[Marina]
Zapakowali nas w końcu wszystkich do busa i wywieźli na zawody. Ja się w sumie już przestałam dziwić, dlaczego ten mój Grzesiu to jest taki nerwowy. Ja przebywałam z tymi wariatami zaledwie kilka tygodni i już miałam dość, a on się przecież już męczył z nimi od dawna. Na jego miejscu to bym napisała jakiś wniosek o wcześniejszą emeryturę ze względu na trudne warunki psychiczne czy coś. W tym całym ZUSie to jest taki burdel, że może by mu przyznali? W każdym razie po pół godzinie wszystkich udało się zgarnąć i pojechaliśmy. W zawodach jest tyle fajnego, że każdy geniusz zajmuje się sobą i jest trochę spokoju. No, prawie.
- Olej to Prędki! Co się będziesz głupią majcą przejmował! – odezwał się Klemens już w samym progu i uśmiechnął się głupio. Zaraz się przysiadł jak mój najlepszy kolega i zaczął coś jeszcze do mnie gadać. I – jesteście tutaj świadkami – ja się naprawdę starałam go słuchać, ale moja wina, że zupełnie nie mogę złapać z nim wspólnego języka. Fuj! Żadnych języków z Klemensem! Ach ta moja wyobraźnia… Dobra! Niech się ten Marcin ugryzie w nos. Stwierdziłam, że idę.
- Sorry, chłopie, ale muszę za potrzebą – skłamałam gładko, uśmiechając się do niego porozumiewawczo i szybko wyszłam z szatni. Nie mógł się Marcin z takim Krzyśkiem kolegować? Minęłam Hulę, który też coś próbował powiedzieć, ale stwierdziłam, że się do niego nie odzywam i zamierzałam się tego trzymać. A co! Skoro z góry założył, że po tych zawodach go wywalą, to co sobie język będę strzępić nadaremno? Przeszłam się kawałek tam i powrotem, a wróciłam, gdy pora była akurat by iść. Już miałam wejść do szatni, gdy prawie mnie ktoś zabił drzwiami. Świetnie… Ciekawe, kto za mnie będzie udawał Marcina? Obróciłam się, by dostrzec, który taki mądry i aż westchnęłam. Ziobro. Poleciał taki wściekły, że nawet mnie nie zauważył. Kurde, powinien trochę wyluzować, bo jak nie, to jego wywalą, a nie Stefka. Klemensa upierdliwca na szczęście już nie było, więc wzięłam narty i poszłam sobie spokojnie na górę.
Siedziałam sobie na ławeczce, gdy przytrafiło mi się coś dziwnego. Chociaż może to nie dziwne, tylko grzeczność. Austriacka grzeczność nizinnych mieszkańców, która ma niewiele wspólnego z naszą kulturalnością polską. Spytacie zaraz czy chodzi o Austriaka, nie? Owszem! Pewnie spora część z Was zapyta na bezdechu czy chodzi o Schlierego. Ha, ha. Wiedziałam! Owszem był, gdzieś w kącie i niespecjalnie na niego zwracałam uwagę. On się na mnie gapił dyskretnie, ale już się przyzwyczaiłam, że którejś tam klepki to mu brakuje, więc czasami miewał różne, mniejsze lub większe, odchyły. Tym razem z oczu go straciłam, bo widok zasłonił mi ten nowy ceper, o którym wspominał mi Grzegorz. Stał uśmiechnięty i wystawił mi dłoń, by przybić piątkę. Od razu pomyślałam, żeby swoje pierwsze pieniądze przeznaczył na aparat ortodontyczny, no cóż. Wszak jedni stali w kolejce po talent, inni po urodę, a jeszcze inni po mózg. Tylko ja się pytam w jakiej on stał w kolejce?! Dumałam tak sobie, dziękując w duchu, że ja to mam bliźniaka, a on w takich sprawach jest pomocny, bo można wszystkie kolejki niepostrzeżenie obrócić i zgarnąć całą pulę. O nie! Chyba źle zinterpretował mój uśmiech, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując mi swój cały zgryz. Więc nic innego mnie nie pozostało, jak uczynić to samo i przybić mu piątkę. I pewnie nie uwierzycie, ale po chwili już rozmawialiśmy sobie w najlepsze, że jak się czujemy jako nowicjusze przy tych starych wyjadaczach. No i oczywiście był bardzo pozytywnie zaskoczony, że ja tak dobrze szwargocę. Bąknęłam pod nosem, że to zasługa mej siostry, bo mnie męczy niemieckim, gdyż się w Austrii uczy, a taka zdolna dziewczyna. No bo co? Trzeba wykorzystywać okazję do drobnego automarketingu, nie? Ale dopiero się zdziwiłam, jak ten się jeszcze szerzej uśmiechnął do mnie.
- Powiedz jej, że zuch dziewczyna! Pewnie będzie wiedziała o co chodzi. Powodzenia przy skokach! – rzucił mi na odchodne i tyle miałam z rozmowy z nim, bo już musiał iść.
[Sebastian]
Kolejne minuty mijały, a ja stałem sobie w z boku i uważnie obserwowałem lądujących zawodników. Jeden, drugi, trzeci i dziesiąty. Murańka, Kubacki i Żyła już poprawili swoje wyniki, więc czekałem w niecierpliwości na resztę naszych. Szczególnie Piotrek poszalał, pewnie się przesunie sporo do przodu. Tupałem sobie, żeby się rozgrzać, bo wierząc naiwnie w prognozy pogody, nie ubrałem się jakoś specjalnie ciepło. Nawet czapki nie miałem, a to był przecież dopiero początek drugiej serii. Pokiwałem głową zmartwiony, bo szykowało się, że tym razem to porządnie przemarznę, skoro już mi było zimno. Ale trudno. Najwyżej pójdę na chorobowe.
- Kurde, bylibyście cicho! – odwróciłem się tyłem i wrzasnąłem do współtowarzyszy, bo zupełnie już się słuchać ich nie dało. Co oni? Na targu są czy na skoczni? Nie uśmiechało mi się kwitnąć pod skocznią w takim rumorze. A ile razy można upominać? Dobrali mi współpracowników… Najpierw połowy wywiadu z Kubackim nie nagrali i musiałem go prosić, żeby drugi raz to samo gadał, a teraz im się wzięło na dyskusję nie wiadomo o czym.
- Ale jaja!
- To Hula był?!
- To pohulał!
Zrobił się szum, publiczność zaczęła ryczeć, więc szybko obejrzałem się na skocznię. A to ci dopiero! Nasz Stefan tak pięknie poleciał!
- Zbierać się!!! – wrzasnąłem na kolegów, bo ci dalej stali jak wmurowani. – Łapiemy go!
Chwyciłem mikrofon i zerkając, czy kamerzysta i dźwiękowiec za mną idą, zacząłem się przeciskać między reporterami różnych telewizji i gazet. Cholera jasna! Nie zdążymy! Nie wiedziałem skąd się nagle wziął taki tłum, bo przecież seria finałowa dopiero się zaczęła i żadnych orłów jeszcze nie było na rozbiegu, tylko nasi. Znaleźliśmy się przy rozbiegu, ale guzik z pętelką. Już Stefana nie było! A ci dwaj stali zaskoczeni, jakby pierwszy dzień byli w pracy. Co ja jestem? Opiekunem stażystów? Czy ja im wszystko muszę mówić?
- Z kim ja pracuję?! – rzuciłem do towarzystwa wściekły. – No chyba pod szatnię idziemy!
- A konkurs? – zapytał nieśmiało ten młody w okularach. – Zaraz Prędki, a potem Stoch i Kot…
- Jak Hula tak pofrunął to pewnie coś się stanie i zaraz odwołają – zauważył ten drugi filozoficznie. – Zaliczą pierwszą serię. Na bank!
- Długo jeszcze będziemy dyskutować? Jak mówię, że idziemy to idziemy!
I poszliśmy. Przed domkiem stał Żyła uśmiechnięty od ucha do ucha i pomachał do mnie wesoło, ale z nim już wywiad nagraliśmy. Trzeba koniecznie znaleźć Stefka!
- Prędki też ładnie skoczył! – zawołał do nas Żyła. – Tak daleko jak ja! Ale kurde, Stefka nikt nie pobije!
- Gdzie on jest? – zapytałem chytrze.
- Tam!
Więc poszliśmy. Rozejrzałem się dookoła i był. Stali sobie razem z Prędkim i patrzyli na tablicę wyników. Młody zadowolony, ale co się dziwić, jak radzi sobie z dorosłymi całkiem nieźle. Ale gadać z nim nie lubiłem, bo zupełnie się nie potrafił zachować się przed kamerą. A tu stał obok Sefana, więc klops! Musiałem zaprosić ich obu.
- Możemy prosić o rozmowę? – zagadnąłem.
- Kamil teraz skacze! – burknął Prędki i dupą się do mnie obrócił, wpatrując się w telebim. Taki dzieciak, a myśli, że wszystkie rozumy pozjadał! No, ale nie było wyjścia. Musieliśmy poczekać. Stefan się zaśmiał, bo Kamil go wyprzedził. By to szlag! A tak chciałem nakręcić Hulę na prowadzeniu! Swoją drogą czemu spod tablicy dla lidera zwiał? Zaraz później skakał Maciek Kot, więc tylko oczami przewróciłem, bo się już nie mogłem doczekać. No, w końcu! Maciek skoczył z osiem metrów bliżej niż w pierwszej serii i spadł daleko, aż za Żyłę i Prędkiego. Ustawiłem kamerzystę i tego drugiego, ale na nic się zdały moje wzdychania. Czułem się ignorowany! Cóż, niech im będzie. Poczekamy do końca finału. Freund i Kasai skoczyli bliżej, więc mieliśmy dwóch Polaków na prowadzeniu. Prędki skakał, jakby to co najmniej on miał szansę na podium. A Hula stał jak wmurowany. Syknąłem dyskretnie na idiotę, bo zamiast kręcić to też się gapił na wyniki jak zaczarowany.
- Odwołają, na pewno odwołają… – jęczał dźwiękowiec, a ja myślałem, że mnie coś trafi.
- Nieeeee…
Prędki aż podskoczył. Ammann rozdzielił Stocha i Hulę. A na rozbiegu został jeszcze Tepes i Morgi. Kamil miał miejsce na podium pewne, ale Huli szanse spadały. Zerknąłem na Stefana, ale jego twarz nie mówiła nic. Stał tak, jakby nie wierzył, że to jawa, a nie sen. Podeszła reszta kadry, więc zrobił się większy gwar.
- 127,5 m! – ktoś zawołał, a wszyscy aż wstrzymali oddech. Młody Tepes spadł aż za trzech Polaków. Z drugiego na piętnaste miejsce! Jeszcze jeden. Tylko Morgenstern. Zmierzyłem wzrokiem współpracowników, żeby nie śmiali nawet czegoś zawalić, bo taki konkurs, taka okazja! Austriak usiadł na belce, a wśród polskiej kadry nastała pełna napięcia cisza. Jedna sekunda i druga. Wyjście z progu… I niech to złapie cholera! Pierwszy! Nie będzie dwóch Polaków na podium! Kamil drugi, a Stefan czwarty!
- To możemy już prosić? – zaczepiłem Stefana, który stał dalej wielce zdziwiony.
- Teraz tak! – odezwał się Prędki. Co on? Bawił się w rzecznika prasowego czy adwokata? Wepchał się młody przed kamerę, więc nie było wyjścia. Będą na wizji obaj. Dałem znak, że zaczynami i przybrałem wyjściowy uśmiech.
- Jest przy mnie człowiek, który mógł dziś sprawić mega niespodziankę! Proszę Państwa, obok mnie stoi czwarty dziś Stefan Hula! – powiedziałem, a Prędki chrząknął z krzywym uśmiechem, więc zaraz dodałem, że jeszcze i Marcin Prędki, nizinny skoczek z samych Wierzchosławic!
- Nie Wierzchosławice, a Wierzchosławce! – burknął niegrzecznie małolat. – Od wierzchu i od sławy. Sławy, a nie Sławic!
Postanowiłem zignorować delikwenta.
- Stefan! Czwarte miejsce, najgorsze dla sportowca – powiedziałem i podsunąłem mu mikrofon. Spojrzał na mnie, jakby dopiero się urodził.
- Eeeee…
- Jest chyba żal – podpowiedziałem.
- No nie! Kurczę! W szoku jestem! Bo nie myślałem… Czwarte miejsce! – westchnął uśmiechnięty, a Prędki rzucił mi dziwne spojrzenie. Czego on znowu chce?
- Naprawdę niewiele zabrakło i byłoby pięknie – ciągnąłem, nie zwracając uwagi na miny Prędkiego.
- Jest pięknie – zaśmiał się Hula, ale nie zdążyłem więcej o nic zapytać, bo wszyscy już biegi na ceremonię dekoracyjną, żeby bić brawo zwycięzcy i Kamilowi. Minuta nie minęła, a zostałem sam z moimi niekumatymi kolegami. Tylko Ziobro dalej siedział na schodach przed szatnią, więc zaraz do niego poszliśmy. Ten nie był w humorze, bo jako jedyny z naszych nie załapał się do drugiej serii.
- Taka niespodzianka – zacząłem mówić do skoczka. – Kto by się spodziewał? Myśleliśmy, że Stefana odeślą na Puchar Kontynentalny, a teraz mało nie wylądował na podium, no nie?
Ziobro spojrzał na nas, ale pokazał, że nie ma ochoty na rozmowę przed kamerami.
- Janek! Więcej luzu! – uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go delikatnie po plecach.
- W dupie mam luz! – warknął i tyle go było. Zwiał.
No to sobie nakręciłem wywiad.
[Marina]
No i zebrała się cała komisja, żebym przypadkiem nie zapomniała, jaka była waga sytuacji. Faceci to zupełnie nie potrafią się wczuć w uczucia i niepokoje innych osób. Bo nie zauważyli, że teraz się będę dwa razy bardziej stresowała tego egzaminu on-line? Oczywiście, że nie! Więc zjawili się punktualnie o 19.00 wszyscy trzej trenerzy (z czego dwóch z własnej woli, a Grzegorz z przymusu, ale co? Niech ma i też cierpi!), fizjoterapeuta (jakbym miała mdleć chyba czy co), no i Stefan, który się uparł, że będzie mnie wspierać tak, jak ja jego. Od tego czwartego miejsca w konkursie, to chodził uśmiechnięty, jakby go zamienili na lepszy model. Serio! Dobrze, że w pokoju nie ma więcej miejsca, bo pewnie by przylazła reszta matołów, bo w końcu darmowe przedstawienie, nie? Prędki będzie zdawał matematykę. Swoją drogą, to powinni żałować, że wywalili ze sztabu tego Wódkę, bo by się nadał wyjątkowo. Coś mi się zdaje, że nie wolno przesłuchiwać nieletnich bez odpowiedniej opieki psychologicznej, nie?
Więc usiadłam posłusznie przed laptopem, modląc się w duchu, żebym pamiętała wszystko, co mi wtłoczył do umysłu Biegun. Ach, Krzyś! We Włoszech właśnie trwał konkurs, a ja przez to wszystko to ani nie mogłam śledzić wyników, ani trzymać kciuków. Obejrzałam się za siebie. Klimowski, Gębala i Sobczyk siedzieli sobie na Grzegorza wyrku, a Stefan rozgościł się na moim. Tylko Kruczek ślęczał nade mną, jakbym miała żywcem ściągać, czy co. Przełknęłam ślinę i zalogowałam się na Marcinowy Skype.
- Ja myślę, że nie ma potrzeby, by cały sztab marnował czas! – spróbowałam ostatni raz. – Przecież ja wszystko umiem!
Ale jak się pewnie domyślacie, oczywiście się nie udało. Więc znalazłam tego nauczyciela od matmy upierdliwego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Nie był dostępny, ale pewnie się krył. W sumie nic dziwnego. Jakbym była takim belfrem przebrzydłym, to też bym się chowała przed światem. Raz, drugi, trzeci. Nie odbierał. Idealnie! O mogli by sobie już iść, nie? Zaliczę innym razem. Kwadrans minął, a majcarza nie było. Kruczek zmarszczył brwi i wyciągnął telefon. Skąd on ma numer do mojego (znaczy Marcinowego) nauczyciela od matmy? Inwigilacja bezprawna się szczerzy jak widać. Zero życia prywatnego w tej kadrze. Przełknęłam ślinę, bo skąd miałam wiedzieć, czego miałam się spodziewać? Rozmyślił się i mnie wywalą do domu? I będę Marcina nie na skoczni, a w szkole na lekcjach udawać? To wcale nie było śmieszne!
- Czyli wszystko zaliczył? – zapytał Kruczek niepewnie i ukradkiem spojrzał na mnie. Migiem zrobiłam poważną minę, mówiącą: „Możecie mi bić brawo!”. – Marcin? – zwrócił się tymczasem do mnie, odsuwając na chwilę telefon od ucha. – Czemu się nie chwaliłeś, że zaliczyłeś już materiał przed obiadem?
- Bo taki jestem skromny! – ogłosiłam szybko.
Grzegorz jak na komendę zaczął się śmiać, a Kruczek nie był taki zadowolony. Dopytał jeszcze ze dwa razy o moje wyniki, upewnił się, że wszystkie jedynki poprawione i że nie zawalę szkoły przez występy sportowe. Pożegnał się z gościem, a później spojrzał na mnie. Zrobiłam minę niewinnego chłopięcia, czego Hula mi nie ułatwiał śmiejąc się za plecami trenera w żywe oczy. Potem Kruczek walnął mi krótkie kazanie, że to nieelegancko tak za jego plecami oceny poprawiać, jak on prosił, że chciałby przy zaliczeniu być.
- No ale… – zaczęłam, ale urwałam, no zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć i jak się wytłumaczyć.
A wtedy nagle… GRUCH, BUCH, żeby nie powiedzieć po prostu DUP! Wszyscy zwrócili oczy w stronę drzwi, a raczej w stronę podłogi.
- Kurde, Musaf! Było się na klamce nie wspierać! – pieklił się Żyła. – Wszystko żeś zepsuł.
- Moja wina, że mnie Ziobro pchał! – bronił się Kubacki, który leżał jak długi na podłodze.
- Sam się pchałeś! – odgryzł się Jasiek inteligentnie.
- Bo prosto my się martwiliśmy! – zaczął się tłumaczyć Piotrek, bo widząc wzrok Kruczka nawet nie czekał na pytanie. Klimowski głośno westchnął, a Sobczyk się bezczelnie śmiał. Taki z niego mój obrońca.
- Kto się martwił, ten się martwił – uzupełnił Ziobro, a Żyła zdzielił go łokciem.
- Mówiłem, że Marcin wszystko zaliczy! – kontynuował Piotrek. – To fajny chłop!
- Kujon i tyle – wzruszył ramionami Jasiek.
- Koniec! – przerwał im Kruczek. – Wszystko załatwione, więc idziemy! A panowie, to chyba mają co robić, nie?
I wygonił całe towarzystwo, na koniec poszedł sam, a ja odetchnęłam z ulgą. Udało się! A Marcina to ukatrupić wypadało naprawdę, bo czemu mi nic nie powiedział? Prawie się wydało! Ja już naprawdę nie miałam do niego sił. Chwyciłam po telefon, ignorując minę Grzegorzową, ale nim zdążyłam wybrać numer kochanego braciszka, to przyszedł SMS. Srebro!!!
[Piotrek]
No, nie wiem, co powiedzieć. W sumie to znowu nam się udał konkurs. Ja żem tylko drugi krok zmaścił. Pierwszy elegancko, ale drugi, to żem się napalił jak fiks i dupa blada. Pozamiatane. Więc wyszedł konkurs, ale i nie wyszedł. Bo Jasiek, Mustaf i Klimuś to się nawet do drugiej serii nie załapali! Stefan ładnie, ale już nie tak elegancko jak wczoraj. Pewnie się tak napalił jak ja. Jak dziecko na małe zabaweczki. Coś nie zagrało. Stefciowi w pierwszej, a mnie w drugiej serii. No i tak. Ale Prędki pięknie! I Maciuś też ładnie – dziesiąty był. W drugiej serii daleko skoczył, ale w pierwszej mu zabrakło. No i tyle z tego, zawsze nam coś brakuje. Prędki jakby za pierwszym razem tak skoczył jak za drugim, to by chyba wygrał gładko, a tak to trzeci tylko. Tylko! Matoł ze mnie!
Stałem sobie pod podium z Maciejem i komórką, bo żem stwierdził, że nagram młodemu na pamiątkę, a co! Pierwsze podium to zawsze jest wyjątkowe, nie? Pamiętam dobrze jak to było w Oslo. I taki był wstyd, bo jak debil żem stał w kasku. Teraz to se Prędki ubrał czapeczkę elegancką, ode mnie dostał, ale się nie bede tak przechwalał znowu. Aż mnie w środku ścisnęło, jak żem słyszał nasz hymn i nawet żem się przestał martwić, że mnie tak zagotowało. Dawno, żem takiego złego skoku nie skoczył, ale co. Bede wiedział na przyszłość, żeby spokojnie se skakać, a nie. Ale w sumie na dobre wyszło, że Prędki zajął moje miejsce. Będzie się chłopak cieszył i mu się należało po tym stresie z matematyką.
Rozdali kwiatki, pogratulowaliśmy wszystkim i już trzeba było się zbierać do samolotu. Prędki cały przejęty i tylko SMSy pisał całą drogą. I Stefan też był w sumie ucieszony, gadał se coś po cichu z Kamilem. Kurde, Kamil! Ja to jestem! Najważniejszego, żem nie powiedział, że przecież Kamil wygrał! Nawet kwalifikacje wygrał. A wcześniej przy śniadaniu graliśmy w bierki i kto wygrał? No zgadnijcie! Ten typ tak ma. Mówiłem już kiedyś, że skoki narciarskie to takie zawody, że pięćdziesięciu skacze, a na końcu i tak wygrywa Kamil Stoch. Jeszcze to zapamiętacie!
--
Wybaczcie za opóźnienie! Wklejamy i lecimy oglądać dalej mecz!
Kto kibicuje to kibicuje. Ja mam dzisiaj wyjątkowo wolne ;)
Ogólnie to trzeba Wam wyjaśnić, że na potrzeby opowiadania wymyśliłyśmy miejscowość. Wierzchosławice istnieją naprawdę i mają się dobrze w województwie małopolskim. Natomiast Wierzchosławce już nie! A stamtąd jest Prędki. Niemniej jednak mamy z Arią polewkę jak próbujemy sobie wyobrazić obcokrajowca próbującego wymówić taką nazwę. No i dla naszych potrzeb wspaniały Stefan Hula ma również piękną karierę.
Pozdrawiamy! Megi
Mecz się skończył, więc naskrobię coś i ja. Stefana w T-N nie było, a kto wie, jakby skakał jakby był! Więc się pobawimy trochę w "co by było gdyby" Hihi :P
Swoją drogą... wyobrażacie sobie chłopaków grających w bierki? Może w następnym odcinku będą grać? :D
AF
Kto kibicuje to kibicuje. Ja mam dzisiaj wyjątkowo wolne ;)
Ogólnie to trzeba Wam wyjaśnić, że na potrzeby opowiadania wymyśliłyśmy miejscowość. Wierzchosławice istnieją naprawdę i mają się dobrze w województwie małopolskim. Natomiast Wierzchosławce już nie! A stamtąd jest Prędki. Niemniej jednak mamy z Arią polewkę jak próbujemy sobie wyobrazić obcokrajowca próbującego wymówić taką nazwę. No i dla naszych potrzeb wspaniały Stefan Hula ma również piękną karierę.
Pozdrawiamy! Megi
Mecz się skończył, więc naskrobię coś i ja. Stefana w T-N nie było, a kto wie, jakby skakał jakby był! Więc się pobawimy trochę w "co by było gdyby" Hihi :P
Swoją drogą... wyobrażacie sobie chłopaków grających w bierki? Może w następnym odcinku będą grać? :D
AF
Hohoho :D Chyba pierwsza :)
OdpowiedzUsuńNie no- ale ten Marcin jest xD Ja się na cały dom śmiałam, aż moja sis przyszła do pokoju :P Oj oni w bierki grają- niemożliwe! Przecież tam spokoju potrzeba ;) Krzysiu srebro <3 Mówiłam, że to mój ukochany polski skoczek? :)) <333 No więc sobie przypominamy, te piękne chwile :D A tak się jeszcze zapytam: Morgi nie zaliczył upadku? ;)
W wolnej chwili możecie wpaść do mnie:
http://ski-jump-love.blogspot.com/
Niecierpliwie czekam na nexta :D
Pozdrawiam :*
Już się śmiałam do Megi, że w następnym odcinku bierki będą na bank. Już mam całą wizję tego :)))
UsuńŚwietny rozdział tak jak zawsze :3 Chłopaki jak zwykle wszystko przebiły! Och te ich pomysły :D Wywalić drzwi, a ciekawe kto za nie zapłaci xD Marcin jest cholernie nie odpowiedzialny. Pierwsze nic się nie uczy i zostawia oceny Marinie do poprawienia, a gdy już nawet poprawił to jej nic o tym nie mówi ;P No normalnie :D Ja bym takiego brata to na miejscu udusiła i zakopała xD No i Krzysiek i jego srebro ;) Fajnie to tak powspominać chwilę z zeszłego sezonu. Ciekawa jestem co w tym nasi pokażą :) Pozdrawiam i weny :*
OdpowiedzUsuńPS: Jeśli macie ochotę to zapraszam na Maćka i polskich skoczków oraz Michała i naszych kochanych siatkarzy ;)
http://zawsze-nie-istnieje.blogspot.com/
http://w-twoich-oczach-niebo-lsni.blogspot.com/
Oj, muszę ich obronić! Nie wywalili drzwi, Po prosu któryś się oparł o klamkę, a jak nacisnął to drzwi się otworzyły i bach. Na podłogę jeden geniusz na drugim :)
UsuńŚwietny:-P Piotrek wymiata tekstami :-P wywiad Stefka i Mariny ze Szczęsnym mistrzowski :-P już to raz pisałam chyba, ale powtórzę jeszcze raz najlepszy blog o skokach narciarskich!!! Dziękuję Wam, że mimo tego, że skoków narazie nie ma, Wy umilacie czas, który
OdpowiedzUsuńniemiłosiernie się dłuży bez skoków:-P dobrze, że są jeszcze inne sporty, które kocham
( nożna, siatka i lekkaatletyka), ale i tak skoki są najlepsze. Nie mogę się doczekać spotkania prawdziwej Mariny ( która nie jest w przebraniu Marcina) z Krzyśkiem. Coś czuje, że będzie się działo:-)
Życzę dużo weny!
Pozdrawiam
Natalia:-)
Miło nam za taką opinię, chociaż sądzimy, że są lepsze opowiadania o skokach od tego. Ale ciągle się staramy, by było lepiej i lepiej.
UsuńNa razie Krzysiu jest we Włoszech, a Marina w samolocie do Polski. Zobaczymy czy i kiedy uda im się spotkać :P
Jak zawsze świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńIch gra w bierki byłaby pewnie... Niezwykle interesująca ;p
A Krzysiek będzie uczył naszą sportsmenkę? Bo szczerze mówiąc na to czekam :D
Ale Prędki siostrze numer wywinął z tymi ocenami, sms mógł wysłać chociaż ;)
Widzę że nie tylko ja ogladam mecze i kibicuje jak głupia, mundialowe szaleństwo udziela się wszystkim ;) Pozdrawiam i weny dziewczyny :D
Umówili się w poniedziałek wieczorem na skype, aby te całki poogarniać.
UsuńA braciszek? Taką miłą niespodziankę jej zrobił :))
Taaaaaak. Oglądam, oglądam i tylko ta różnica czasu mnie smuci, bo muszę do niej dostosować tryb życia. I co chwila mam nowego faworyta!
I proszę, jak się matematyka udała;D Brat się jednak na coś przydał i szkoda, że nie zawsze tak ogarnia sytuację, bo wtedy Marinie odpadłaby co najmniej jedna trzecia stresów związanych z tą wielką akcją-udawanką :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[lucky--loser]
I pozostaje zapytać jak tu nie zabić braciszka, który co rusz dostarcza jej emocji, stresu i nerwów? :D
Usuńświetny, a bierki wygrały rozdział. :-)
OdpowiedzUsuńBierki dopiero będą w następnym rozdziale! :P
UsuńOj tak! :P
UsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział http://ona-on-i-ten-trzeci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
UsuńNo dobrze, nareszcie mam chwilę, żeby usiąść i zrobić to, do czego zbieram się od kilku dni – to znaczy do napisania tego komentarza. :)
OdpowiedzUsuńTym razem zacznę od zaskoczenia odcinka, czyli od szanownego redaktora Sebastiana. Super, że się pokazał, bo to w sumie ciekawa postać i zerknięcie, co też kryje się w jego głowie sprawiło mi sporą frajdę. Inna sprawa, że gość ma swoje za uszami – wywiadu z Kamilem po pierwszym konkursie w VdF chyba nie wybaczę mu nigdy – i miło poczytać jak ktoś pokazuje mu jego miejsce w szeregu. Aczkolwiek nie wiem, czy powinnam chwalić Marinę za ten ewidentny brak szacunku dla starszych. :P
Gdybym zaś miała wymienić bohatera numer jeden tego odcinka, to byłby nim niewątpliwie pan dźwiękowiec, powtarzający, że skoro Hula prowadzi, to na pewno odwołają konkurs. Dobrze, że tym razem tak się jednak nie stało, bo gość pewnie by uznał, że nad biednym Stefkiem wisi jakaś straszliwa klątwa.
Bohaterem numer dwa jest za to Kruczek. Nie wiem jak to robicie, ale w Waszym wykonaniu kupuję gościa bez mrugnięcia okiem. Normanie jak żywy!
Fajną sprawą jest też to, że opowiadanie nie do końca trzyma się realiów – szczerze mówiąc, początkowo trochę się bałam, że będzie mi to przeszkadzało w odbiorze, ale nie, chyba się po prostu przyzwyczaiłam. No i dzięki temu mogę cieszyć się z pierwszego podium Prędkiego oraz dobrego miejsca Huli i mieć nadzieję, że taki Jasiek na dobre nie wykosi go z kadry. A tak na marginesie – myślałyście o tym, że jeśli kiedyś Marina się ujawni, to będziemy prawdziwą potęgą w mikście?
A tak z innej beczki, to powinna trochę podkręcić Marcina – za ten numer z brakiem informacji o egzaminie zdecydowanie mu się to należy. Narażać siostrę na takie stresy? Tego się, panie Prędki, nie robi. :P
Nie byłabym sobą, gdybym jednak nie napisała o rozczarowaniu odcinka. Bo za takowe uważam ciągły brak Niunia himself. Naprawdę czekam z niecierpliwością aż wreszcie się pojawi. Bo nie ukrywam, że ta subtelna więź między nim a Mariną, która się tak przewija tu i ówdzie, to mój ulubiony wątek tego opowiadania.
Ale dobrze, że przynajmniej pojawił się Piotrek. Bo – że tak sobie radośnie sparafrazuje jedną z Autorek – co to za rozdział bez Piotrka?!
Ściskam
Cora
Skoro Aria nie odpisała to pozwól, że Ci odpowiem na niektóre twoje sugestie ;)
UsuńZa pomysł na umieszczenie dziennikarza powinnaś bić brawa mej drugiej połówce bo sama nie wpadłabym na taki pomysł. Jak dostałam fragmenty z nim w roli głównej to niestety (albo i stety!) obudziła się we mnie wredna strona, która nie może mu darować( tak samo jak ty wymieniłaś) sytuacji w VdF. Stąd rzucane "kąśliwe" zachowanie Mariny.
Powiedzmy, że jest usprawiedliwiona z tego mimo, że zgadzam się z tobą całkowicie odnośnie braku szacunku dla starszych ale no cóż dziennikarz zasłużył sobie na to.
Powiem szczerze, że pan dźwiękowiec od początku wywoływał u mnie dziki śmiech z tym jego niepotrzebnym panikowaniem :D
Co do Kruczka obie go uwielbiamy i staramy się by był jak najbardziej realny z tego co uda nam się o nim wyczytać, jak się wypowiada o chłopakach, treningach i no dorzucamy nieco swoje wyobrażenia jakby się zachował i tym sposobem mamy mieszankę :)
Powiem tak, że na początku gdy rodził się we mnie pomysł na stworzenie takiego opowiadania miałam obawy odnośnie akcji, nietrzymania się szczegółów ale długie rozmowy, rozważania i wizje, które przeprowadzałam i mam z Arią sprawiają, że pisanie i mieszanie sytuacji tych prawdziwych z naszą fikcją sprawiają nam niezmiernie wielką frajdę. Ot, na zasadzie - co by było, gdyby...
Nie wiem jak AF, ale kiedy przeczytałam twoje zapytanie odnośnie mieszanego konkursu próbuję sobie wyobrazić takową sytuację. Byłoby śmiesznie albo i nie bo ku niezadowoleniu chłopaków i sztabu gdyby prawda wyszła na jaw to niestety organizatorzy puszczaliby ją z takich samych belek jak pozostałe dziewczyny, a nie jak chłopaków (no chyba, że mówimy o skakaniu jako ona, by po chwili pobiec to hangaru, przebrać się za brata i heja, skaczemy z belki jak koledzy. Tylko coś mi się zdaje, że Marina mogłaby nerwowo nie wytrzymać, nie? :D)
Jeśli dopracujemy kolejny rozdział (bo nagle mam wenę wielką!) to pocieszę, że będziesz miała dwie pieczenie na jednym ogniu w postaci i Marcina po tym całym zamieszaniu i Niunia, którego notabene tak ci go w tym odcinku brakuje! ;) Choć dodam, że ostateczna decyzja zapadnie po skonsultowaniu się z drugą autorką :D
Pieter to jest gość i ja sama napisałaś, co to za rozdział bez Piotrka?!
Również pozdrawiam i do usłyszenia!
M.
Na początek chcę bardzo przeprosić, że jestem dopiero teraz, ale ostatnio dość krucho u mnie z czasem. Na szczęście - i nieszczęście jednocześnie, bo wtedy bym miała więcej do czytania - zdążyłam przed nowym rozdziałem, który mam nadzieję pojawi się niebawem, chyba że ten szalony czerwiec to nie tylko u mnie.
OdpowiedzUsuńPrzechodzę jednak szybciutko to odcinka i zacznę od cichego oburzenia, że ja nie wiem, o co też chodziło w tym 'zuch dziewczyna' ze strony świniowatego, a nie powiem - intryguje mnie to i przeraża zarazem. W końcu to świniowaty i jakieś ciche konszachty oraz tajemnicze 'będzie wiedział o co chodzi' z jego ust, w dodatku odnośnie Mariny są co najmniej zatrważające. W ogóle jakiekolwiek kontakty z tym panem są zatrważające. Już nawet wspólny język - hehe, coś wizja tego cał(k)owania z Krzysiem rozbudził Marinie wyobraźnię - z Klimkiem, który zdecydowanie przy takim skojarzeniu może być fuj, jest i tak o wiele mniejszym już niż wspólny język - w jakimkolwiek rozumieniu - ze świniowatym. Na jej miejscu to bym zwiała, zanim w ogóle to stworzenie zdążyło się pierwszy raz uśmiechnąć.
Przechodząc do pana Sebastiana, to na początku się zastanawiałam, jakiego to my możemy mieć Sebastiana w sztabie, bo to jego narzekanie na współpracowników tak niezwykle mi pasowało na narzekanie na wariatów z naszej ekipy. Dopiero w którymś momencie załapałam, że to przecież nasz nieszczęsny Szczęsny. Bardzo fajny pomysł z tym wpleceniem jego narracji do opowiadania, choć niestety całe show skradli mu jednak ci niepozbierani współpracownicy, a w szczególności pan dźwiękowiec z swoją 'wiarą w Stefka'. Ja mu dam odwoływanie, ja Stefka na TCS posłałam, to się chłopak teraz musi wykazać :D W przeciwieństwie do Janka. Chyba nie muszę mówić, że w sumie najbardziej mi się podobała ta scena z przybitym, smutnym Ziobrem, który się do drugiej serii nawet nie załapał. Hehe, dobrze mu tak! Wsadź sobie chłopcze z powrotem ten luz z nart do .... no wiadomo gdzie. Ok, już nie pluje jadem na tego pana, popluje troszeczkę na Marinę, bo przyznam, że mi podpadła w tej nieSzczęsnej części. Może jestem przeczulona - ok, na pewno jestem przeczulona i w sumie właśnie dlatego częściowo nie trawię Stocha - na takie zachowanie względem dziennikarzy. Nie mówię, że nasi kochani dziennikarze, a w szczególności nieSzczęsny są idealni, cudowni i w ogóle, bo owszem zachowują się czasem jak skończeni idioci, ale raz - to są tylko ludzie, dwa - to jest ich praca, oni w większości nie wymyślają tych kretyńskich pytań sami i nie sądzę, żeby byli takimi baranami w rzeczywistości, jak to czasem wygląda w ich występach, po prostu muszą być bezczelni i nachalni, bo inaczej stracą pracę, i trzy - gdyby nie dziennikarze, to nie byłoby takiego szumu wokół skoków, nie byłoby zainteresowania, milionów kibiców i nie byłoby pieniążków. Chcę wierzyć, że nasza cudowna skoczna 'młodzież' to same perełki z talentem, które poradziłyby sobie bez sponsorów i tej całej kasy wpompowanej w skoki, chcę, ale wątpię w to. Nie oszukujmy się, w sporcie - i to takim gdzie teraz głownie już idzie o jak najlepszy sprzęt - liczą się pieniądze, a tych bez dziennikarskiego napompowania balonika - nie względem oczekiwań na sukcesy, ale samej popularności dyscypliny - by wcale nie było. Mieliby po jednym kombinezonie i sprzęt sto lat za murzynami. Dlatego po prostu nie znoszę takiego wywyższania się nad dziennikarzy, naśmiewania się z nich, a to jak zachowała się Marina to już moim zdaniem był szczyt bezczelności i na miejscu Szczęsnego powiedziałabym po prostu 'spływaj gówniarzu', tylko że wówczas byłby dopiero szum, że dziennikarz się nie potrafi zachować i jest bezczelny.
Ok, już przestaje najeżdżać na biedną Marinę, bo obrywa jej się za moje przekonania. Przejdę teraz do matematyki i kochanego Marcina, który nie raczył poinformować siostry o zdaniu. W sumie przez większość tej sceny siedziałam jak na szpilkach, oczekując jakiejś prawdziwej bomby w stylu, że Marcin zdawał osobiście w szkole, albo że się Kruczek nagle zorientuje, że Marina z jakiegoś powodu nie mogła wówczas zdawać, no coś, co odkryłoby przed Łukaszem prawdę. Chociaż ja tam cały czas się zastanawiam, czy on przypadkiem o wszystkim nie wie, tylko udaje, bo inaczej musiałby zainterweniować i przerwać to wszystko, a tak to Marina skacze i to bardzo ładnie skacze, a on ma niby czyste sumienie.
UsuńNo i zgadzam się z Corą, że brakowało mi Krzysia, ale widzę informację, że ma się pojawić w przyszłym rozdziale, więc jestem szczęśliwa.
No i Pieter. Ten facet jest tak pozytywny i kochany, że po prostu nie sposób go nie lubić. Z jednej strony taki wariat i takie wielkie dziecko, a z drugiej to jak on myśli o Marcinie i próbuje się w jakiś taki sposób o niego troszczyć, to jest po prostu kochane. Uwielbiam go i takiego go chcę widzieć w rzeczywistości - wariata wśród kumpli i kochającego mężczyznę wśród rodziny.
Czekam na więcej i przepraszam za mój jad na Marinę.
Aia, spokojnie wszak reprymenda w stronę Mariny być może się należała ;)
UsuńCo do świniowatego to hmmmm, musi być w tym opowiadaniu :P
Łukasz, ach ten Łukasz ^^ tyle powiem :D
W takim razie dziękuję Ci pięknie za tak obszerny komentarz i mam nadzieję, że z Arią wrzucimy wkrótce zadowalający part z ugrzecznioną choć trochę Mariną ;)
Pozdrawiam
M.
Dawać te bierki, jak najbardziej! :D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że najbardziej rozwalił mnie fragment pisany z perspektywy jakże rzetelnego naszego pana reportera.
Marcin się chyba pierwszy raz wykazał i coś za siostrę zrobił pożytecznego (choć tak naprawdę przecież jemu na tej majcy powinno najbardziej zależeć, więc jest okej), ale poinformować jej o tym to już nie był łaskaw.
Oj, ci faceci.
I ja się dołączam do jednej z opinii - dawać Krzysiuna w następnym rozdziale! Przecież mogą też polski, niemiecki, fizykę i wiedzę o kulturze powtórzyć, no tak czy nie? A że Marina się przy okazji rozpłynie to taki gratis po prostu. A co. Należy jej się odrobina przyjemności za te wszystkie stresy, co ją spotykają :D
buziak :*
Hihi. Już napisane :D
UsuńDobrze ze zdążyłam przed następnym rozdziałem ;) moje opóźnienie jest makabryczne!
OdpowiedzUsuńMarina coś psuje przyjaźń brata i Murańki no ale cóż to nie jej wina, że ten drugi ciągle się przy niej pałęta :) No ale nawiązuje znajomości międzynarodowe mimo, że ze swoim konkurentem ale nie bądźmy wybredni ;)
Biedaczek z Pana redaktora. Pracować z takimi nieudacznikami co to wszystko widzą w ciemnych kolorach :( ech ciężkie życie jego i że żadnego porządnego wywiadu nie zrobił. Ale brawa dla Mariny. Przynajmniej z nią jedną boi się rozmawiać przed kamerą ;) Stefek jesteś wielki za to czwarte miejsce! I ty Kamil za drugie no i pierwsze miejsce! I ciekawie się zapowiada kariera Mariny, już trzecie miejsce. I jest moja ulubiona perspektywa, czyli Żyła! ;) dzięki za niego i te bierki, nie mogę się doczekać jak wpiszesz grę;)
Acha, jeszcze jedno. Marcin nie zmuszają siostrę by padła ci z nerwów bo kto cię zastąpi?
Pozdrawiam i dużo weny :D
Dziękujemy i pozdrawiamy! :)
UsuńChciałabym poinformować Cię o dodaniu Twojego bloga do spisu opowiadań poświęconych skoczkom narciarskim. Twój blog ma w liście następujący numer 13. Jeżeli chcesz coś zmienić w swoim zgłoszeniu, kieruj się do zakładki Spam. Byłoby mi miło, gdybyś dodała gdzieś link do mojego bloga (jeśli to zrobisz to poinformuj mnie również w Spamie).
OdpowiedzUsuńDziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie.
Eeee, dziękujemy (jest nas dwie, a nie jedna) ;)
Usuń