył ręce bezradnie i tyle miałem z jego pomocy. A dziewczę takie robiło oczy wielkie i smutne, że co miałem zrobić? Obiecałem, że wszystko jakoś załatwię. No i w ten sposób znowu musiałem obmyślić piekielnie dobry plan przed Walterem, FISem, Kruczkiem i wszystkimi, że znowu coś to temu Prędkiemu dolega i to go absolutnie wyklucza z rywalizacji. Nie załamalibyście się na moim miejscu? No, ale z drugiej strony sama najlepiej wiedziała, co jej dolega i skoro mówiła, że nie da rady, to cóż, trzeba było po prostu jej uwierzyć. Tylko, że pieronica mała nie zdawała sobie sprawy w jaką kabałę mnie niezłą zaczynała wrabiać. Wychodziłem więc z jej pokoju zastanawiając się, co ja mam powiedzieć Hoferowi i przysięgając sobie, że nigdy, przenigdy, choćby mi nie wiem ile płacili, nie będę pracował z dziewczynami!

No i cóż, zajechaliśmy do miasteczka skoczków, oczywiście bez Mariny, a wypakowując sprzęt cały czas rozmyślałem, co mam powiedzieć. Oczywiście Maciek w busie zdążył naopowiadać, że Prędki to cały czas leży i jęczy, zamiast wziąć się w garść, a on mu mówił i dobrze radził. Jednym słowem było mi żal Mariny. Bo teraz będą się nabijać z Marcina na całego! Ogólnie wiadomo, że ja jestem super spokojnym człowiekiem, rzadko można mnie wyprowadzić z równowagi i w ogóle jestem chodząca dobroć, ale w chwili, gdy wysiadaliśmy nie wytrzymałem, bo Kot zaczął udawać stękanie, a reszta oczywiście w śmiech! Zdenerwowany wrzasnąłem na żartownisiów, bo przecież dla Piotrka, Dawida, Titusa, Ziobry i Krzysia to był rewelacyjny kawał, pierwsza klasa.

- Ciekawe, co wy byście zrobili, jakby was biegunka dopadła! Zero współczucia dla kolegi i poszanowania, że cierpi!

Chłopcy zamilkli, ale ja gdybym zdawał sobie sprawę, że mówię to w złej godzinie, to jak kocham moją żonę, zakneblowałbym sobie usta, bo gdy się odwróciłem by z Łukaszem porozmawiać o ważniejszych sprawach to zauważyłem, że obok Klimkowskiego stała cała ekipa TVP z wyszczerzonym panem Szczęsnym na czele. No to pięknie! Aż wstrzymałem oddech, bo coś czułem, że gdy wrócę do hotelu to nie dość, że mała mnie rozszarpie, to i jeszcze telefon będzie mi brzęczał od samego nieobecnego poszkodowanego, bo jakby nie patrzeć to jego wizerunek najbardziej ucierpiał. Ale przynajmniej wiedziałem, co powiedzieć Hoferowi. Dobre i to. 


[Marina]

Byłam zła, ba wściekła, że jestem dziewczyną i, że akurat teraz musiałam dostać okres. Bo nie mógł mi się przesunąć, spóźnić jak to zawsze bywało, tylko nagle jak mi szło coraz lepiej, to bęc! Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zawody zorganizowali normalne, z dwiema seriami i wszystko pięknie, tylko beze mnie! Znaczy się nie beze mnie, tylko bez mojego brata. Chociaż w sumie wszystko jedno, nie? 

Tym razem na nudę nie narzekałam, ponieważ do towarzystwa i opieki nade mną miałam Stefka. I muszę wam powiedzieć, że facet mi zaimponował. Bo gdy ja byłam w toalecie, zdecydował się pogrzeszyć i z uśmiechem powiedział, że to ma być nasza mała tajemnica. Zamówił dla nas popcorn i sporej ilości pucharek lodowy z polewą czekoladową i owocami. I jak go tutaj nie kochać? A ja głupia, tyle czasu wzdychałam do Titusa. Pewnie! Teraz bym się naśmiewała z krokodyli i tyle by było. Posłałam mu szeroki uśmiech, bo naprawdę z nim to bym mogła i konie, i księżyc ukraść. Oglądanie i wspólne komentowanie każdego skoczka było czasami śmieszne, ale i pomocne dla mnie. Szczególnie, że ja sama nie mam dobrej pamięci do zapamiętywania wszystkich chłopaków, którzy skaczą w różnych barwach narodowych. Na przykład taki Nurmsalu? Jak spamiętać? Opychaliśmy się więc smacznymi lodami, czasami żartując sobie z naszych kolegów, aż do momentu, gdy jakieś Niemiec miał mój numer startowy, a wtedy do naszych uszu dobiegł lament pana Szaranowicza, jaki to Prędki biedny i jakie nieszczęście go spotkało. Zwróciłam oczy na Stefana, a i on patrzył na mnie zaskoczony. Miałam ochotę wrzeszczeć i tupać nogami, a najlepiej to jechać tam pod skocznię i zamordować wszystkich, bo kto powiedział, że ja do jasnej anielki mam sraczkę za przeproszeniem?!

- Stefan! Błagam cię powiedz, że ja mam omamy słuchowe – zawołałam. – I że to właśnie nie poszło w cały świat!

- W sumie to pewnie tylko w Polskę. Wątpię, by tacy Niemcy słuchali w naszym języku.

Pięknie. Idealnie. Doskonale. Umrę. A jak nie umrę, to zabije mnie Marcin.


[Maciej]

Coś w tej skoczni było nie tak. Albo inaczej. Coś we mnie było nie tak, bo do tej dużej skoczni za nic się nie mogłem przekonać, ani dostosować. Choć w konkursie oddałem najlepsze skoki, dużo lepsze od treningowych, to do dobrego miejsca i tak nie wystarczyło. Na pociechę Piotrek całkiem fajnie wystartował. Szkoda, że drugi skok mu tak nie wyszedł, bo mogło być podium.

- He, he, he – zaśmiał się, siadając obok mnie w busie. Ten to jest udany. Zamienił miejsce drugie na szóste, a nic się nie przejmował. – Błysku nie było, bomby-skoku brakowało to i fajerwerki nie dla Pietera, nie?

Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową, a ten już mi opowiadał dalej:

- Telemark mógł być ładniejszy, no, ale co zrobisz? Trzeba sobie dalej spokojnie pracować to będzie lepiej. No ale i tak jest dobrze, nie? Fajna skocznia.

- Właśnie tak sobie myślę, że coś mi w niej nie pasuje – powiedziałem. – Nie mogę się wstrzelić w próg. Za nic nie mogę zdążyć z wybiciem…

- Bo z progiem to jest jak z pociągiem. Albo zdążysz, albo ucieknie, he, he – stwierdził filozoficznie. – Jedno jest pewne, że nie bedzie czekał na ciebie!

No i takie ja mam z nim życie. Daje słowo, że jak będę miał więcej czasu, to napiszę książkę Moje 365 dni z Piotrem Żyłą. Zbiję na niej fortunę i będę urządzony do końca żywota. Bo przecież i wy kupicie, nie? A drugi tom będzie miał tytuł: Złote myśli Piotra Żyły. Poradnik szczęśliwego człowieka. Tak sobie rozmyślałem, a chłopaki już zaczęli planować wieczorne wyjście na pizzę. Jak mam być szczery, to ja bym chętnie został w pokoju, obejrzał film albo poczytał coś ciekawego, ale nie. Już zarządzone, że idziemy i już.

- A co, Prędki sam zostanie? – zapytałem.

Piotrek zaraz zaczął zapewniać, że nie, że też pójdzie, że sam co będzie biedny robił.

- Tylko jak? W pampersie? – wtrącił się Ziobro i zaczął się śmiać głośno. Cóż, żart to średni mu wyszedł, ale jakby nie patrzeć, to problem był niemały.

- Zamówimy pizzę i zrobimy posiadówę u nich w pokoju – wrzasnął Żyła i aż podskoczył z radości, że ma tak genialne pomysły. Ja jęknąłem, bo już sobie wyobraziłem tę całą zgraję okupującą moje własne łóżko! Nigdy w życiu! Przylezą wszyscy, będą siorbać, mlaskać i chrupać do nocy, a potem ja będę chciał iść spać, a żaden geniusz się nie domyśli i dalej będą siedzieć i mi przeszkadzać.

- Nie ma mowy! – zaprotestowałem, bo chyba mam prawo bronić własnej przestrzeni życiowej, nie?

- Dobra! Możecie siedzieć u nas – powiedział Sobczyk szybko i nie wiem czy mi się tylko wydawało, ale chyba był trochę podenerwowany.

- Szybujemy oooooo, szybujemy ooooo, szybujemy… 

Świetnie. Jeszcze któregoś zaczęło męczyć natchnienie, a reszta się zaraz dołączyła i już cały nasz autobus śpiewał w najlepsze refren tej piosenki. Lubicie Enej? To wyobraźcie sobie Mistrza Świata, który w ręce trzyma butelkę wody mineralnej jak mikrofon i przeraźliwie fałszuje. Właśnie tak! Wtórowali mu Skrobot i Ziobro i połowa sztabu szkoleniowego. Kubacki z Miętusem zajęli się układem choreograficznym, a ja schowałem twarz w dłoniach. Z kim ja się zadaję?


- Kurde, ludzie! Przecież to powinien być hymn Kubackiego!!! – wydarł się Piotrek, a ja nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać razem ze wszystkimi. Trudno. Najwyżej powiecie, że jestem nienormalny tak samo jak oni. 


[Marina]

Ta cała sraczka, czy jak kto woli ROZWOLNIENIE, było o tyle pomocne, że z czystym sumieniem mogłam się wymigać od tego ich całego spotkania integracyjnego. Im serio się nie nudzi? Na skoczni razem, na treningu razem, w czasie wolnym razem. Taki Żyła to chyba jak jest z żoną i dziećmi na wakacjach to codziennie dzwoni do kolegi Macieja, bo przecież by umarł i usechł z tęsknoty. Gorzej niż przedszkolaki. Serio. Próbowali mnie wyciągnąć i Stefan, i Grzesiek, i nawet Piotrek przyszedł i przekonywał, że kibel będę miała na własność, a oni będę chodzić za potrzebą do Dawida i Titusa, ale powiedziałam, że nie chcę ich zarazić, bo a nuż a to jakiś wirus czy coś, więc zaraz się wszyscy wynieśli i było trochę spokoju. 

Kolejnego dnia genialny Grzegorz zawiózł mnie do mieszkania. Normalnie to Prędki mieszka przy szkole w Zakopanem z internatem, bo przecież nie będzie codziennie przyjeżdżał z tych naszych Wierzchosławiec taki kawał drogi, ale na szczęście mi zaoszczędzono tej rozrywki. Z tobołami wlazłam do pustego mieszkania, odstawiłam w kąt sprzęt mego brata i szybko przebierałam się w swoje damskie ciuchy. Po chwili usłyszałam kule i  łypałam groźnie na wyszczerzonego brata, bo powiem wam, że wręcz kusiło mnie by kalekę zwalić ze schodów. Matoł jeden stał oparty o drzwi i się głupkowato uśmiechał, tak wyrażając swą wdzięczność wobec mnie. Ale był jeden plus najważniejszy. Wszystko wskazywało na to, że nie oglądał tego konkursu.

- Rodzice wiedzą tylko, że masz teraz przerwę i jesteś po egzaminach – powiedział.

Świetnie. Jeszcze rodzicom kłamać. A swoją drogą, to tak przetrzymywać dziecko wbrew wiedzy rodziców w mieszkaniu w Zakopanem, to chyba jest karalne, nie? Ale co ja wiem.

- A ty kartki podpisałeś? – odezwałam się, bo przypomniała mi się sytuacja z autografami, a ten tak po prostu z kulami poszedł w cholerę. Świetnie.

Naprawdę powinnam go rzucić pod jakiś samochód jak pójdziemy gdzieś na miasto. O ile rzecz jasna wyjdę z domu, bo mam tyle spraw do załatwienia, że głowa mała. No i wiem, że z bratem na wypad na miasto nie mam co liczyć, bo przecież zaraz by się niektórzy przypadkowo połapali, że coś jest nie tak. Tak więc przez parę dni (a w zasadzie to trzy) miałam mieć trochę spokoju. Będę mogła pobyć sobą, nadrobić zaległości w indywidualnym toku nauczania, sprawdzić co mi szanowni profesorowie poprzesyłali do zaliczenia i odezwać się do moich przyjaciół w Stams, nie zapominając, że w każdej chwili telefon może zadzwonić, że jest super pogoda i możemy trenować na skoczni. I znając moje szczęście, to pewnie tak będzie. Choć śnieg to mi się marzy. Nie że niby tak mi brakuje skoków, tylko chętnie bym sobie poszła na sztuczny wyciąg narciarski i pojeździła na mojej ukochanej desce. O jak mi brakowało tych lotów, piruetów w powietrzu to sobie nie zdajecie sprawy! I możecie być spokojni o mnie, nóg to ja sobie nie połamię, bo nie jestem taka łamaga jak Marcin, oj nie.

Po chwili zeszłam do kuchni i zdziwiona spojrzałam na mojego brata i na stół. Nakryty stół! Odbiło chłopu! Albo i nie, niech mi usługuje za to co dla niego robię, widać nie próżnował samotnie w mieszkaniu, tylko robił coś pożytecznego. Podeszłam bliżej i otworzyłam usta, bo była i miska warzywna, i ziemniaki omaszczone cebulką (a przecież na tłuszczu zabronione!), a jeszcze wyciągnął tackę z piekarnika, żeby się pochwalić, że duszonego fileta z pieczarkami zrobił. Na oliwie. A na deser wyszykował nam budyń czekoladowy. I wybaczyłabym mu już wszystko, gdyby nie fakt, że ciągle się uśmiechał przy tym w moją stronę tym swoim Marcinowym uśmiechem. Jak zwykle. Bo można mówić jemu, dziadkom i rodzicom, że nie jest się głodnym, a zawsze nawalą ci tyle jedzenia na talerz, jakby co najmniej głodzono mnie w tym Stams z miesiąc. Też tak macie, że wciskają wam na siłę, bo to witaminy, bo to minerały, bo to potrzebne, by kości rosły, by mózg lepiej pracował, by oczy lepiej widziały? Masakra, nie?

Zjadłam tyle, ile mogłam, krzywiąc się na myśl, że to że brat musi przestrzegać diety jest święte, ale żeby zapamiętał, że ja również to nie, bo po co? Parę razy tłumaczyłam mu i rodzicom, że słodyczy nie mogę, bo za dużo cukru i na dodatek mam problem z cerą, mącznych rzeczy też jeść mogę w jak najmniejszych ilościach, bo mam zakwasy potem w mięśniach i wiadomo jakie są dalsze efekty, a oni nadal swoje! Jak do ściany normalnie! Powstrzymałam jednak moją wredną stronę drugiego ja, więc zjedliśmy w milczeniu obiadokolację.

Wycofałam się grzecznie do swojego pokoju, odpaliłam laptopa i zabrałam się do roboty w zaległościach. Otworzyłam pocztę, a tam dwadzieścia pięć wiadomości od wykładowców, co mam zrobić by zaliczyć swoje przedmioty. Oczywiście dopada mnie lekka panika, bo kiedy to niby mam zrobić, w jakich terminach mam się umówić z nimi na wirtualne egzaminy ustne. Włączyłam dodatkowo popularny program do kontaktowania się z innymi i dziękowałam niebiosom, że moja przyjaciółka jest dostępna. Zadzwoniłam do niej i na ekranie zobaczyłam, że z moim kumplem się oboje uczyli. Dopiero teraz doznałam olśnienia, że okropnie za nimi tęskniłam i miałam wyrzuty sumienia, że nie mogłam im powiedzieć, czemu moja osoba była nieobecna w Stams. Dobrze, że byli wyrozumiali i nie ciągnęli mnie za język. Przeszłam płynnie na niemiecki i próbowałam podpytać się o co dokładnie chodzi z tym zaliczeniem, co to są te całe całki, nie całki i w ogóle. Westchnęłam i uniosłam brew, no bo powiedzcie mi szczerze, po co komu na kierunku sportowym matematyka finansowa, hę? Niby kolega dodał zaraz z uśmiechem, że jak chcę zostać kiedyś menagerem, trenerem czy kimś tam jeszcze to siak czy siak będzie mi to potrzebne. Jasne, będę liczyć zarobioną kasę na całki! Super! Ale ja geniuszem z matematyki nie byłam! Znaczy się algebra i geometria tak, ale całki, pierwiastkowanie to już nie dla mnie. Ale koniec użalania się. Widocznie będę musiała znaleźć dobrego korepetytora z matematyki. I to piekielnie dobrego!


[Marcin]

Usłyszałem warkot samochodu pod oknem i wiedziałem, że to Grzesiek, mój trener podwiózł moją bliźniaczą połówkę do domu. Nie ukrywam, że bałem się jej reakcji po powrocie, szczególnie, że od rozmowy telefonicznej do groźby zabicia mnie niewiele jej brakuje, a wierzcie mi jest do tego zdolna! Siostra. Na nią zawsze można liczyć! Pokuśtykałem sobie z pokoju o kulach do sąsiedniego i dostrzegłem, że w szybkim tempie przebrała się w swoje dziewczęce ubrania. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ale zaraz dostrzegłem, jak mnie gromi twardym spojrzeniem. I wiedziałem, że mam dalej przechlapane, że tak szybko mi nie wybaczy, że wciągnąłem ją w to wszystko. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:

- Rodzice wiedzą tylko, że masz teraz przerwę i jesteś po egzaminach 

- A ty kartki podpisałeś? – zapytała po chwili, ignorując moją wypowiedź.

Widzicie? To jest moja kochana Marina, młodsza raptem o 10 minut. Usłyszeć od niej słowo dziękuję graniczy z cudem. Spojrzała na mnie morderczo i domyśliłem się, że walczy ze sobą czy mnie nie zabić, czy jeszcze bardziej nie zaszkodzić, nie wiem może zwaleniem mnie ze schodów bym się dodatkowo połamał. Zostawiłem ją w spokoju, choć wiedziałem, że zaraz przyjdzie do kuchni i miałem nadzieję, że niespodzianka jej się spodoba. Chociaż tyle dobrego mogłem dla niej zrobić. Nie zliczę ilości pęcherzy, poparzeń rąk od nagrzanych blaszek i w ogóle. Nawet skoków wczoraj nie oglądałem, bo szykowałem się cały dzień.

Po jedzeniu zaraz uciekła do pokoju i wcale, ale to wcale mnie nie dziwiło, że siadła z nosem do książek. Marina to pierwszy kujon! Chociaż ja wcale nie lepszy, no ale bez przesady! Chętnie bym siostrę zabrał na kręgle czy gdzieś, ale lepiej żeby nas nikt nie ujrzał w Zakopcu. Siedzę więc tu całymi dniami i tylko mam lekcje indywidualne i rehabilitację, żeby się wyrobić… No właśnie… Przerażało mnie to, że nie wszystko było takie kolorowe jak na początku zapewniano, gdy mnie pocieszano. Teraz już nie tylko Turniej Czterech Skoczni uciekał, ale i Igrzyska… Cóż, lepiej nie rozmyślać i się nie martwić na zapas, nie? Byłem dumny z mojej siostry, że jednak dawała radę z naśladowaniem mnie, ale przecież jej nie powiem. 

Wróciłem sobie do pokoju i odpaliłem swój komputer, logując się na bardzo popularny portal po raz pierwszy od dawna. Wolałem wcześniej nie ryzykować, żeby ktoś mnie nie złapał, że jestem dostępny, a przecież skaczę na skoczni! A tutaj mnie czekało tyle nadrabiania. Dostrzegłem, że sporo nowych osób mi przybyło. Rzuciłem okiem i nagle oczy mi urosły, że Maciek, Kamil, Stefan, Asia czy Magda chcą mnie zaprosić do znajomych! No, widzę, że moja kochana siostra załatwiła mi dobre kontakty. Fakt, już w lecie zdarzało mi się trenować z pierwszą ekipą, ale nigdy nie miałem odwagi, żeby się jakoś bliżej zaznajomić. Tych młodszych skoczków znałem i z nimi gadałem, z nimi spędzałem czas. Najlepszy kontakt to miałem z Klimkiem. No, ale co ja, Prędki, mogłem chcieć od takiego mistrza Stocha? No właśnie. Czyli sporo mnie ominęło. Nawet trzy wiadomości się znalazły. Od Stefana, to no cóż, Sobczyk mnie ostrzegał, że Hula się wywiedział, więc wcale się nie dziwiłem, że sporych gabarytów list pouczający mi wysłał. Jednak było w skrzynce coś o wiele ciekawszego, czego bym się w życiu nie spodziewał! Najpierw przeczytałem sobie wiadomość od Asi i uśmiechałem się do siebie. Ja to się chyba do końca życia nie dopłacę mojej siostrze! No bo muszę wam coś powiedzieć, bo ja to taki trochę nieśmiały jestem. Mam problem z wysławianiem się przy pięknych kobietach, a nie daj Boże jakbym miał ot tak po prostu zagadać… A tutaj proszę! Same piszą! Więc dzięki Marinie będę się mógł z nimi lepiej poznać. Odważne dziewczyny, wysportowane sportsmenki, które podzielają taką samą pasję jak ja. Idealnie! Czytam wiadomość od Magdy i zaraz mi uśmiech z twarzy zszedł. Przeczytałem pięć razy jedno zdanie, ale nie wiedziałem, co miałem zrobić i odpisać. Wstałem gwałtownie z biurka i krzyknąłem się z mojego pokoju tak, by moja młodsza siostrzyczka mnie usłyszała

- O jaką niespodziankę dziewczynom chodziło, co???


__________________________

ACHTUNG! UWAGA! ANKIETA!

Miły był weekend prawda? Najpierw wiosenne słoneczko, a później wołanie "Chwilo trwaj", bo przecież w jakimś stopniu trzeba było się pożegnać z sezonem skoków narciarskich z bolącym sercem przepełnionych tyloma wzruszającymi wspomnieniami, prawda? Teraz wszyscy będą liczyć do sezonu letniego, a później to już z górki! :)
Przed wami ostatni pobyt w Lillehammer i pojawienie się kolejnego bohatera. Życzę miłej lekturki!

Pozdrawiam

Megi

No i jest! Wybaczcie, że tak długo, ale jeszcze mnie dzisiaj natchnęło i postanowiłam dopisać Macieja. Więc kiedy już miało być wklejone, już Megi ponaglała, to ja pisałam tym Maciejem i pisałam, no bo jak bez Macieja?
Ale dobra, już nie gadam, nie przedłużam!
Aria F.

PS. Dla dobrych obserwatorów po prawej stronie pojawiła się ankieta (zabawa) dla was, która trwać będzie tylko do piątku (04.04.2014 do godziny 23) gdzie możecie wybrać dla Mariny dobrego korepetytora z matematyki! Czas start! Pomóżmy Marinie zaliczyć jej nieszczęsną matematykę ;)
Pozdrawiamy
M&A

niedziela, 16 marca 2014

10. W tył zwrot!




[Marina]

Jeśli myśleliście, że na tym się skończy, to byliście w błędzie. Można się było domyślić, że Kruczek nie pozwoli mi ot tak zostać sobie w łóżku, zamiast jechać na skocznię. Stefan chyba delikatnie uświadomił Grześka w czym problem, bo nasz czołowy geniusz kadrowy bronił mnie dzielnie i ostro stał na stanowisku, że nie ma mnie co ciągnąć na siłę. Wszystkie cymbały oczywiście przylazły patrzeć na to przedstawienie. Ja leżałam przykryta kołdrą po same uszy i robiłam żałosną minę. Nade mną stał Kruczek, Klimowski, opiekun Grzesio, a nawet fizjoterapeuta i serwismen. Aż dziw, że się jeszcze FIS cały nie zebrał, żeby debatować nad moim zdrowiem i samopoczuciem.

- Gołym okiem widać, że Prędki jest chory! – przekonywał Sobczyk, a Kruczek się mimo to upierał, że mam wstać i szykować się do wyjazdu.

- Od leżenia w łóżku nie wyzdrowieje! – głosił główny trener z przekonaniem, a ja dyskretnie przewracałam oczami słuchając tych jego mądrości. To, że on jest pracoholikiem, nie znaczy że i my musimy zaraz skakać na każde jego skinienie.

- Marcin ma gorączkę i chyba lepie jak zostanie i odpocznie – włączył się do dyskusji Gębala, który jak nie było doktora, to robił za jednoosobowy sztab medyczny. Nawet nie myślałam, że on tak umie kłamać w żywe oczy. Ale dla mnie lepiej. Dwóch do jednego. Westchnęłam żałośnie i zakasłałam dwa razy, żeby potwierdzić moją ciężką chorobę, a Piotrek zaraz doskoczył do mojego łóżka i położył mi rękę na czole. Nie zdążyłam się odsunąć. Żyła pokręcił głową, a dawno nie widziałam, żeby miał taką poważną minę.

- Biedny Prędki. Mówiłem, że się przeziębi – szepnął i posłał mi pokrzepiający uśmiech. – Ja też głosuję, coby se młody został spokojne. My będziemy skakać za niego jak należy, nie chłopaki?

- Nie! – wtrącił się Ziobro. Jak ja go nie znoszę! – Ja też sobie mogę powiedzieć, że źle się czuję i skakać nie będę.

- Nikt ci nie każe! – krzyknął do niego Pietrek. – Titus wystartuje za ciebie.

- A wy nie macie nic do roboty? – obudził się nagle Kruczek i zaraz wyrzucił wszystkich matołów z mojego pokoju. Został tylko Kot.

- No co? Ja tu mieszkam – powiedział zdziwiony i rozsiadł się na swoim łóżku.

- Trenerze, ja się naprawdę okropnie czuję – jęknęłam cicho, wtulając głowę w poduszkę i modląc się w duchu, aby pozwolił mi zostać. – I tak dzisiaj nic nie zwojuję.

Klimowskiemu też się chyba mnie szkoda zrobiło, bo przytaknął Sobczykowi i Łukasz już nie miał wyjścia. Pokiwał tylko głową i opuścił mój, to znaczy nasz, pokój razem z resztą towarzystwa. Odetchnęłam z ulgą, kręcąc się w łóżku tak, by zająć jak najmniej bolesną pozycję. Cieszyłam się ciszą, zakłóconą tylko przez stukające klawisze Maciejowego laptopa. Powoli się odprężałam, starając się o żadnych skurczach brzucha nie myśleć, gdy z tego przyjemnego stanu umysłu wyrwał mnie mój stuknięty współlokator.

- Naprawdę myślisz, że nic nie wiem? – zapytał, a mi mocnej zabiło serce. Łudziłam się, że się przesłyszałam albo że to jest tylko sen, więc dyskretnie obróciłam się w stronę Kocura, czekając na potwierdzenie. Ale nie. Gapił się na mnie przebiegle i chrząknął trzy razy, żeby mnie zmusić do reakcji.

- Eeeeee – zaczęłam inteligentnie. No bo cóż ja mu miałam powiedzieć?

- Włóczysz się gdzieś w nocy to się doigrałeś – rzucił zaczepnie. – Nie martw się. Nie jestem kabel – dodał i znowu się skupił na swoim laptopie, więc to był sygnał, że dyskusja skończona. Pięknie. Teraz nie tylko że Prędki to małolat, lizus, kujon, gamoń, skarżypyta i hipochondryk, ale jeszcze i nocny marek. 


[Piotrek]

Biedny Prędki. Serce mi chciało na pół pęknąć, jak patrzyłem na jego obolałą minę. Stefan mówił, że się przeziębił chłopak, jak tak go wymroziło samego na tym lotnisku, a jeszcze ma problemy żołądkowe. Nie dość, że koń ma pod górkę jak wóz ciągnie, to jeszcze dziury są w drodze! Zamieszanie było, ale w końcu się zebraliśmy na skocznię. Na szczęście Łukasz mnie posłuchał i Marcinowi pozwolił zostać, no bo co się miał jeszcze Młody męczyć niepotrzebnie? Więc skakać miało nas siedmiu, bo niestety to dodatkowe miejsce to przyznane Prędkiemu, a nie Polsce, więc nie może kto inny za niego startować. Najgorszy, znaczy się Titus, też w hotelu został. Dobrze, bo będzie mógł się Prędkim zaopiekować. Już mu zawczasu zapowiedziałem przy wyjściu. W sumie to jeszcze dziewczyny zostały, więc Marcin nie zginie.

Szczerze mówiąc, to jakoś średnio chce mi się dzisiaj skakać, ale co zrobić? Mus, to mus. Szedłem sobie właśnie na rozgrzewkę przed drugim, jak wlazł we mnie Jasiek. Fuknął coś wściekły, a co ja jestem winien, że on źle skacze?

- Wyluzuj trochę, gościu – powiedziałem, a ten minął mnie tylko łukiem, oparł narty o ścianę i wlazł do środka, trzaskając drzwiami tak, że mało futryny nie odpadły. 

- A temu co? – chciał wiedzieć Hula. Wzruszyłem ramionami, no bo jak takiego Ziobrę zrozumiesz? Stefan też się do drugiej serii nie łapnął, a nie robi scen. 

- Się zachowuje jakby okresu dostał – skomentowałem, przewracając oczami, a Stefan nie wiedzieć czemu prawie się udławił wodą mineralną, którą właśnie pił. – Dobra idę, bo zaczną skakać beze mnie! Trzymaj kciuki!

Popisać to się nie popisałem. Jakby nie Krzysio Biegun, to zupełnie bym nie było w drugiej rundzie, jakby nie był taki młody, to bym mu postawił flaszkę. Ale bidula też się pewnie Prędkim martwił, temu mu nie wyszło jak trzeba. Zaraz po mnie będzie skakał Kamil, który po pierwszym skoku był dwudziesty szósty. Jeden Maciuś dobrze skoczył, no ale on lubi takie małe skocznie. Pogadałem jeszcze po drodze z Sobczykiem, który powiedział co i jak i znowu mnie próbował zbałamucić, ale nie dalej nie byłem za bardzo przekonany do jego opinii. W sumie to mi się tak zdawało, że po prostu nie dojechałem dobrze do końca progu, tylko trzy metry do końca, a Pieter już na prostych był nogach, to co się dziwić, że nie poleciało? Dopiero jak u góry w poczekalni siedziałem, to miałem chwilę, żeby sobie wszystko we łbie poukładać i porozmyślać, dlatego żałowałem, że jeszcze Maciusia nie było, bo się nie miałem kogo poradzić. Wszedł Kamil, ale akurat jak mnie już trzeba było lecieć na rozbieg. Trudno, będą się musiał swoimi własnymi konsultacjami zadowolić. 


[Marina]

Może dziesięć minut mi było dane, by pocieszyć się świętym spokojem i tym, że mogę sobie umierać pod kołdrą do woli. Dziesięć minut minęło, a usłyszałam trzask drzwi (bo oczywiście kto by się przyjmował czymś tak staroświeckim, jak pukanie przed wejściem, nie?) i na nic już było chowanie się pod pierzyną. Nie pozostawało mi nic innego jak wychylić nos i zobaczyć kto zaszczycił mnie swoją obecnością. Może Kocur zapomniał jakiejś części garderoby albo własnego łba? Ale nie było tak dobrze. Inaczej. Było kompletnie nie tak jak być powinno. Myślałam, że zemdleję.

- Przyniosłem ci Prędki czekoladę – odezwał się Titus i jak gdyby nigdy nic wskoczył na moje łóżko. MOJE łóżko, własne, prywatne. Moje łóżko, na którym w spokoju umierałam sobie ja. A ten się nic nie przejmował, ani że się zarazi, ani nic, tylko swój kościsty tyłek na moje łóżko wpakował i zaczął do mnie gadać.

- Nie pojechałeś na skocznię? – wydusiłam, starając się, żeby mógł głos brzmiał jak głos Marcina a nie rozhisteryzowanej na widok Titusa nienormalnej nastolatki.

- A co będę marzł?

Pewnie! Co będzie na zimno wyłaził, lepiej sobie w ciepełku na moim łóżku leżeć! To po cholerę się pytam sobie wymyślił być skoczkiem narciarskim? Westchnęłam cicho, obserwując go uważnie i próbując wyczytać w jakim celu przyszedł w odwiedziny i czy się go szybko pozbędę. Bo był na swój sposób kochany i zupełnie uroczy, no ale wybaczcie. Jak człowiek umiera z niedyspozycji organizmu to ostatnią osobą na świecie jaką chciałby mieć na głowie to dawny ukochany, nie? Zaczęłam cicho kasłać, żeby dać mu sygnał, że lepiej by było jakby sobie poszedł, ale to przecież facet zwyczajny i zupełnie absolutnie niedomyślny!

- Jak się czujesz? – zagadnął, żeby przerwać milczenie.

- Źle – powiedziałam zgodnie z prawdą, bo co będę mu oczy mydlić.

Wziął do ręki mój podręcznik geografii i skrzywił się już na wstępie, więc wywnioskowałam, że to nie był jego ulubiony przedmiot. Przerzucił kilka kartek, ale chyba najbardziej mu się spodobała okładka z krokodylem, bo uśmiechnął się szeroko i zapytał:

- Krokodyl jest bardziej długi czy bardziej zielony?

Spojrzałam na niego jak na idiotę, bo jemu to chyba mózg się zmniejszył od tych treningów z kadrą juniorską. Uniosłam jedną brew, ale co mu miałam odpowiedzieć.

- Yyyyyy – wydusiłam elokwentnie.

- Bardziej zielony. Bo długi jest od czubka szczęki do końca ogona, a zielony tak samo i jeszcze po bokach – powiedział wyszczerzony i wielce z siebie zadowolony, a potem chichotał jeszcze przez siedem minut. Z kim ja żyję? Godzinę później dałabym Nagrodę Nobla temu, kto by mi wytłumaczył jakim cudem ja się kochałam w takim idiocie? Przecież on jest taki sam jak wszystkie cymbały razem wzięte! Pozwoliłam mu się z dowcipu znakomitego pośmiać, aż w końcu zamilkł i już wierzyłam, że sobie pójdzie. Ale nie.

- Prędki?

- No?

- Bo ty masz siostrę, nie? – zapytał, a ja się prawie udławiłam tą czekoladą, co mi przyniósł.

- No – mruknęłam niechętnie. – A co?

- Pamiętam ją jak jeszcze była smarkata i skakała nawet lepiej od ciebie – zaczął, a ja przełknęłam ślinę dyskretnie. – Później próbowałem parę razy zagadać, ale zawsze znikała, gdy tylko się zbliżałem.

Świetnie! A to nie jest karalne jak dorosły facet się ogląda za dziewczynką nieletnią i ją próbuje zaczepiać bezczelnie? No właśnie! 

- Sorry Titus, ale wiesz, chłopie – odezwałam się po chwili. – Ty raczej nie jesteś w jej typie – dodałam szybko, starając się by mógł głos brzmiał zupełnie poważnie. A ty Titus słuchaj i się raz na zawsze odczep ode mnie! Mruknął coś jeszcze, ale nie usłyszałam, a ciekawa też nie byłam specjalnie, więc nie dopytywałam. Ale i tak mnie uświadomił, ponawiając pytanie.

- Dalej skacze tak dobrze? – chciał wiedzieć.

- Na pewno lepiej od ciebie! 

Tak wiem, to było średnio kulturalne. Mogłam się powstrzymać, ale mnie sprowokował, sami widzicie, nie? Ja za to sobie obiecałam, że jak wrócę do Polski to chyba dam na mszę dziękczynną, że ja się w porę zorientowałam i wybiłam sobie z głowy Titusa i jego denne kawały, bo strach się bać jakby się to dla mnie skończyło.


[Grzesiek]

I kolejny konkurs za nami. Dla nas nie do końca udany. Jeden Maciek wysoko, bo na piątym miejscu, ale i tak dalej niezadowolony, bo mu się marzyło to podium. Kamil sporo awansował w drugiej serii, ale po pierwszym skoku cudów zdziałać się nie dało. Piotrek pod koniec trzeciej dziesiątki. Krzysiek Biegun złapał zadyszkę, Jasiek, Stefan i Dawid zepsuli skoki, a z Prędkim (a raczej Prędką) to same problemy. Tak wiem, sam sobie piwa naważyłem, bo przecież nie dziewczyny wina, że jest dziewczyną. Tylko nie przypuszczałem, że tyle kłopotów będzie. Mała ostatnio jest nie do wytrzymania i zupełnie mi już wchodzi na głowę, a ja nawet nie mam jak protestować, bo niby jak? Sam ją w to wszystko wrobiłem! Teraz sobie znalazła obrońcę w Stefanie i już nie wiem czy mam się cieszyć tym, czy martwić. Takie to moje ciężkie życie.

A na dodatek jeszcze Hofer po zawodach podszedł do mnie z pretensjami, że przyznano Prędkiemu miejsce specjalnie w ramach programu wsparcia, a skoro Prędki nie korzysta, to się nie będą prosić, bo czeka cała kolejka innych chętnych. Raz go nie było na starcie, a już afera na całego! Więc by się przydało, żeby się Marina zebrała na kolejny konkurs, który jest już jutro, ale nawet nie wiem jak mam jej powiedzieć, żeby mnie nie pogryzła. Może Hulę wyślę? Na dodatek się martwię, że Stefan wypapla reszcie i się zaraz wszystkie matoły całej afery domyślą, a wtedy Łukasz mi urwie łeb i tyle z tego wszystkiego będzie. Nawet nie zdążę osiwieć! Chyba że wcześniej nerwy mnie zabiją, co wielce jest prawdopodobne, a ja dzieci mam przecież malutkie!


[Marina]

Kotu odbiło. Nie ma innego wytłumaczenia po prostu. Nie wiem, może mu coś Pietrek nagadał, a może postanowił na mnie praktykować wiedzę z nauczania dzieci i młodzieży, bo jak tylko wrócił z konkursu, to uprał się, że będzie ze mną spędzał czas, skoro Pietrek jest na odnowie, mnie będzie wspomagał w nadrabianiu materiału i dotrzymywał w nieszczęściu towarzystwa. Najbardziej byłam mu wdzięczna za to, że wywalił z pokoju wszystkich cymbałów, którzy przyleźli zaraz po kolacji sprawdzić jak się czuję i czy przypadkiem Prędki nie wykorkował, bo kto by wierzył takiemu Titusowi, że całkiem dobrze dycham? No właśnie.

W każdym razie szykuje się wieczór genialny. Będę grała z Kocurem w Fifę i udawała, że jestem najszczęśliwsza na świecie. Co faceci widzą w tych durnych grach to ja zupełnie nie rozumiem, ale ten taki z siebie zadowolony, że taki z niego niby fajny kolega, więc nie mogę nie docenić, nie? Dostałam jakiegoś pilota, Maciuś włączył grę, a ja mam inny problem, bo musiałam sobie przypomnieć komu mój głupi brat kibicuje, żeby nie wyjść na kretyna przypadkiem i durnia. Bo przecież mu nie powiem, że grać nie umiem. Przykleiłam więc do ust firmowy Marcinowy uśmiech i zdecydowałam, że będę zgrywać speca, a przegraną wytłumaczę chorobą i złym samopoczuciem. Oczywiście nie było mi dane zastanawiać nad ulubioną drużyną braciszka w ciszy, bo Kot nawijał non stop gorzej niż redaktor Szczęsny w telewizji i streścił mi chyba wyniki całej kolejki, a ja tylko potakiwałam z udawanym znawstwem i zainteresowaniem. W duchu kolejny raz sobie obiecywałam, że policzę się z bratem, gdy tylko się spotkamy. Przyznam Wam się, że nie myślałam, że z tego Macieja taka gaduła i naprawdę się nie dziwię, że żadna panna go nie chce, bo ja bym umarła na miejscu z nudów z takim pacanem. Więc ostrzegam zawczasu, żeby nie było, że nie mówiłam!

Kwadrans później przegrywałam siedem do zera. Tak, wiem, śmiejcie się. Ten Kocur naprawdę grał świetnie, a ja miałam go dość po dziurki w nosie! Jego, tej durnej gry i jego paplania od rzeczy. Co w nim widzą te wszystkie panny piszczące pod skocznią? No dobra. Może jest przystojny, ale na starość wyłysieje i tyle. A paplał będzie dalej. I w ogóle to stwierdziłam, że on to w sumie jest nieskomplikowany. Zajął piąte miejsce w konkursie, wygrywa w głupią Fifę i już super zadowolony i najbardziej szczęśliwy na świecie. Dobrze takiemu, nie? Zero problemów i nieprzyjemności w życiu! Żadnego okresu, ani bólu brzucha. Minęło kolejne pięć minut, a licznik wskazywał, że przegrywam 0:9. Skończyłoby się na wyniku wybitnie dwucyfrowym, ale los się nade mną zlitował, przylazł Gębala i wyciągnął Kocura za fraki, bo się okazało, że pół godziny już na niego czekał, a burak nie był łaskaw się zjawić. Wyszli i dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. Strasznie męczące to odpoczywanie…


--
Hej! Przepraszam za opóźnienie. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że Megi sobie gdzieś pojechała i zostawiła mnie samą z Mariną i Maciejem, a wenę całą wywiało ze mnie to głupie wietrzysko przebrzydłe, co wieje jak oszalałe i chce na siłę łeb urwać! Swoją drogą mam cichą nadzieję, że Megi mnie nie zabije :D
Aria Fresca


Nie, absolutnie cię nie zabiję! Jak ty byłaś zajęta to ja pisałam rozdziały i nie miałam żadnych zastrzeżeń i pretensji. A wyjechać musiałam bo obiecałam! W takim razie szkoda, że Harrachov nie był szczęśliwy dla skoczków i odnoszę wrażenie, że albo wena robi ci na złość, albo cierpisz na wypalenie związane z końcówką sezonu! (ale będzie dobrze!<3)
Uszaki do góry, a wam życzę miłej lektury!
Megi 

sobota, 8 marca 2014

9. Całkiem inny świat




[Stefan] 

Wróciłem po świeżym prysznicu do swojego pokoju i jeszcze dobrze drzwi nie zamknąłem, a zobaczyłem młodą hostessę, która chciała wręczyć mi list. Byłem zdziwiony, bo była już prawie pierwsza w nocy i gdyby się Kruczek się dowiedział, że jeszcze nie śpię, pewnie by na zawał zszedł. Albo pewnie wiedział tylko udawał, że nie widzi. Musiało to być coś super pilnego, że pani za mną łazi po hotelu w nocy. Wyciągnąłem zawartość listu z koperty i od razu rzuciło mi się w oczy staranne pismo kobiecej ręki. Zerknąłem na podpis i już wiedziałem od kogo. Oczywiście czytałem dalej bardzo szybko i mrugałem szybko powiekami. Bo jak to? Odchodzi!? Tak, o? Aż takie złe zdanie miała o mnie? Wybiegłem od razu z pokoju i naprawdę cud, że Kamil się nie obudził. Chwyciłem kurtkę z wieszaka i pobiegłem pędem na drugą stronę korytarza. Zacząłem się dobijać do drzwi Grzegorza. Puk, puk, puk, łub, łub, łub. Trener wyszedł równie zdenerwowany jak ja, ale nic dziwnego, bo też miał kopertę w dłoni. Chyba planował wyruszyć na poszukiwania, bo był gotowy do wyjścia.

- Wiem wszystko – rzuciłem na powitanie. – Z tobą to sobie później pogadam, a teraz się zbieramy! Pewnie pojechała na lotnisko!

- Kto? – rozległ się głos Żyły ze środka pokoju, Sobczyk aż otwarł usta i zbladł, więc całe szczęście, że ja zachowałem przytomność umysłu.

- Prędki! Sierota pojechała na lotnisko, bo uważa, że go nikt nie lubi!


[Piotrek]

Jak myśleli, że będę se leżał w pokoju brzuchem do góry, jak biedny nasz kolega Prędki tam siedzi gdzieś, nie wiadomo gdzie i marznie na mrozie, to się grubo mylili. Za kogo oni w ogóle Pietera mają? Musiałbym zupełnie nie mieć serca przecież! Więc co tam, że środek nocy, powiedziałem, że jadę z nimi i już. Bez zbędnego gadania nie na temat! Sobczyk coś tam narzekał, ale chyba mu było głupio, że dzieciaka nie upilnował, bo po chwili zamknął się na spust i szybko wsiedliśmy do naszego kadrowego busa. Dobrze, że ten nas busik to taka super maszyna. Wsiedliśmy ze Stefciem do tyłu we dwóch, a Grzesiu za kierownicę i od razu gaz do dechy!

- Ale czemu Marcin myśli, że nikt go nie lubi? – dopytywałem, ale żaden mi nie potrafił wytłumaczyć. Milczeli obaj, wymieniając spojrzenia. – Mówiłem, żeby nie kwaterować Prędkiego z Kotem, to nikt mnie nie słuchał.

Dalej coś psioczył Sobczyk pod nosem, a Stefan go próbował uspokoić, bo jeszcze brakuje, żeby nas jakaś policja złapała za piratowanie i jutro zamiast na konkurs to do aresztu nas zawiozą. Rozmyślałem na głos jeszcze inne scenariusze, ale ani jeden, ani drugi się w dyskusje ze mną nie włączył, więc sobie dumałem sam. Bo to przecież nie do pojęcia, że mamy dwudziesty pierwszy wiek i wyszkoloną kadrę narodową, a jeden zawodnik smutny, bo się czuje dyskryminowany przez starszych kolegów! Co by powiedział jakiś Rzecznik Spraw Dziecka, czy ktoś? A Pieter też się nie popisał. Bo zamiast się kolegować z młodym i mu okazać wsparcie, to nic nie zauważył i się porobiło…

Dojechaliśmy na lotnisko, zaparkowaliśmy i jeden przez drugiego biegliśmy do hali odlotów. Ja się chwalić nie będę, bo nieelegancko, no ale wiadomo, że biegam najszybciej. Stefuś to jeszcze by mógł mi kroku dotrzymać przez chwilę, jakby się bardzo starał, no ale Sobczyk… Nie żebym się naśmiewał. Bo trener fajny, no ale cóż… Nie te lata, nie te kilogramy. W każdym razie został z tyłu za nami i już prawie dobiegaliśmy do wejścia, jak usłyszałem:

- Piotrek! Ja busa nie zamknąłem z tego wszystkiego! Skleroza taka! – lamentował Grzegorz. – Przecież nam ukradną!

Zatrzymaliśmy się jak na komendę, patrząc na niego jak na głupiego. Bo przecież Prędki nieborak tam sam na lotnisku, trzeba go ratować, a ten się busem martwi!

- Pieter, weź lećże na parking, bo nam Łukasz łby pourywa, jak busa zgubimy – odezwał się Stefan. – A Grzesiek zanim poleci tam i z powrotem to całkiem grubas wykorkuje.

Spojrzałem na Sobczyka, który już otworzył usta, żeby protestować, że tak źle jego osobę oceniamy i wcale nie doceniamy. Cały był czerwony, ale nie wiadomo czy bardziej ze złości, czy bardziej ze zmęczenia. Minę miał taką żałosną, że postanowiłem się zlitować. Bo najpierw zawodnika zgubił, a teraz autobus kadrowy na pokuszenie złodziejom zostawił…. Ech. I co oni by zrobili beze mnie? Normalnie cała kadra nasza by wyginęła w jednym miesiącu. Wziąłem więc kluczyki, zawróciłem i ruszyłem w przeciwnym kierunku. Gdzie ten Grzesio ma głowę, żeby zapomnieć zamknąć drzwi? Swoją drogą to zacząłem się dziwić, bo środek nocy, a ludzi tyle! Co oni powariowali i zamiast spać w nocy na lotnisko przyszli? Nawet wolałem nie patrzeć na zegarek, żeby się nie stresować, bo przecież jutro zawody, no ale przecież są rzeczy ważniejsze. Co temu Prędkiemu do głowy wpadło, że niby taki najgorszy i zupełnie niezaakceptowany przez nas? Ciekawe co mu Maciek nagadał. A mówiłem i ostrzegałem, jesteście świadkami wszyscy, że to beznadziejny pomysł, żeby Prędki mieszkał z tym Kotem. Sam dobrze wiem, jaki on jest upierdliwy i bez odpowiedniego psychicznego nastawienia to ciężko z nim wytrzymać. Nie żebym się chwalił, bo nieelegancko, ale ja to się z nim jakoś dogadują i do tej pory się ani nie pobiliśmy, ani nie pozabijaliśmy, a nawet się w miarę lubimy. 

Już byłem na parkingu, gdy otoczyli mnie sznurkiem jacyś kibice z biało-czerwonymi flagami. Niby nic dziwnego, bo Polaków to wszędzie pełno, no ale była noc! Kto w nocy łazi po lotnisku, sami powiedzcie! A ci naokoło mnie, już powyciągali zeszyciki i notesy i prosili o autografy. 

- Pioooootrek! Daj jutro czadu!

- Pieter! Jeszcze ja! Weź mi podpisz!

- A ja zdjęcie, ja chcę zdjęcie!

I na nic moje wszystkie tłumaczenia, że ja tam nie dla zabawy sobie chodziłem, tylko z ważnych problemów życiowych. Nikomu się nie dało wytłumaczyć, że przecież ja nie miałem czasu, że mnie czekała ważna misja, bo zaraz bus zniknie i tyle będzie gadania. Nie mam pojęcia ile to trwało, ale w końcu zrobiłem sobie zdjęcie z każdym kto chciał, pośmiałem się, podpisałem autografy i ogłosiłem, że muszę iść. Nie byli zadowoleni, ale w końcu udało mi się wyrwać i szybko znalazłem naszą reprezentacyjną maszynę. Sprawdziłem i co? Zamknięte! Każde jedne drzwi! Co ten Sobczyk? Skleroza mu się na mózg rzuciła? Tyle afery o nic? Westchnąłem głośno, bo tyle czasu zmarnowałem, zamiast biec Prędkiemu na pomoc! To nie do pomyślenia przecież! Już chciałem wracać, ale zobaczyłem, że idą wszyscy. Prędki opatulony z każdej strony w czapkę, szalik i jeszcze kaptur na głowie. Widać, że porządnie przemarzł biedaczek. Stefan go obejmował ramieniem i coś rozmawiali. Postanowiłem im zrobić niespodziankę, więc zaszedłem od tyłu i powoli się zbliżyłem do nich, idąc krok za z nimi.

- Nie martw się – tłumaczył Hula. – Nic nikomu nie powiem! 

Nie żebym podsłuchiwał. Tak po prostu przypadkiem wpadło mi do ucha i od razu mi ciśnienie skoczyło do góry jak Kubacki po wyjściu z progu. Prędki się martwi tym, że chłopakom naskarżymy, że uciekł! Nie może być!

- Prędki, ty sobie jaj nie rób! – zawołałem. – Oczywiście, że to będzie mała tajemnica nasza. 

Marcin spojrzał od razu na Stefana, a ten wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na Grześka. Sobczyk uniósł dwie ręce do góry, że niby jest niewinny. 

- Przecież cymbały myślą, że śpimy – wyjaśniłem szybko. – Nikt nie musi wiedzieć, że byliśmy na lotnisku, nie?

Zamilkli i znów spojrzeli po sobie, co średnio było dla mnie zrozumiałe, no ale co zrobię. Pokręciłem głową i zarządziłem, że wracamy, bo co będziemy bez sensu stać. A jutro trzeba skakać, a nie robić sobie jaja, bo będzie dzień mamuta, a nie skoki.

- Umowa stoi? – zapytał Hula, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Stoi – przytaknął Prędki.

No i poszliśmy. 


[Marina]

- Prędki wstawaj! – usłyszałam wrzask mojego lokatora i gdyby nie nagły silny ból, który przeszedł moje ciało z największą przyjemnością drapałabym pazury z Kotem. Miałam wrażenie, że dopiero położyłam się spać, a ten się już drze. I jeszcze wiedziałam, że zaczął się dla mnie zły dzień. Tego tylko brakowało. Nie, nie, nie. Owinęłam się jeszcze bardziej w swojej pościeli i ani mi się uśmiechało wstawać i udawać Marcina. I jak moją mamuśkę kocham, jak go tylko dorwę w stolicy Tatr to nie ręczę, czy wyjdzie łamaga z tego cało! 

- Na trening się spóźnisz! – darł się dalej brunet, a ja ze swojej buzującej złości schowałam się pod poduszką, warcząc na tyle głośno, żeby się odczepił ode mnie, bo gotowa byłam go pogryźć i nie wiem czy by to przeżył. Co mu się nagle na troskę o mnie zebrało?

- Nie idę! W nosie mam trening! – powiedziałam niegrzecznie.

Głośny trzask drzwi dał mi do zrozumienia, że wreszcie zostałam sama w swoim pokoju. Wtuliłam się jeszcze bardziej do poduszki, a dłonią zaczęłam się głaskać po brzuchu, biodrze i nodze. Ból był niesamowity i promieniował cały czas, jakby mi ktoś mięśnie wyciskał pomiędzy brzuchem, a nogą. W takie dni nie pomagały mi wtedy ani tabletki, ani letnia kąpiel czy aktywność fizyczna. Byłam wtedy nie do życia. Raz w miesiącu. Zawsze to samo. Cudowne uczucie, prawda? Zresztą tłumaczyć się wam nie muszę, bo zapewne każda z was cierpi takie same katusze jak ja. I zazdroszczę szczególnie tym, która niedyspozycja trwa trzy dni i bez bólu! Ja umieram z dobry tydzień, jestem zrzędliwa i nic mi się nie chce z wyjątkiem płakania do poduszki i złorzeczenia na mężczyzn, jak to oni mają dobrze. Już mi się prawie przysypiało, już mi było błogo i głowa nie myślała o promieniującym po moim ciele skurczu brzucha, ale w mojej głowie zadudniło głośne uderzenie w drzwi i głos mojego zatroskanego opiekuna.

- Marcin, otwieraj drzwi, ale już! Nie przyjmuję żadnych wymówek! Marsz mi na trening!

Otworzyłam powieki, odrzuciłam kołdrę od siebie i wypadłam z łóżka jak z procy. Gwałtowny ruch niestety zaatakował mnie kolejnym skurczem, który sprawił, że prawie się zgięłam z bólu, idąc powoli do przedpokoju. Stanęłam za drzwiami, ale ani mi się uśmiechało witać z Grześkiem i tłumaczyć mu czemu nie zamierzam brać udziału w treningach.

- Nie będę dzisiaj ani ćwiczyć, ani skakać! – bąknęłam przez drzwi.

- A ja nie przyjmuję takiej wymówki! Co to ma znaczyć, że nagle nie chcesz trenować! Jeśli robisz mi to w formie zemsty…

- Możesz mi przysłać Stefana? – spytałam po chwili, zagryzając wargę, ponieważ z bólu czułam już jak przed oczami widzę czarne plamki. 

- A ja ci nie wystarczam?! Co się dzieje? I po cholerę ci Stefan?

- Wyślij do mnie Stefana! – warknęłam. – Tylko z nim będę rozmawiać.

- A ty otwórz drzwi!

- Nie! Chcę Stefana i radzę ci nie kombinować, bo zacznę krzyczeć na cały hotel! 

- Ale… – jednakże nie dałam nawet dojść Sobczykowi do słowa bo zza drzwi wydzierałam się wprost z groźbą

- I to nie jako chłopak, tylko dziewczyna!

- Dobra, już dobra! Zaraz go tu ściągnę!

W międzyczasie wróciłam do pokoju i położyłam się z powrotem na łóżko by mroczki przed oczami zeszły mi z pola widzenia, dodatkowo miałam wrażenie, że zimny pot mnie oblewa. Miałam cichą nadzieję, że Hula mnie nie wyśmieje, wręcz przeciwnie będę mogła liczyć na jego dyskrecję, bo przecież to nie moja wina, że dostałam okres przed terminem. Bo przecież ja nigdy wcześniej tak nie latałam po różnych państwach i widocznie mój organizm w najlepszym momencie postanowił mnie zdradzić i wystawić na ciężką próbę. I to, że przy kobiecej niedyspozycji jestem nieznośna doskonale zdawałam sobie sprawę, szczególnie teraz, gdy przed sobą miałam te złe dni. A w oczach Stefana już byłam skompromitowana, więc nie zależało mi specjalnie na dobrej opinii. Gorzej być nie mogło przecież, nie? Po chwili słyszałam donośne pukanie i zatroskany głos Stefana.

- Mar…Marcin? Podobno nie chcesz nikogo widzieć poza mną. Co się dzieje? 

Wzięłam głęboki oddech, stęknęłam cicho pod nosem i znów wywlekłam swoje ciało na korytarz, kładąc dłoń na klamce. 

- Ale jesteś sam? – spytałam, udając przez chwilę brata, bo przecież nie byłam pewna, czy w chwili uchylenia drzwi, nie wpadnie do mnie cała zgraja matołów. 

- Poza mną i Sobczykiem przy ramieniu nie ma nikogo. Słowo honoru! Powiesz mi co się dzieje?

- Ale sam włazisz. Nie chcę Sobczyka!

Oczywiście, usłyszałam protest mojego prawnego opiekuna, że niby taki zmartwiony. Jednakże starałam się go totalnie olać, zapraszając do pokoju tylko Stefana. Kątem oka widziałam jak mi się przygląda i nawet nie zdążyłam zaprotestować, jak przyłożył swoją dłoń do mojego czoła. Jego skupiona twarz wciąż mnie obserwowała i westchnęłam cicho, próbując obmyślić jak mu delikatnie powiedzieć, czego potrzebuję? No bo wiecie, to nie jest takie łatwe iść samej na zakupy w przebraniu brata. Bo jeszcze jakbym niechybnie na kogoś wpadła to nie wiem, jaką bym znalazła wymówkę. No i ten cholerny ból… Usiadłam z miną cierpiętnika na łóżku i bawiłam się palcami, zastanawiając się od czego zacząć.

- Czuję się okropnie i nie mogę dzisiaj skakać – szepnęłam, czując ulgę, że chociaż przed nim nie muszę udawać Marcina. Chociaż jak sobie przypomniałam tę saunę, to robiło mi się gorąco. Ale cóż.

Stefan usiadł grzecznie koło mnie i wyczekiwał na moment, aż wyrzucę z siebie w czym problem, że lament podniosłam do rangi nie wiadomo jakiej. 

- Nic się nie boli? Żadna kontuzja ci się nie przytrafiła?

- Nie, wszystko w porządku. Boli mnie okropnie brzuch. I w krzyżu – dodałam szybko, licząc na to, że ta mała wskazówka może mu da jasny sygnał co mi dolega, skoro ma żonę i nie będę musiała mówić wprost. Przegryzałam lekko wargę, dając mu czas na ogarnięcie mojego sygnału, bo przecież to tylko facet. Trzeba być wyrozumiałym, nie? Dłonią wciąż masowałam swoje biodro. 

- To może Gębala, by cię wymasował? – odpowiedział spokojnie, a ja spojrzałam na niego z rezygnacją. Faceci nie mają mózgu? 

- Stefan to nie ten ból. Ten problem mam co miesiąc.

- Co miesiąc? – spytał zdziwiony, a mi nie pozostało nic innego jak przytaknąć, czując jak moje policzki znów zaczynają płonąć. Po chwili zauważyłam jego przerażone spojrzenie na mojej dłoni masującej podbrzusze. Widziałam, jak oczy robiły coraz większe i po chwili nasze spojrzenie się spotkało.

- Okres? – spytał cicho słabym głosem, a ja pokiwałam żywo głową, bo przecież nie śmiałabym mu bić brawa za takie błyskotliwe spostrzeżenie. 

- Mój organizm zwariował i eeee nie do końca się przygotowałam na tę nieprzyjemność. Dlatego mam nadzieję, że dasz radę mi pomóc.

- O ile będę w stanie… – odpowiedział speszony, by po chwili podesłać mi jednak pokrzepiający słaby uśmiech. – No to mów, co mam zrobić?

- Kupisz mi podpaski?

Hula zerwał się z łóżka, mierzwiąc dłońmi swoje blond włosy i przespacerował się po pokoju tam i z powrotem, biorąc głęboki oddech, rzucając na mnie swoim spojrzenie. Nie wiem kto był już bardziej przerażony, stremowany i zawstydzony. On czy ja? A może oboje? Tylko przypominam, że ja jestem tylko biedną, zagubioną nastolatką, a to dorosły facet.

- Nie możesz mnie prosić o co innego? Słuchaj są rzeczy, których facet ci nigdy nie kupi! To tak mówię ci na przyszłość, byś wiedziała. Nigdy, ale to przenigdy nie proś go, by ci kupił wazelinę i podpaski. Zrozumiałbym szminkę, buty, nawet bieliznę, nie znając twoich wymiarów, ale podpaski?! Przy kolegach? Wszystko bym ci kupił tylko nie TO! 

- A tampony? – spytałam już z piskiem w głosie, że jeśli mi nie pomoże to naprawdę znajdę się w czarnej kropce. I nie rozumiałam aluzji, co do wazeliny, ale póki co wolałam nie grać na nerwach speszonemu skoczkowi. – Prooooszę… – dodałam jeszcze cichszym głosem, mając nadzieję, że tym razem mi ulegnie, bo byłam prawie bliska płaczu. Popatrzył na mnie jak na czarodziejkę z otwartymi ustami. No nie! W jakim on żyje świecie? Drogie panie, Stefan Hula, nie wie czym się różnią tampony od podpasek…

- Dobra, już wolę te całe podpaski. – mruknął. – Ale jak spotkam któregoś z chłopaków?

- Coś wymyślisz – poklepałam go po plecach, ale gdy nasz wzrok się skrzyżował, to natychmiast moje policzki pokryły się czerwienią. Znakomicie…


[Stefan]

Sam nie wierzę w to, co się dzieje. Po pierwsze, nie wiem, czy spałem ze trzy godziny po powrocie do hotelu, a już trzeba było iść na trening. Kamil patrzył na mnie podejrzliwie, więc bez marudzenia musiałem zwlec się z łóżka. Zdziwił się, że mam podkrążone oczy, więc mruknąłem tylko, że Klimowski tak chrapał, że przez ścianę mi spać nie dał i że ma szczęście, że on ma taki mocny sen. Coś tam pożartował po drodze, a gdy dotarliśmy na salę, to okazało się, że są wszyscy, a Kota brak. Jak zawsze. 

- Prędkiego też nie ma – przypomniał Jasiek, żeby przypadkiem Kruczek tego nie przegapił, a ja zerknąłem dyskretnie na Grzegorza. 

- Ty byś się odpierdzielił od Marcina! – oburzył się święcie Piotr i spojrzał groźnie na Ziobrę, ale nie zdążyli się pokłócić, bo przylazł Kot.

- Prędki powiedział, że nie będzie ćwiczył, ani skakał – powiedział i wzruszył ramionami, zajmując miejsce obok Żyły na zbiórce. Kruczek westchnął i spojrzał na niego pytająco, a ten tylko wzruszył ramionami. – No śpi. 

Sobczyk wybiegł natychmiast, a wśród chłopaków przeszedł pomruk niezadowolenia. Ziobro już coś komentował, że widział, że tak będzie, że niepoważne zachowanie nie przystoi reprezentantowi Polski i że Prędkiemu to jak zwykle się upiecze. Łukasz miał dość, więc kazał nam robić rozgrzewkę, a nie gadać. Minęła chwila, jak wrócił asystent trenera i stanął przy ścianie, a gdy przebiegałem obok, to chwycił mnie za koszulkę i wyciągnął na korytarz.

- Powiedziała, że będzie rozmawiać tylko z tobą – szepnął i poszliśmy na górę.

No i zostałem wysłany do sklepu, żeby jej kupić przybory kobiecie. Tak, śmiejcie się, jak to wcale nie jest śmieszne. A jak kupię źle? Bo niby skąd mam wiedzieć? Normalnie, to bym zadzwonił do Marcysi i zapytał co i jak? No, ale co jej powiem? Gdybym mówił po norwesku, to mógłbym zapytać miłej pani przy stoisku, ale tak to musiałem poradzić sobie sam. Miałem tylko ogromną nadzieję, że chłopaki ciągle byli na treningu i nie zjawi się któryś niepostrzeżenie. 

Pół godziny później znalazłem odpowiednie stoisko. Trzy razy obszedłem regały, zerkając czy nikt nie patrzy, a potem przyjrzałem się całemu asortymentowi. Że tyle tego było, to naprawdę mi nie pomagało ani trochę. Jakim cudem kobiety się łapią, co jest co? Wziąłem jedno pudełko do ręki, oglądając z każdej strony, bo przeczytać nie przeczytam. W końcu to były podpaski norweskie. Wróć. To nie były podpaski. Tylko te inne. Cienkie. Wykładki czy jak się one zwą? Nieważne, najważniejsze, że nie to. Zrobiłem krok w lewo i tam leżały te, co mi się zdawały odpowiednie. Tylko ich też było ze sto. Długie, krótkie, z jakimiś kropeczkami, zapachowe, z uszkami i bez. A skąd miałem wiedzieć, jakie ona chce. Wziąłem różowe opakowanie, obejrzałem i już miałem brać, gdy zobaczyłem, że tam księżyc na rysowany. Więc one są chyba nocne, a przecież jest dzień, nie? To chyba by się nie nadały. Myślałem, że osiwieję. I z czego się śmiejecie? Chwyciłem inne pudełko, żadnego księżyca ani gwiazd nie było, ani żadnych udziwnień innych, więc wyglądało, że dobre. Włożyłem do koszyka i odszedłem, ale po chwili wróciłem i na wszelki wypadek wziąłem jeszcze te obok co były zielone i te z uszkami. Wrzuciłem wszystko do koszyka i szybciutko teraz do kasy, bo trening już na bank się skończył, tyle czasu minęło. Po drodze, złapałem pudełko środków na przeczyszczenie. Nie, żebym miał jakieś problemy! Po prostu w zapobiegliwości swojej chciałem mieć jakieś alibi. Nie rozumiecie? Przecież matoły zaraz przylezą i będą wypytywać co się Prędkiemu stało i co im powiem? Że ma okres? Właśnie. 

Wyłożyłem wszystko na blat i już miałem płacić, gdy usłyszałem znajomy głos. 

- O, Hula! 

Niech to szlag! Pietrek.

- No ja! – powiedziałem, ale marzyłem o tym, by nie zerknął na moje zakupy, nim spakuję. Ale nie był by sobą. I całe szczęście, że był sam, bo tylko brakowało więcej baranów. – Już po treningu?

- No już dawno! A co ty kupujesz? – mruknął i patrzył z zainteresowaniem. – Podpaski? A dla kogo?

- Dla mnie! – obróciłem wszystko w żart, ale uniósł jedną brew, więc chyba nie wystarczyło takie wytłumaczenie. – No dla Marceliny. A dla kogo niby?

- Aha.

I już myślałem, ze załatwione. Za mną i on zapłacił za swoje ciastka, dżem i chrupki, a potem ruszyliśmy do drzwi. I jak na złość wtedy błysnęła mu lampka w głowie.

- A po co kupujesz tutaj, skoro żonkę masz w Polsce?

Geniusz prawdziwy. Gdyby myślenie było procesem fizycznym, to pewnie leciałaby mi z uszu para, bo mój mózg pracował na najwyższych obrotach, aby coś wymyślić.

- Bo w Norwegii mają najlepsze podpaski – powiedziałem z poważną miną.

Spojrzał na mnie zaskoczony, a później wcisnął mi w rękę swoją siatkę i poprosił, bym chwilę poczekał.

- Serio?! To lecę i kupię dla Justyny!



--
Witamy ponownie z Norwegii. Dzisiaj mniej oczami Mariny, ale mam nadzieję, że chłopaki dali radę. Fragmenty oczami którego z naszych panów podobają się Wam najbardziej? I czyimi oczami mamy opisać konkurs w Lille (w kolejnym rozdziale już będzie, bo w końcu po to, by skakać, pojechali do Norwegii, nie?)?
Dziękujemy za wszystkie opinie i jesteśmy otwarte na wszelkie skargi i sugestie :D
Aria F.

Ja tam nie narzekam na brak zbyt małej ilości Mariny ;) 
No właśnie, przyłączam się do Arii, czyimi oczami wam się spodobał rozdział i kogo byście z miłą chęcią chciały poczytać w następnym rozdziale?
Pozdrawiamy!
Megi

sobota, 1 marca 2014

8. Sprawa się rypła




[Marina]

Po konkursie mieszanym wszyscy rozeszli się do pokoi, a ja poczłapałam za Stefanem, który chwilowo też był bez swojego współlokatora. Nie wiem jak on za Kamilem, bo ja oczywiście za moim Maciusiem niespecjalnie tęskniłam. Hula zaprosił mnie tak z grzeczności, bo za bardzo nie był w humorze i nie chodziło o nasze miejsce w debiucie podczas konkursu mieszanego. Weszłam za nim do pokoju, oparłam się o drzwi, krzyżując ramiona i spojrzałam na starszego kolegę. 

- Dobra Stefan, gadaj co się dzieje? – zapytałam, bo ewidentnie było widać, że coś jest nie tak i tylko się dusił niepotrzebnie w tych negatywnych emocjach. 

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakbym coś dziwnego, głupiego albo w obcym języku mówiła, a ja tylko z dobroci serca (które mnie kiedyś chyba w zupełności zgubi!) chciałam pomóc. Skoczek usiadł na łóżku i jakby się jeszcze zastanawiał, czy mówić takiemu małolatowi jak ja, ale wzruszył ramionami i chyba się poddał.

- Pokłóciłem się z żoną. Trudna sprawa, więc nie sądzę byś zrozumiał. I mnie trochę gryzie, a Kamilowi głowy zawracał przecież nie będę.

O, cholera! No to zachciało mi się grać psychologa. Bo co ja mogę mu powiedzieć? Co ja niby wiem o małżeństwie i problemach? Dupa, dupa, dupa. I obora w dodatku!

- Może jednak się postaram zrozumieć, jak wyjaśnisz o co biega? – zapytałam spokojnie, by nie czuł, że wywieram presję na nim. A skoro zaczął, to chyba oczekiwał, że będziemy rozmawiać, a nie, że machnę ręką i stwierdzę: „Jasne, nie zrozumiem”.

Wziął głęboki oddech i zaczął oblizywać nerwowo usta. Przymknął na chwilę oczy, a ja zaczęłam się obawiać, że nie sprostam zadaniu. No bo to, że jestem dziewczyną nie ułatwia mi sprawy. Ale w sumie jego żona to też kobieta. Więc jako tako kobieta kobietę zrozumie, nie? Bo musiałabym być nienormalna, gdyby się okazało, że nie zrozumiem jej problemu. Tym bardziej, że już drugi tydzień spędzałam czas z tymi popaprańcami i jeśli złościła się na Stefana, który był z nich chyba najkochańszy i najbardziej normalny, więc chyba chodziło nie o byle co, nie? 

- Pokłóciłem się z Cysią. W dodatku mam wrażenie, że nasza rozmowa telefoniczna umarła w martwym punkcie, jeśli rozumiesz o co chodzi.

- W martwym punkcie? – zapytałam zdziwiona, unosząc brew. – Wytłumacz ten martwy punkt. 

- No Marcela się nie rozłączyła, jakby czekała, czy mam coś jeszcze do powiedzenia. Zdziwiłem się trochę, bo zawsze w tym samym momencie się rozłączaliśmy. A tu taka cisza. W ogóle nie wiem o co chodzi… 

No i wszystko jasne! Powinnam zacząć spisywać ich problemy w jakimś zeszyciku, by kiedyś je wykorzystać i napisać jakiś poradnik dla niedorobionych skoczków narciarskich. Bo chyba wiem w czym problem. Kiwam głową, udając, że myślę, choć to na pierwszy rzut oka oczywiste jak byk! Proste jak konstrukcja cepa! I nic tylko plaskacza w czoło walnąć, że naprawdę faceci mają taki nieogarnięty mózg, że pewnych rzeczy, sygnałów od kobiet nijak nie potrafią zinterpretować, a później mamy efekty, jakie mamy. Na pytanie „Co ci się stało kochanie?”, jaka najczęściej pada odpowiedź z ust kobiety? Ciche, ledwie wycedzone między zębami „nic”, podczas gdy w myślach wyrzucamy słowotok, no nie? Ale wróćmy do Stefana. Tylko kompletna idiotka by się nie domyśliła, dlaczego jego żona się nie rozłączyła. A wy wiecie dlaczego? Bo chciała usłyszeć, że nawet po małej sprzeczce mąż ją kocha tak samo mocno, jak przed sprzeczką! Tak samo jak i na początku rozwijającej się ich znajomości, kiedy miłość ta była nieskończenie wielka, że aż się szło nią porzygać kolorową tęczą... Miłość to takie skomplikowane zjawisko, ech. 

- Może i jestem gówniarz, o małżeństwie mało co wiem, ale czasami powiedzenie kilka ciepłych słów jak kocham cię, tęsknię, całuję nikomu nie urwało głowy. Chyba dlatego twoja żona nie chciała kończyć z tobą rozmowy – powiedziałam i w zasadzie chciałam już wyjść z pokoju i wrócić do siebie, by móc się jeszcze chwilę nacieszyć wolnym pokojem, nim mój cudowny współlokator wróci, ale dostrzegłam kompletne zdziwienie Huli. Dodałam więc szybko coś, co mogło potwierdzić, że myślę jak chłop, a nie jak laska. – Ale co ja tam mogę wiedzieć, nie? Mało kto rozumie dziewczyny…

- No właśnie, skąd tyle wiesz o kobietach? – zapytał z przebiegłym uśmiechem. – W wyrywaniu mistrzem to ty nie jesteś, chociaż… nasze panny w kadrze o nikim innym nie mówią, tylko o Tobie!

- Wiesz, jakbyś mieszkał z siostrą w jednym pokoju całe życie, to może choć trochę byś teraz rozumiał swoją ukochaną – wymyśliłam na poczekaniu, wzruszając ramionami. 

Wyszłam i było mi cholernie głupio, że go okłamałam. Bo ja i Marcin mieliśmy swoje osobne pokoje, swoich znajomych i zupełnie inne charaktery, i zainteresowania. Oprócz tego, że jesteśmy bliźniakami to trudno powiedzieć, czy jesteśmy sobie bliscy. Może dlatego, że oboje byliśmy sportowcami i w domu się mijaliśmy, a od kiedy uczyłam się w Austrii to było jeszcze gorzej. Ale w każdym razie jednego się wyprzeć nie mogłam. Bo mimo wszystko strasznie kocham mojego brata łamagę i kibicowałam mu z całego serca, we wszystkich dziedzinach życia. A to się głównie liczy, nie? No, ale miałam nadzieję, że po tej rozmowie oprócz Krzyśka Bieguna, to i Stefan będzie mi pomocnym partnerem. 

I aż lekkie ukłucie w sercu mnie dopadło, że kurczę, trzeba się przyzwyczajać powoli do rozstania. Kto by pomyślał, że ja do tych pomyleńców się przywiążę, jak pies do człowieka. Świat zwariował normalnie. 


[Janek]

Po wieczornym treningu na sali trener wpadł na inteligentny pomysł, że w nagrodę możemy sobie wybrać, co chcemy robić, by się zregenerować. I będzie głosowanie, bo u nas taka wielka demokracja ostatnio. A wszyscy (znaczy może nie wszyscy, bo Stefana wcięło i Kamil już zaczął martwić się o niego, bo ponoć poszedł do żonki zadzwonić i ciągle go nie było) od razu drą się jeden przez drugiego, bo każdy chce postawić na swoim. Aśka i Magda od razu uciekły, bo nie miały ochoty na żadne atrakcje w naszym towarzystwie. Rzuciły tylko jedno spojrzenie Prędkiemu, myśląc że nikt nie zauważył. A ten stoi wyszczerzony, casanova się znalazł od siedmiu boleści.

- Wiem! – wydarł się w końcu Piotrek ze wszystkich najgłośniej. – Sauna!?

- Super! – zaczęli się drzeć pozostali i zaraz polecieli do pokoi się przygotować, oczywiście przepychając się w drzwiach jak idioci. Sobczyk coś tam się darł, ale nikt go nie słuchał. Poszedłem za nimi, ale trzymałem się z tyłu, bo czasem to naprawdę mnie denerwowali wszyscy. Chociaż nie wszyscy. Głównie ten małolat Prędki. Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał! Skakać zaczął trochę lepiej, więc już nawet nadziei mieć nie można, że go wywalą. Swoją drogą ja zupełnie nie rozumiem tej całej polityki kadrowej. Bieguna już z Pucharu Świata wycofują, bo wymyślili, że ma jechać na Uniwersjadę, a ten co? Nie ma jakiś mistrzostw dla licealistów w tym czasie?


[Marina]

Uciekłam szybko, licząc że nie zauważą. Bo dopiero by były jaja, jakby Prędki do sauny przyszedł w golfie! Ale nie sądzę, by komuś mojego towarzystwa brakowało, oni są najszczęśliwsi we własnym gronie. Wsiadłam do windy i prawie zemdlałam, bo miałam przed sobą tę żywą legendę i wielką gwiazdę, czyli Gregora Schlierenzauera we własnej osobie! A winda, jak winda, jak już się zamknie i jedzie, to uciec nie można. A ten pajac stał i gapił się na mnie, a w rękach trzymał aparat fotograficzny, bo taki z niego wielki artysta. I tylko się krzywo uśmiechnął na powitanie ze mną. Kiwnęłam mu milcząco i kliknęłam drugie piętro podczas, gdy on jechał na czwarte. Obróciłam się bokiem, bo tak dupą całkiem to mimo wszystko niezbyt kulturalnie. W każdym razie odetchnęłam z ulgą już po chwili, bo wszystko wskazywało na to, że mnie nie rozpoznał. Oczywiście dostrzegłam, że aparat skierował w moją stronę i tylko zezowałam na niego, myśląc co mu głupiego zaraz przyjdzie do głowy. 

- Nie masz co robić, tylko zdjęcia? – zapytałam po niemiecku, a ten spuścił swoją zabawkę i spojrzał na mnie z powagą.

- A co ci do tego? Chyba nie jest to zabronione?

- Może i nie, ale ja nie lubię, gdy ktoś bez pytania mnie o zgodę robi mi fotki! 

Prychnął pod nosem, więc zacisnęłam dłonie w pięści, bo miałam ochotę mu przywalić, ale ktoś na pierwszym piętrze wszedł do nas. Jakieś młode małżeństwo ze znajomymi, którzy chyba zielonego pojęcia nie mieli kim jesteśmy. Taka z niego wielka gwiazda skoków. A że winda była mała stykałam się ramieniem z tym wysokim blondynem i modliłam się, bym wreszcie mogła wyleźć z tej srebrnej skrzyni. A ten dalej na mnie się patrzył jak głupi. Nie wiem, może brudna byłam, tylko o niczym nie wiedziałam? Bo takich mam kolegów, że do kawałów to pierwsi, a do pomocy to już nie bardzo. 

- Jesteś bratem Mariny, nie? – usłyszałam jego pytanie i prawie się udławiłam śliną.

Spojrzałam na niego i kiwnęłam powoli głową, ale po chwili się uśmiechnęłam dumnie. No bo co? Mój brat nie byłby dumny, że wielka gwiazda skoków kojarzy Marinę Prędką? Przecież ciężką pracą udało mi się dostać do tej słynnej szkoły sportowej i własnym sportowym uporem długo pracowałam na swoje osiągnięcia. Chociaż w sumie, to trudno, żeby mnie nie kojarzył po naszych małych spięciach. Heh.

- Ano moja siostra. Pierońsko zdolna! Jestem z niej dumny, że dostała się do Stams – przyznałam, bo co? Jak już się tak poświęcałam, to trochę mogłam się pochwalić sobą, nie?

- I złośliwa. Dobra, ale cholernie złośliwa. A szkoda bo… – ale nie dane mi było ciągnąć dalej rozmowy, bo oto stalowe drzwi otworzyły się na moje piętro i musiałam się przecisnąć przez młodych, by wyjść. Uf. Choć w sumie żal, że się nie dowiedziałam. Bo o co mu chodziło z tym, że ja niby jestem złośliwa? I czego szkoda? To się już nie dowiem. Na odchodne uniósł dłoń, uśmiechając się cwanie i nie wiedziałam, jak mam odczytać jego uwagę. Aż mnie ciekawość wierciła, co też taki pan Gregor myślał na mój temat! A, pewnie te „małe spięcia” Was teraz będą interesować. Dobra, nie będę już taka i wyjaśnię. 

Kiedyś wielki pan Schlierenzauer przyjechał do naszej szkoły na apel z okazji zakończenia roku. To specjalnego nic nie było, bo on tak przyjeżdżał raz na dwa tygodnie, szczególnie poza sezonem. W końcu doskonała okazja na promowanie swojej osoby, gdy małolaty biją brawo z uznaniem, a panny wzdychają. I zaczęło się jak zwykle – pani wicedyrektor przez 20 min wychwalała zasługi i zalety Gregorowe. Ja to byłam nowa, ale inni to chyba już tę listę na pamięć znali, bo przecież zawsze gadała to samo, tylko się liczba zwycięstw zmieniała. I tak go wychwalali po kolei wszyscy, że taki to Gregor i taki, a mnie to już serio jasny chciał trafić szlag, bo ile można? I już myślę, że koniec, a tu kolejna osoba wychodzi i znowu, jaki to Schlierenzauer wspaniały, że najzdolniejszy i tak dalej, bla, bla, bla. No to co miałam? Wtrąciłam się grzecznie przypominając, że jakby nie patrzeć, to Mistrzem Świata w skokach narciarskich to według mojej wiedzy jest aktualnie Kamil Stoch, a nie on. No i była afera.

W każdym razie przeszłam się po norweskich deptakach, odetchnęłam świeżym powietrzem i ani się nie zorientowałam, jak się bardzo późno zrobiło. Nawet kolację przegapiłam. Wróciłam szybciutko do pokoju, Kocur paskuda już spał, więc ja tylko przewróciłam oczami, widząc bajzel jaki zostawił. Bo wyobrażacie sobie, że jego bluza leżała na moim własnym prywatnym łóżku? To już przesada! W przypływie furii wywaliłam ją przez okno na balkon, bo co? Będę się takim Kotem przejmować? Trochę zmarzłam na tym spacerze i pomyślałam, że taka sauna to wcale nie taki głupi pomysł. A skoro wszyscy spali, to na paluszkach zabrałam ręcznik i zeszłam na dół, już po drodze ciesząc się z chwili świętego spokoju, chwili relaksu i bycia sama dla siebie Mariną.


[Stefan]

Wstałem dzisiaj chyba lewą nogą. Albo cały świat sprzysiągł się nagle, by dziwnym zbiegiem feralnych wypadków mnie wyprowadzić z równowagi. Bo mało, że się nie wyspałem, mało że źle szły skoki na treningach, a potem nawet nie miałem co marzyć o występie w drużynie mieszanej, mało że się ze Marceliną pokłóciłem. Jeszcze mała sprzeczka z Jaśkiem, który nie wiem czemu uczepił się młodego Prędkiego i za nic się nie odczepi. Zupełnie nie rozumiem o co mu się ciągle rozchodzi, bo dzieciak jest przecież w porządku. Trochę pyskaty, ale jak wyrośnie z młodzieńczego buntu, to będzie całkiem do rzeczy. Z tego co pamiętam, to Jasiek w jego wieku był gorszy, ale nic nie będę opowiadał, bo się obrazi na amen. Za radą Marcina zadzwoniłem do Cysi ponownie i tak mi zeszło, że i odnowę, i saunę i kolację przegapiłem. Poszedłem do Gębali, a ten mi powiedział, ze śpi i mam iść sobie do sauny sam, bo on nie ma zamiaru dla jednego spóźnialskiego wstawać jak do dziecka. Więc wzruszyłem ramionami, bo co zrobię? Zszedłem na dół, rozebrałem się do gatek i wlazłem. Pary tyle mi buchnęło w twarz, że mnie całkiem zamroczyło albo miałem jakieś omamy. Bo skąd nagle w naszej hotelowej saunie kadrowej… dziewczyna? Piętro pomyliła? Tylko kurczę z twarzy wydawała mi się dziwnie znajoma. Patrzyła na mnie z przerażeniem i w porę się zreflektowałem, że przecież stoi przede mną, jak ją Pan Bóg stworzył, naga. Wstrzymałem oddech i odwróciłem się plecami do niej, by się mogła okryć ręcznikiem. Przecież nie jestem żadnym zboczeńcem, co będzie biedne dziewczątka napastował. Cały czas dumałem w myślach, kogo to mi przypominała… Usłyszałem ciche chrząknięcie, więc odwróciłem się, by jeszcze raz jej się przyjrzeć. Długie, bo do ramion włosy koloru blond, chociaż przy tej temperaturze, mógłbym ją wziąć za szatynkę, dobrze wysportowane ciało i te przerażone oczy. Jakbym je gdzieś wcześniej widział… Dostrzegłem jej skrzywienie na twarzy i zamarłem kolejny raz.

- Prędki?! – wydusiłem. – Znaczy się, kim ty jesteś, co? – zapytałem lekko zdenerwowany, krzyżując sobie dłonie na klatce piersiowej. Widziałem, że młoda panna otworzyła usta, a potem je zamknęła i potem usiadła z rezygnacją na drewnianej, nagrzanej parą ławce. Wzruszyła ramionami i spojrzała już obojętnie na mnie, jakbym zrzucił z jej ciała jakiś ciężar. 

- Ale nie będziesz na mnie wrzeszczał? – odezwała się cicho i po raz kolejny moje oczy rosną, bo z jej gardła nie wydobywał głos podobny do tego, który znałem, ale tym razem damski – miękki, ciepły, aksamitny, ale jakby wyprany z emocji, obojętny.

- To zależy jakie masz dla mnie usprawiedliwienie na… – urwałem, bo naprawdę nie wiedziałem jak to wszystko nazwać. Machnąłem więc dłonią, by wskazać na jej okryte ręcznikiem ciałem. 

- Od czego mam zacząć? – zapytała retorycznie, jakbym to ja miał wybierać, jaką pasjonującą historię dla mnie wymyśliła, ale to, co po chwili usłyszałem, zwaliło mnie prawie z nóg, więc usiadłem naprzeciwko niej.

- Powinieneś spytać inteligenta Sobczyka. On mnie w to wszystko wrobił. Z bratem do spółki.

Dacie wiarę? Słuchałem i słuchałem, ale czułem, że muszę uszy sobie przepłukać, bo to się w głowie nie mieściło. Sobczyk, brat i dziewczyna. Dziewczyna, która skakała z nami. Nie, to przecież niemożliwe! Nie da się tak cały czas…. Przecież to jeszcze młode dziecko, znaczy się młode dziewczę. Czy oni ją chcieli zabić, czy jak?

- Skaczesz? 

- Skakałam kiedyś, ale mi się znudziło. Bardziej wolę deskę, bo skoki są głupie.

- Imię? Jak mam do ciebie mówić, co? Marcin rozumiem to twój nieobecny brat, tak? Poznam powód dla którego go nie ma z nami?

- Niech ci Grzesiek wszystko opowie, bo mi się nie chce wnikać w szczegóły nad ich głupotą.

O! I tym sposobem już rozumiem, dlaczego Prędki wydawał mi się ważniacki. Bo przemawiała przez niego… przez nią, już nawet nie wiem jak mam mówić, chłodne, krytyczne spojrzenie na nas. Brawo Hula, dałeś piękny popis przed nastolatką. Koledzy nie lepsi! Siedziała przed mną drobna, bezbronna dziewczyna, a ja co? No już nie będę wspominał, że dziewczyna, a skacze lepiej ode mnie. 

- Mam na imię Marina i jestem siostrą bliźniaczką Marcina Prędkiego – dodała szybko i stanowczo, ale jej głos był cichszy, niż wcześniej.

Czy ona się mnie bała, że ja wrzeszczeć na nią będę? Nie ukrywam, że zachwycony to ja nie byłem. Przyjrzałem jej się uważnie i widzę, że oglądała całą kabinę, byleby tylko nie patrzeć na mnie! Uniosłem brew i wziąłem głęboki oddech, bo się zastanawiałem, co z nią zrobić. Do Kruczka pójść i wyznać prawdę, czy najpierw z tym Grześkiem pogadać, że co za matoł dziewczynę przebiera za chłopaka? A później się dziwić, że każdy jedzie po Prędkim, jak prawdy nie zna. A ona dalej, ani na sekundę na mnie nie spojrzała.

- I będziesz taka obrażona siedziała? – palnąłem, zanim się ugryzłem w język. Brawo, panie Hula! Przecież dla niej to był pewnie stres i niekomfortowa sytuacja. W moim durnym umyśle w końcu zaświeciła czerwona lampka. Dziewczę całe się spinało, poprawiała co chwila ręcznik i praktycznie podciągała go do góry pod samą brodę. W dodatku nie wiem czy zbyt wysoka temperatura w saunie sprawiła te jej wypieki na twarzy czy… Stefan ty jełopie jeden! Panna się ciebie wstydzi! Wlazł facet nastoletniej pannie do sauny i się wielce dziwi, że ona przestraszona! Przecież to takie oczywiste! Krępuje się, bo wstyd jej, że ją nakryłem, a w dodatku widziałem jej nagie ciało. Chociaż za wiele to się tam nie naoglądałem. Zresztą nie wypadałoby. Przecież ja wierny, przykładny mąż i kochający tatuś. 

I zaraz przypomniała mi się sytuacja rozmowy z nim, tfu z nią. Za jej namową Cysia od razu się rozchmurzyła jak zadzwoniłem i przeprosiłem, że zapomniałem powiedzieć jak bardzo ją kocham i tęsknię. Teraz już wiem, czemu Aśka z Magdą i nawet moja żona chwaliły sobie tego Prędkiego. Bo kto lepiej zrozumie kobietę, jak nie kobieta we własnej osobie? 

- Idź do pokoju – starałem się, by głos zabrzmiał spokojnie, a nie jak rozkaz.

Drugi raz powtarzać jej tego nie musiałem, bo prawie wybiegła z tej sauny jak z procy. Posiedziałem sobie chwilę, a po prysznicu wybierałem się do tego Sobczyka i zażądam wyjaśnień i argumentów, dlaczego mam nie iść do Kruczka. I miałem gdzieś, że był środek nocy.


[Marina]

Pięknie Marina, genialnie! Powinnam się cieszyć i skakać z radości, że to już koniec, że się wydało, ale ja czułam się jak po intensywnym maratonie biegowym na jakieś 500 czy 1000 metrów. Nie wiem co było gorsze. Fakt, że to właśnie Hula mnie nakrył czy sytuacja, że widział mnie nagą? Co gorsze? Ani to, a drugie też nie lepsze i jak tu spoglądać mu w oczy i udawać, że sytuacji nie było? Chociaż nie, nie będzie już żadnego udawania, a kolejnego przesłuchania nie zniosę. Wpadam do pokoju, ale na szczęście się okazało, że Kot chrapie jak najęty do ściany w tym swoim syfie, więc przebierałam się szybko w łazience, założyłam czapkę i kurtkę, zamknęłam torbę i wybiegłam na korytarz. Taszczyłam za sobą walizkę i w recepcji z grzeczności napisałam dwa listy. Jeden do Stefana, drugi do Sobczyka, bo stwierdziłam, że nie będę taka wredna, żeby znikać bez słowa. Siadłam w fotelu i do Grześka to mam potok słowny:
Grzesiek,
Wszystko się wydało. Ostrzegałam cię, że ten twój pomysł to zasługuje na nagrodę filmową, bo nikt by tego lepiej nie wymyślił jak Ty. W takim razie przyjemnie mi oznajmić, że czuję się wolna! Nie zamierzam być w centrum kłótni, więc radź sobie sam z bratem mym do spółki. Miło było, ale się skończyło!
Marina
Zaś przy kolejnej pustej kartce musiałam się mocniej zastanowić, co napisać Stefanowi. Nie miałam odwagi mu spojrzeć w oczy i przeprosić, że oszukiwałam jego i wszystkich. Bo przecież choć byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, chciałam tylko.. ja chciałam tylko pomóc bratu i tyle. Przecież żadnych osiągnięć z tego mieć nie będę. 
Drogi Stefanie,
Teraz znasz prawdę. I nie mam ci za złe, jeżeli pójdziesz (poszedłeś) na skargę do Łukasza Kruczka. Wszak bardzo go lubię i szanuję, nawet jeśli czasami i on sobie u mnie łapał minusy. Pewnie uznałeś, że najlepsze jest powiedzenie kolegom, dlaczego nie ma Prędkiego no i że Prędki to nie on, tylko ona. Możesz być zły na mnie, nawet masz prawo! Jednak nie miałabym odwagi stać w centrum tego całego zamieszania, bo to przecież nie moja wina. Co się stało, to się nie odstanie. Mam nadzieję, że zaakceptujecie mojego brata, ponieważ nie jest taki zły i złośliwy, jak ja. Życzę wam naprawdę sporych sukcesów bo powiem szczerze, że wcale tacy źli nie jesteście. Trzymam za was kciuki w Soczi! Niech wam pójdzie dobrze, bo jesteście wspaniałym zespołem. Niech się i Tobie wreszcie coś uda, bo jak chcesz to skakać to ty potrafisz!
M.

Zostawiłam listy na recepcji i wybiegłam, dzwoniąc po drodze po taksówkę. 



--
I tym sposobem sprawa się rypła sama (uwielbiam to sformułowanie!) 
Pozytywnie zaskoczone czy niespecjalnie?
Przypominam, że zwyciężczynią naszego konkursu zostaje Aia i jej skład na Turniej Czterech Skoczni to: Marcin Prędki z programu wsparcia nizinnego, Kamil Stoch, Stefan Hula, Krzysztof Biegun, Piotr Żyła, Maciej Kot i Dawid Kubacki. Razem z Arią popłyniemy z fantazją. 
Megi


Oj tak, trochę popłyniemy ;) Bo jeszcze nie wiemy jak Łukasz Kruczek wytłumaczy, że na TCS nie jedzie np. Jasiek Ziobro (zwycięzca z Engelbergu) tylko Stefan Hula. Ale wierzymy, że się uda ;) My w Stefka zawsze wierzyłyśmy! W rozdziale trochę nowego. Ciekawe jesteśmy Waszych opinii!
A.F.