sobota, 14 czerwca 2014

14. Filip z konopii




[Marina]

Zapakowali nas w końcu wszystkich do busa i wywieźli na zawody. Ja się w sumie już przestałam dziwić, dlaczego ten mój Grzesiu to jest taki nerwowy. Ja przebywałam z tymi wariatami zaledwie kilka tygodni i już miałam dość, a on się przecież już męczył z nimi od dawna. Na jego miejscu to bym napisała jakiś wniosek o wcześniejszą emeryturę ze względu na trudne warunki psychiczne czy coś. W tym całym ZUSie to jest taki burdel, że może by mu przyznali? W każdym razie po pół godzinie wszystkich udało się zgarnąć i pojechaliśmy. W zawodach jest tyle fajnego, że każdy geniusz zajmuje się sobą i jest trochę spokoju. No, prawie.

- Olej to Prędki! Co się będziesz głupią majcą przejmował! – odezwał się Klemens już w samym progu i uśmiechnął się głupio. Zaraz się przysiadł jak mój najlepszy kolega i zaczął coś jeszcze do mnie gadać. I – jesteście tutaj świadkami – ja się naprawdę starałam go słuchać, ale moja wina, że zupełnie nie mogę złapać z nim wspólnego języka. Fuj! Żadnych języków z Klemensem! Ach ta moja wyobraźnia… Dobra! Niech się ten Marcin ugryzie w nos. Stwierdziłam, że idę.

- Sorry, chłopie, ale muszę za potrzebą – skłamałam gładko, uśmiechając się do niego porozumiewawczo i szybko wyszłam z szatni. Nie mógł się Marcin z takim Krzyśkiem kolegować? Minęłam Hulę, który też coś próbował powiedzieć, ale stwierdziłam, że się do niego nie odzywam i zamierzałam się tego trzymać. A co! Skoro z góry założył, że po tych zawodach go wywalą, to co sobie język będę strzępić nadaremno? Przeszłam się kawałek tam i powrotem, a wróciłam, gdy pora była akurat by iść. Już miałam wejść do szatni, gdy prawie mnie ktoś zabił drzwiami. Świetnie… Ciekawe, kto za mnie będzie udawał Marcina? Obróciłam się, by dostrzec, który taki mądry i aż westchnęłam. Ziobro. Poleciał taki wściekły, że nawet mnie nie zauważył. Kurde, powinien trochę wyluzować, bo jak nie, to jego wywalą, a nie Stefka. Klemensa upierdliwca na szczęście już nie było, więc wzięłam narty i poszłam sobie spokojnie na górę.

Siedziałam sobie na ławeczce, gdy przytrafiło mi się coś dziwnego. Chociaż może to nie dziwne, tylko grzeczność. Austriacka grzeczność nizinnych mieszkańców, która ma niewiele wspólnego z naszą kulturalnością polską. Spytacie zaraz czy chodzi o Austriaka, nie? Owszem! Pewnie spora część z Was zapyta na bezdechu czy chodzi o Schlierego. Ha, ha. Wiedziałam! Owszem był, gdzieś w kącie i niespecjalnie na niego zwracałam uwagę. On się na mnie gapił dyskretnie, ale już się przyzwyczaiłam, że którejś tam klepki to mu brakuje, więc czasami miewał różne, mniejsze lub większe, odchyły. Tym razem z oczu go straciłam, bo widok zasłonił mi ten nowy ceper, o którym wspominał mi Grzegorz. Stał uśmiechnięty i wystawił mi dłoń, by przybić piątkę. Od razu pomyślałam, żeby swoje pierwsze pieniądze przeznaczył na aparat ortodontyczny, no cóż. Wszak jedni stali w kolejce po talent, inni po urodę, a jeszcze inni po mózg. Tylko ja się pytam w jakiej on stał w kolejce?! Dumałam tak sobie, dziękując w duchu, że ja to mam bliźniaka, a on w takich sprawach jest pomocny, bo można wszystkie kolejki niepostrzeżenie obrócić i zgarnąć całą pulę. O nie! Chyba źle zinterpretował mój uśmiech, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując mi swój cały zgryz. Więc nic innego mnie nie pozostało, jak uczynić to samo i przybić mu piątkę. I pewnie nie uwierzycie, ale po chwili już rozmawialiśmy sobie w najlepsze, że jak się czujemy jako nowicjusze przy tych starych wyjadaczach. No i oczywiście był bardzo pozytywnie zaskoczony, że ja tak dobrze szwargocę. Bąknęłam pod nosem, że to zasługa mej siostry, bo mnie męczy niemieckim, gdyż się w Austrii uczy, a taka zdolna dziewczyna. No bo co? Trzeba wykorzystywać okazję do drobnego automarketingu, nie? Ale dopiero się zdziwiłam, jak ten się jeszcze szerzej uśmiechnął do mnie.

- Powiedz jej, że zuch dziewczyna! Pewnie będzie wiedziała o co chodzi. Powodzenia przy skokach! – rzucił mi na odchodne i tyle miałam z rozmowy z nim, bo już musiał iść.


[Sebastian]

Kolejne minuty mijały, a ja stałem sobie w z boku i uważnie obserwowałem lądujących zawodników. Jeden, drugi, trzeci i dziesiąty. Murańka, Kubacki i Żyła już poprawili swoje wyniki, więc czekałem w niecierpliwości na resztę naszych. Szczególnie Piotrek poszalał, pewnie się przesunie sporo do przodu. Tupałem sobie, żeby się rozgrzać, bo wierząc naiwnie w prognozy pogody, nie ubrałem się jakoś specjalnie ciepło. Nawet czapki nie miałem, a to był przecież dopiero początek drugiej serii. Pokiwałem głową zmartwiony, bo szykowało się, że tym razem to porządnie przemarznę, skoro już mi było zimno. Ale trudno. Najwyżej pójdę na chorobowe.

- Kurde, bylibyście cicho! – odwróciłem się tyłem i wrzasnąłem do współtowarzyszy, bo zupełnie już się słuchać ich nie dało. Co oni? Na targu są czy na skoczni? Nie uśmiechało mi się kwitnąć pod skocznią w takim rumorze. A ile razy można upominać? Dobrali mi współpracowników… Najpierw połowy wywiadu z Kubackim nie nagrali i musiałem go prosić, żeby drugi raz to samo gadał, a teraz im się wzięło na dyskusję nie wiadomo o czym. 

- Ale jaja!

- To Hula był?!

- To pohulał!

Zrobił się szum, publiczność zaczęła ryczeć, więc szybko obejrzałem się na skocznię. A to ci dopiero! Nasz Stefan tak pięknie poleciał!

- Zbierać się!!! – wrzasnąłem na kolegów, bo ci dalej stali jak wmurowani. – Łapiemy go!

Chwyciłem mikrofon i zerkając, czy kamerzysta i dźwiękowiec za mną idą, zacząłem się przeciskać między reporterami różnych telewizji i gazet. Cholera jasna! Nie zdążymy! Nie wiedziałem skąd się nagle wziął taki tłum, bo przecież seria finałowa dopiero się zaczęła i żadnych orłów jeszcze nie było na rozbiegu, tylko nasi. Znaleźliśmy się przy rozbiegu, ale guzik z pętelką. Już Stefana nie było! A ci dwaj stali zaskoczeni, jakby pierwszy dzień byli w pracy. Co ja jestem? Opiekunem stażystów? Czy ja im wszystko muszę mówić?

- Z kim ja pracuję?! – rzuciłem do towarzystwa wściekły. – No chyba pod szatnię idziemy!

- A konkurs? – zapytał nieśmiało ten młody w okularach. – Zaraz Prędki, a potem Stoch i Kot…

- Jak Hula tak pofrunął to pewnie coś się stanie i zaraz odwołają – zauważył ten drugi filozoficznie. – Zaliczą pierwszą serię. Na bank!

- Długo jeszcze będziemy dyskutować? Jak mówię, że idziemy to idziemy!

I poszliśmy. Przed domkiem stał Żyła uśmiechnięty od ucha do ucha i pomachał do mnie wesoło, ale z nim już wywiad nagraliśmy. Trzeba koniecznie znaleźć Stefka!

- Prędki też ładnie skoczył! – zawołał do nas Żyła. – Tak daleko jak ja! Ale kurde, Stefka nikt nie pobije!

- Gdzie on jest? – zapytałem chytrze.

- Tam!

Więc poszliśmy. Rozejrzałem się dookoła i był. Stali sobie razem z Prędkim i patrzyli na tablicę wyników. Młody zadowolony, ale co się dziwić, jak radzi sobie z dorosłymi całkiem nieźle. Ale gadać z nim nie lubiłem, bo zupełnie się nie potrafił zachować się przed kamerą. A tu stał obok Sefana, więc klops! Musiałem zaprosić ich obu.

- Możemy prosić o rozmowę? – zagadnąłem.

- Kamil teraz skacze! – burknął Prędki i dupą się do mnie obrócił, wpatrując się w telebim. Taki dzieciak, a myśli, że wszystkie rozumy pozjadał! No, ale nie było wyjścia. Musieliśmy poczekać. Stefan się zaśmiał, bo Kamil go wyprzedził. By to szlag! A tak chciałem nakręcić Hulę na prowadzeniu! Swoją drogą czemu spod tablicy dla lidera zwiał? Zaraz później skakał Maciek Kot, więc tylko oczami przewróciłem, bo się już nie mogłem doczekać. No, w końcu! Maciek skoczył z osiem metrów bliżej niż w pierwszej serii i spadł daleko, aż za Żyłę i Prędkiego. Ustawiłem kamerzystę i tego drugiego, ale na nic się zdały moje wzdychania. Czułem się ignorowany! Cóż, niech im będzie. Poczekamy do końca finału. Freund i Kasai skoczyli bliżej, więc mieliśmy dwóch Polaków na prowadzeniu. Prędki skakał, jakby to co najmniej on miał szansę na podium. A Hula stał jak wmurowany. Syknąłem dyskretnie na idiotę, bo zamiast kręcić to też się gapił na wyniki jak zaczarowany.

- Odwołają, na pewno odwołają… – jęczał dźwiękowiec, a ja myślałem, że mnie coś trafi. 

- Nieeeee…

Prędki aż podskoczył. Ammann rozdzielił Stocha i Hulę. A na rozbiegu został jeszcze Tepes i Morgi. Kamil miał miejsce na podium pewne, ale Huli szanse spadały. Zerknąłem na Stefana, ale jego twarz nie mówiła nic. Stał tak, jakby nie wierzył, że to jawa, a nie sen. Podeszła reszta kadry, więc zrobił się większy gwar.

- 127,5 m! – ktoś zawołał, a wszyscy aż wstrzymali oddech. Młody Tepes spadł aż za trzech Polaków. Z drugiego na piętnaste miejsce! Jeszcze jeden. Tylko Morgenstern. Zmierzyłem wzrokiem współpracowników, żeby nie śmiali nawet czegoś zawalić, bo taki konkurs, taka okazja! Austriak usiadł na belce, a wśród polskiej kadry nastała pełna napięcia cisza. Jedna sekunda i druga. Wyjście z progu… I niech to złapie cholera! Pierwszy! Nie będzie dwóch Polaków na podium! Kamil drugi, a Stefan czwarty!

- To możemy już prosić? – zaczepiłem Stefana, który stał dalej wielce zdziwiony.

- Teraz tak! – odezwał się Prędki. Co on? Bawił się w rzecznika prasowego czy adwokata? Wepchał się młody przed kamerę, więc nie było wyjścia. Będą na wizji obaj. Dałem znak, że zaczynami i przybrałem wyjściowy uśmiech.

- Jest przy mnie człowiek, który mógł dziś sprawić mega niespodziankę! Proszę Państwa, obok mnie stoi czwarty dziś Stefan Hula! – powiedziałem, a Prędki chrząknął z krzywym uśmiechem, więc zaraz dodałem, że jeszcze i Marcin Prędki, nizinny skoczek z samych Wierzchosławic! 

- Nie Wierzchosławice, a Wierzchosławce! – burknął niegrzecznie małolat. – Od wierzchu i od sławy. Sławy, a nie Sławic! 

Postanowiłem zignorować delikwenta. 

- Stefan! Czwarte miejsce, najgorsze dla sportowca – powiedziałem i podsunąłem mu mikrofon. Spojrzał na mnie, jakby dopiero się urodził.

- Eeeee… 

- Jest chyba żal – podpowiedziałem. 

- No nie! Kurczę! W szoku jestem! Bo nie myślałem… Czwarte miejsce! – westchnął uśmiechnięty, a Prędki rzucił mi dziwne spojrzenie. Czego on znowu chce?

- Naprawdę niewiele zabrakło i byłoby pięknie – ciągnąłem, nie zwracając uwagi na miny Prędkiego.

- Jest pięknie – zaśmiał się Hula, ale nie zdążyłem więcej o nic zapytać, bo wszyscy już biegi na ceremonię dekoracyjną, żeby bić brawo zwycięzcy i Kamilowi. Minuta nie minęła, a zostałem sam z moimi niekumatymi kolegami. Tylko Ziobro dalej siedział na schodach przed szatnią, więc zaraz do niego poszliśmy. Ten nie był w humorze, bo jako jedyny z naszych nie załapał się do drugiej serii.

- Taka niespodzianka – zacząłem mówić do skoczka. – Kto by się spodziewał? Myśleliśmy, że Stefana odeślą na Puchar Kontynentalny, a teraz mało nie wylądował na podium, no nie? 

Ziobro spojrzał na nas, ale pokazał, że nie ma ochoty na rozmowę przed kamerami.

- Janek! Więcej luzu! – uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go delikatnie po plecach.

- W dupie mam luz! – warknął i tyle go było. Zwiał.

No to sobie nakręciłem wywiad.


[Marina]

No i zebrała się cała komisja, żebym przypadkiem nie zapomniała, jaka była waga sytuacji. Faceci to zupełnie nie potrafią się wczuć w uczucia i niepokoje innych osób. Bo nie zauważyli, że teraz się będę dwa razy bardziej stresowała tego egzaminu on-line? Oczywiście, że nie! Więc zjawili się punktualnie o 19.00 wszyscy trzej trenerzy (z czego dwóch z własnej woli, a Grzegorz z przymusu, ale co? Niech ma i też cierpi!), fizjoterapeuta (jakbym miała mdleć chyba czy co), no i Stefan, który się uparł, że będzie mnie wspierać tak, jak ja jego. Od tego czwartego miejsca w konkursie, to chodził uśmiechnięty, jakby go zamienili na lepszy model. Serio! Dobrze, że w pokoju nie ma więcej miejsca, bo pewnie by przylazła reszta matołów, bo w końcu darmowe przedstawienie, nie? Prędki będzie zdawał matematykę. Swoją drogą, to powinni żałować, że wywalili ze sztabu tego Wódkę, bo by się nadał wyjątkowo. Coś mi się zdaje, że nie wolno przesłuchiwać nieletnich bez odpowiedniej opieki psychologicznej, nie?

Więc usiadłam posłusznie przed laptopem, modląc się w duchu, żebym pamiętała wszystko, co mi wtłoczył do umysłu Biegun. Ach, Krzyś! We Włoszech właśnie trwał konkurs, a ja przez to wszystko to ani nie mogłam śledzić wyników, ani trzymać kciuków. Obejrzałam się za siebie. Klimowski, Gębala i Sobczyk siedzieli sobie na Grzegorza wyrku, a Stefan rozgościł się na moim. Tylko Kruczek ślęczał nade mną, jakbym miała żywcem ściągać, czy co. Przełknęłam ślinę i zalogowałam się na Marcinowy Skype. 

- Ja myślę, że nie ma potrzeby, by cały sztab marnował czas! – spróbowałam ostatni raz. – Przecież ja wszystko umiem!

Ale jak się pewnie domyślacie, oczywiście się nie udało. Więc znalazłam tego nauczyciela od matmy upierdliwego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Nie był dostępny, ale pewnie się krył. W sumie nic dziwnego. Jakbym była takim belfrem przebrzydłym, to też bym się chowała przed światem. Raz, drugi, trzeci. Nie odbierał. Idealnie! O mogli by sobie już iść, nie? Zaliczę innym razem. Kwadrans minął, a majcarza nie było. Kruczek zmarszczył brwi i wyciągnął telefon. Skąd on ma numer do mojego (znaczy Marcinowego) nauczyciela od matmy? Inwigilacja bezprawna się szczerzy jak widać. Zero życia prywatnego w tej kadrze. Przełknęłam ślinę, bo skąd miałam wiedzieć, czego miałam się spodziewać? Rozmyślił się i mnie wywalą do domu? I będę Marcina nie na skoczni, a w szkole na lekcjach udawać? To wcale nie było śmieszne!

- Czyli wszystko zaliczył? – zapytał Kruczek niepewnie i ukradkiem spojrzał na mnie. Migiem zrobiłam poważną minę, mówiącą: „Możecie mi bić brawo!”. – Marcin? – zwrócił się tymczasem do mnie, odsuwając na chwilę telefon od ucha. – Czemu się nie chwaliłeś, że zaliczyłeś już materiał przed obiadem? 

- Bo taki jestem skromny! – ogłosiłam szybko.

Grzegorz jak na komendę zaczął się śmiać, a Kruczek nie był taki zadowolony. Dopytał jeszcze ze dwa razy o moje wyniki, upewnił się, że wszystkie jedynki poprawione i że nie zawalę szkoły przez występy sportowe. Pożegnał się z gościem, a później spojrzał na mnie. Zrobiłam minę niewinnego chłopięcia, czego Hula mi nie ułatwiał śmiejąc się za plecami trenera w żywe oczy. Potem Kruczek walnął mi krótkie kazanie, że to nieelegancko tak za jego plecami oceny poprawiać, jak on prosił, że chciałby przy zaliczeniu być. 

- No ale… – zaczęłam, ale urwałam, no zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć i jak się wytłumaczyć. 

A wtedy nagle… GRUCH, BUCH, żeby nie powiedzieć po prostu DUP! Wszyscy zwrócili oczy w stronę drzwi, a raczej w stronę podłogi. 

- Kurde, Musaf! Było się na klamce nie wspierać! – pieklił się Żyła. – Wszystko żeś zepsuł.

- Moja wina, że mnie Ziobro pchał! – bronił się Kubacki, który leżał jak długi na podłodze.

- Sam się pchałeś! – odgryzł się Jasiek inteligentnie.

- Bo prosto my się martwiliśmy! – zaczął się tłumaczyć Piotrek, bo widząc wzrok Kruczka nawet nie czekał na pytanie. Klimowski głośno westchnął, a Sobczyk się bezczelnie śmiał. Taki z niego mój obrońca.

- Kto się martwił, ten się martwił – uzupełnił Ziobro, a Żyła zdzielił go łokciem.

- Mówiłem, że Marcin wszystko zaliczy! – kontynuował Piotrek. – To fajny chłop!

- Kujon i tyle – wzruszył ramionami Jasiek. 

- Koniec! – przerwał im Kruczek. – Wszystko załatwione, więc idziemy! A panowie, to chyba mają co robić, nie? 

I wygonił całe towarzystwo, na koniec poszedł sam, a ja odetchnęłam z ulgą. Udało się! A Marcina to ukatrupić wypadało naprawdę, bo czemu mi nic nie powiedział? Prawie się wydało! Ja już naprawdę nie miałam do niego sił. Chwyciłam po telefon, ignorując minę Grzegorzową, ale nim zdążyłam wybrać numer kochanego braciszka, to przyszedł SMS. Srebro!!!


[Piotrek]

No, nie wiem, co powiedzieć. W sumie to znowu nam się udał konkurs. Ja żem tylko drugi krok zmaścił. Pierwszy elegancko, ale drugi, to żem się napalił jak fiks i dupa blada. Pozamiatane. Więc wyszedł konkurs, ale i nie wyszedł. Bo Jasiek, Mustaf i Klimuś to się nawet do drugiej serii nie załapali! Stefan ładnie, ale już nie tak elegancko jak wczoraj. Pewnie się tak napalił jak ja. Jak dziecko na małe zabaweczki. Coś nie zagrało. Stefciowi w pierwszej, a mnie w drugiej serii. No i tak. Ale Prędki pięknie! I Maciuś też ładnie – dziesiąty był. W drugiej serii daleko skoczył, ale w pierwszej mu zabrakło. No i tyle z tego, zawsze nam coś brakuje. Prędki jakby za pierwszym razem tak skoczył jak za drugim, to by chyba wygrał gładko, a tak to trzeci tylko. Tylko! Matoł ze mnie! 

Stałem sobie pod podium z Maciejem i komórką, bo żem stwierdził, że nagram młodemu na pamiątkę, a co! Pierwsze podium to zawsze jest wyjątkowe, nie? Pamiętam dobrze jak to było w Oslo. I taki był wstyd, bo jak debil żem stał w kasku. Teraz to se Prędki ubrał czapeczkę elegancką, ode mnie dostał, ale się nie bede tak przechwalał znowu. Aż mnie w środku ścisnęło, jak żem słyszał nasz hymn i nawet żem się przestał martwić, że mnie tak zagotowało. Dawno, żem takiego złego skoku nie skoczył, ale co. Bede wiedział na przyszłość, żeby spokojnie se skakać, a nie. Ale w sumie na dobre wyszło, że Prędki zajął moje miejsce. Będzie się chłopak cieszył i mu się należało po tym stresie z matematyką.

Rozdali kwiatki, pogratulowaliśmy wszystkim i już trzeba było się zbierać do samolotu. Prędki cały przejęty i tylko SMSy pisał całą drogą. I Stefan też był w sumie ucieszony, gadał se coś po cichu z Kamilem. Kurde, Kamil! Ja to jestem! Najważniejszego, żem nie powiedział, że przecież Kamil wygrał! Nawet kwalifikacje wygrał. A wcześniej przy śniadaniu graliśmy w bierki i kto wygrał? No zgadnijcie! Ten typ tak ma. Mówiłem już kiedyś, że skoki narciarskie to takie zawody, że pięćdziesięciu skacze, a na końcu i tak wygrywa Kamil Stoch. Jeszcze to zapamiętacie!


--
Wybaczcie za opóźnienie! Wklejamy i lecimy oglądać dalej mecz!

Kto kibicuje to kibicuje. Ja mam dzisiaj wyjątkowo wolne ;)
Ogólnie to trzeba Wam wyjaśnić, że na potrzeby opowiadania wymyśliłyśmy miejscowość. Wierzchosławice istnieją naprawdę i mają się dobrze w województwie małopolskim. Natomiast Wierzchosławce już nie! A stamtąd jest Prędki. Niemniej jednak mamy z Arią polewkę jak próbujemy sobie wyobrazić obcokrajowca próbującego wymówić taką nazwę. No i dla naszych potrzeb wspaniały Stefan Hula ma również piękną karierę.
Pozdrawiamy! Megi

Mecz się skończył, więc naskrobię coś i ja. Stefana w T-N nie było, a kto wie, jakby skakał jakby był! Więc się pobawimy trochę w "co by było gdyby" Hihi :P
Swoją drogą... wyobrażacie sobie chłopaków grających w bierki? Może w następnym odcinku będą grać? :D
AF