niedziela, 18 maja 2014

13. Serce ze szczerego złota




[Piotrek]

Tośmy są w domu! Znaczy nie, że w prawdziwym domu, bo żeśmy pojechali na konkurs do Titisee przecież, ale w domu, czyli że dobrze jest. Już treningi nam superowo poszły, ale żem nijak nie przypuszczał, że tak sobie elegancko poradzimy i w kwalifikacjach. Warunki to po prostu picuś-glancuś! Jak dawno nie było takich! A my? Wszyscy skakali jak malowani (no prawie wszyscy, ale nie bede tak chamsko krytykował co po niektórych kolegów), a Kamil wygrał. He, he. Jak to mówią – skoki narciarskie to taka dyscyplina, że pięćdziesięciu w konkursie skacze, a na koniec i tak wygrywa Kamil Stoch! Ale inni też dobrze skakali. Maciuś piąty, potem siódmy ja, a potem Mustaf i nasz Prędki. Sobczyk stał cały wyszczerzony z radości i nawet Łukasz pokiwał głową z uznaniem. W nagrodę możemy iść wieczorem do kina! Kubacki kręcił głową, bo będą przecież szwagrolić po szwabsku, no ale co im zrobisz? W końcu ich kino. 

- A co ty, Klimuś, taki? – zapytałem, gdy wszyscy już się szykowali do wyjazdu. Bo każdy jeden zadowolony i nawet Maciuś się uśmiechał, a ten nie.

- Jaki? – zapytał.

- No taki…

- Aaaa, bo tak mi się jakoś skakało… nijak – mruknął spode łba.

- Jak nijak?

- No tak…

- Acha…

To żeśmy se z Klimusiem pogadali… No, bo co on tak przeżywał? Przecież to tylko kwali było. Trza się było łapnąć do pięćdziesiątki, a jutro się bedziemy starać. A łapnął się? Łapnął! Więc dobrze było. Ja też nie całkiem ucieszony byłem z ostatniego skoku, bo jak nic można było lepiej. Trochę mi próg uciekł i trochę zabrałem pod siebie biodrem do przodu, no i potem tam brakło w końcówce szybkości, żeby odlecieć, no i tam się trochę męczyłem. Ale co? Przecież nie płaczę z tego powodu. Zawody jutro, to będziemy walczyć. Jak warunki będą dobre, to powinno polecieć. Ale to jutro. Jutro!

- Kurde, Maniek! – westchnąłem głośno, bo ten to nigdy nie pomyśli. Sam se siedział jak pierwsza księżniczka, a mi miejsca nie zajął. Trudno. Ulokowałem się koło Prędkiego.

- Umiesz już majcę? – szepnąłem konspiracyjnie, ale Kruczek i tak usłyszał i zaraz swój wścibski nos w naszą stronę odwrócił, nawet się nie kryjąc z tym, że podsłuchiwał. – Pewnie, że umiesz! Łebski z ciebie chłop! – zaraz sam dokończyłem, żeby trenera nie denerwować i klepnąłem Prędkiego w plecy, aż się zakrztusił.

- Dobrze, że Piotrek przypomniał! – odezwał się tymczasem Łukasz. – Marcin przecież do kina nie idzie!

- No, ale trenerze! – stanąłem natychmiast w jego obronie. – Jak to tak?

- Nie treneruj mi tu, Piotrek! Koniec i kropka. Nie idzie.

No i ładnie. Prędki spojrzał na mnie z mordem w oczach, a potem obrócił się bokiem i z zaciśniętymi ustami zaczął podziwiać widoki za oknem. To se Pieter nagrabił! Ja to się czasem powinien walnąć w ten głupi łeb wpierw, a potem się odzywać. 


[Marina]

Świetnie. Wszyscy sobie poszli, a ja zostałam sama, bo niby miałam się uczyć. Genialny Grzegorz zabrał się z tymi cymbałami, tłumacząc się, że nie chce mi przeszkadzać, ale ja go już trochę poznałam. Każda okazja dobra, żeby się trochę poobijać. Więc wszyscy poszli, oczywiście oprócz Kruczka, który zamknął się w pokoju i pracował. Biegun mi napisał, że dopiero wieczorem około siódmej będzie mógł zadzwonić, bo jeszcze nie wrócili ze skoczni, więc leżałam sobie na łóżku z nosem w książce, licząc na to, że mnie nagle olśni i zrozumiem wszystko sama przez się. No i pomstowałam na brata. A! Bo jeszcze Wam nie mówiłam, że baran dzwonił dziś do mnie z pretensjami, że jestem niemiła dla Klemensa, a przecież to jego przyjaciel! Miał łamaga szczęście, że odebrałam przez przypadek przy Kruczku, więc nie mogłam nic mu odpyskować, żeby się nie wydało. Ale ma chłopak tupet, nie? Ciekawe po kim taki wygadany. 

No więc tak sobie rozmyślałam, a wtedy ktoś zapukał do drzwi. Nawet ust nie zdążyłam otworzyć, a już moim oczom ukazał się łeb Stefana. A ten tu skąd?

- Po co pukasz, skoro i tak od razu włazisz? – zapytałam, ale wiadomo, że zupełnie retorycznie. Żaden z matołów nie był zaznajomiony z tym społecznym zwyczajem, więc Stefan i tak się plasował w czołówce kultury osobistej naszej kadry, bo przynajmniej sprawiał pozory kulturalności.

- Bo cię porywam! – wyjaśnił. Nie była to odpowiedź na moje pytanie, ale to był tylko facet. Im trzeba wybaczać takie rzeczy. – Powiedziałem, że się źle czuję i poszli beze mnie!

- Ale Kruczek… 

- Nie bój żaby! Wszystko załatwione! Za pięć minut czekam przy recepcji!

Pięć minut. Jasne! Żonę ma, a nie wie, ile zajmuje, żeby się wyszykować do wyjścia? Ale racja! Przecież jestem Marcinem. Marcin jest facetem i nie stroi się specjalnie. Chociaż ostatnio to już nie jest takie oczywiste, bo niektórzy koledzy z kadry to w łazience spędzają więcej czasu niż niejedna panienka na wydaniu… Ale poczochrałam trochę moją czuprynę, dopięłam bluzę pod szyję i zapięłam kurtkę, a później na paluszkach pobiegłam na umówione miejsce. Wolałam nie rzucać się w oczy Łukaszowi, chociaż niby Hula zapewniał, że trener wszystko wie. Ale jeszcze mnie mógł zacząć z tej matmy przepytywać, czy co. Wszystkiego się po nim można spodziewać. Lepiej losu nie kusić.

Po chwili już byłam przy recepcji, a tam ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam nie tylko Stefka, ale i Kamila. No, jasne! Mogłam się domyślić… Mówię Wam z nimi to gorzej jak z przedszkolakami! Założę się, że oni to kiedyś nawet na randki z przyszłymi małżonkami chodzili wspólnie. Uśmiechnęłam się uprzejmie, ale jednak byłam trochę zawiedziona. Przy Huli mogłabym być chociaż przez chwilę sobą, a tak to znów trzeba było odgrywać Marcina. I taki to mój los…

- Gdzie byś chciała iść?

Ocknęłam się nagle, ale jeszcze dłuższą chwilę nie mogłam uwierzyć, że te słowa wypłynęły z Kamilowych ust. Ale może się przesłyszałam. Tak, tak! Na pewno.

- No co byś chciała zrobić? – odezwał się po raz drugi, szeroko się uśmiechając.

- Halo, ziemia do Mariny? – przywołał mnie Stefan i zastygłam w bezruchu, patrząc z przerażeniem to na Stocha, to na Hulę. Kamil przyglądał mi się uważnie, ale jakby z rozbawieniem.

- Powiedziałeś mu? – spytałam Stefana z nutą pretensji.

- Ja?! Nigdy! – zaprotestował natychmiast. – Sam się domyślił.

- Jak sam?!

- Sam.

- Sam?!

- No dobra. Po prostu nie zaprzeczyłem – powiedział Hula ciszej, a mnie zrobiło się aż gorąco ze złości. 

- Daj spokój, mała. Stefan chciał dobrze – bronił go Kamil i chyba dopiero jak wypowiedział te słowa, to się zorientował, że kumpla wkopał już całkowicie. – Znaczy… przypadkiem zupełnie!

- Przypadkiem?! Chciał dobrze przypadkiem! Jasne! – zawołałam trochę nazbyt ostro, bo Stefan zrobił minę niewinnego dziecięcia i uśmiechnął się przepraszająco. Kopciło się przecież na kilometr, tak oszukiwali.

- No tak! – odezwał się w końcu Hula. – Bo Kamil to spoko gość. A jak mnie wywalą z pierwszej drużyny, to kto się będzie tobą opiekował?

- Tobie Stefan to już zupełnie odbiło!!! – ryknęłam, nie przejmując się tym, że alejka przed hotelem, to jakby nie patrzeć, miejsce publiczne i nawet w takich Niemczech jakieś normy obowiązują.

- Przecież ja nic nikomu nie powiem – wtrącił się Kamil stanowczo, a z miny można było wywnioskować, że dziwił się, że śmiałam w to wątpić.

- Ja nie o tym! – wrzasnęłam, bo chwilę byłam zła za długi jęzor, ale cóż. Przecież się mogłam spodziewać, że Stefcio prędzej czy później Kamisiowi wypapla. Bardziej się wkurzyłam, słysząc te jego banialuki. – Kto zakłada, że go wywalą? Pewnie! Po co w ogóle skakać?! Może od razu się przepisz do FIS CUPu?! Może cię jeszcze przyjmą jak napiszesz podanie!

- Marina, ale sama wiesz, jak jest… – próbował się tłumaczyć Stefan.

- To się chłopie ogarnij, a nie!


[Stefan]

Nawet nie było tak źle. Bardziej się rozeźliła, że niby się szykuję do opuszczenia kadry bez walki, a przecież to nie była prawda. Po prostu lubię być przygotowanym na każdą sytuację. Jak powiedziałem Kamilowi, to mu szczęka opadła na ziemię tak, że pięć minut ją zbierał. Za nic nie chciał uwierzyć. Dopiero jak mu przypomniałem, jak się Prędki wiercił na siłowni i kombinował na wszystkie strony, jak się zachwycał zieloną herbatą i jak ledwo torbę potrafi udźwignąć, to zmarszczył brwi i w końcu dopuścił tę myśl do swojej mózgownicy. Potem chwilę mi zajęło przekonanie go, że to ma zostać tajemnicą.

- … się wstydził i już! – dotarło do mnie po chwili. No tak. Mała dalej pyskowała na całego. Dobrze, że w okolicy nie było nikogo, kto by usłyszał i zrozumiał.

- Czego niby wstydził? – zapytałem może nie całkiem inteligentnie.

- Baba od ciebie lepiej skacze! – pisnęła. Czasem to się zastanawiałem jak ona tak potrafi modulować swój cieniutki głos i brzmieć jak Marcin. – I ma więcej woli walki!

- O ty! – zawołałem i spojrzałem na nią groźnie. Dobra, nie śmiejcie się ze mnie, bo to ani trochę nie jest zabawne! Starałem się robić tak poważną minę, jak tylko umiałem. A Kamil stał i śmiał się. Niewdzięcznik nielojalny.

- Dobra. To trzeci raz pytam – odezwał się na tyle głośno, by nas przekrzyczeć. – Będziemy tu stać i się kłócić ze Stefkiem? Co byś chciała zrobić? 

I w końcu. Chwila ciszy. Smarkula usta zamknęła i zaczęła się zastanawiać.

- Eeeeeeee… Może ulepimy bałwana?

Nawet się nie obejrzałem, a już Kamil toczył wielką kulę, która miała robić za bałwanowy brzuch, Marina aż piszczała z radości, a mnie kazali szukać miotły i kamyków na oczy. Nim wróciłem, to bałwan miał już dwie kule i brakowało mu tylko łba. Marchewki nie było, więc nos miał dolepiony ze śniegu.

- Ty, popatrz się, Stefan! Jaki do ciebie podobny! – zaśmiał się Kamil.

Temu to od tego zwycięstwa w kwalifikacjach, coś za wesoło było. Zdecydowanie! Chwyciłem miotłę, którą chwilę wcześniej zwinąłem panu portierowi i uniosłem do góry, żeby się zamachnąć na tego żartownisia, a wtedy poczułem na sobie czyjś wzrok, więc zastygłem w bezruchu. Pięknie! Przed nami stał we własnej osobie Gregor Schlierenzauer i przyglądał się nam z głupim uśmiechem. Zerknąłem kątem oka na Kamila, bo Marina to już się zdążyła schować za bałwanem, a nasz kolega z Austrii się dalej patrzył, jakby nas pierwszy raz w życiu widział. Po chwili dołączył do niego ten nowy kolega zębaty, powiedzieli ze dwa zdania, co nie zrozumiałem i sobie poszli. No i świetnie. Teraz cała kadra Austrii pomyśli, że jesteśmy nienormalni. Dwóch najstarszych zawodników w kadrze lepi sobie w najlepsze bałwana przed hotelem! A jeszcze jeden w drugiego celuje miotłą jak w Harrym Potterze! Zamorduję kiedyś tę małolatę!

- Jaka odważna! – odezwałem się zaraz. – A Gregora zobaczyła i się boi!

- Ja się go nie boję, tylko nie lubię!

- O! A to czemu? – zapytał Kamil. 

- Bo on nie lubi Mariny – wyjaśniała smarkata, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Aaa… To długa historia!

- Mamy czas! – zawołaliśmy równocześnie, więc dziewczyna uśmiechnęła się przekornie i po chwili dała się przekonać. 

- Bo ja chodzę do szkoły w Stams… – zaczęła.

- Tam, gdzie chodził Greg! – zauważyłem. – Ale przecież jesteś sporo młodsza! Nie mogłaś go tam spotkać!

- A mógłbyś mnie słuchać, a nie gadać? No. Więc po pierwsze, to mu podpadłam mówiąc prawdę! – zakomunikowała rezolutnie. – Był szkolny apel na zakończenie roku, więc go zaprosili, żeby nam wręczał dyplomy i świadectwa z paskiem. Dyrekcja go przez połowę apelu wychwalała, że taki to zdolny i mądry, że najlepszy na świecie skoczek. No to im powiedziałam, że chyba im się coś pomyliło albo mnie pamięć zawodzi, bo bym sobie rękę dała uciąć, że w Val di Fiemme, to wygrał Kamil Stoch…

Kamil z trudem powstrzymał śmiech i spojrzał na nią uważnie.

- No co? Nie prawda?

- Dostałaś szlaban? – zapytałem z ciekawości, ale w odpowiedzi zmierzyła mnie chłodnym wzrokiem.

- Zapadła cisza, a potem kontynuowano. Fajną miał minę ten cały Schlierenzauer, jak mi wręczał moje świadectwo – dodała zadowolona.

- To się nie dziwię, że cię nie lubi – przytaknąłem, ale mała nie zwróciła uwagi na moje słowa.

- A poza tym musiał sobie przypomnieć, że spotkaliśmy się już wcześniej – kontynuowała. – Zawsze na koniec sezonu zimowego jest wielka impreza. Takie pożegnanie zimy i przywitanie lata. Organizują zawody między różnymi szkołami sportowymi, większymi i mniejszymi, w tym tymi, które wychowały takie klejnoty, jak pan Gregor S. Więc oczywiście dyrekcja naspraszała jakiś alpejczyków, snowboardzistów, skoczków i kogo sobie tam jeszcze można było zamarzyć… – Marina mówiła szybko i nie szczędziła gestykulacji. Widać było, że miała frajdę, że nam to opowiadała. W końcu zmrużyła brwi i dodała ironicznie: – Nie mogło zabraknąć oczywiście pierwszej gwiazdy sportu! Bo jak? Rywalizowałam z taką Jasmine. Po przekroczeniu mety próbowałam hamować z całym sił byleby zaraz nie wjechać w bandę, bo tak byłam skupiona na rywalizacji z tamtą wariatką. W ostatniej chwili udało mi się gwałtownie zahamować, co niestety nie uchroniło gości specjalnych od zaspy śnieżnej, która obsypała ich od stóp do głów. Wszyscy za przeproszeniem wyglądali jak bałwany – Marina zaśmiała się pod nosem, bo wspomnienie to ciągle sprawiało jej wiele radości. – Najśmieszniejszy bałwan miał czapkę Red Bulla.

Tym razem roześmialiśmy się wszyscy. I tak nam szybko zleciał czas, aż Kamil zarządził, że wracamy, bo zaraz się zacznie kolacja. Spojrzałem na zegarek i westchnąłem, bo już trwała. Reszta towarzystwa na pewno już wróciła z kina. Ukradkiem przyjrzałem się Marinie i znów westchnąłem. Mieliśmy problem. Łukasz na pewno zauważył, że jej nie ma, a jej wygląd wyraźnie pokazywał, że nie siedziała w pokoju, zaczytując się w matematyce…


[Janek]

No to obejrzeliśmy sobie film, jak ta lala! Tak to jest, jak się ma idiotów za kolegów, a jeden mądrzejszy od drugiego. Podjechaliśmy pod kino, stanęliśmy w kolejce i już mieliśmy wypchnąć Kocura do kasy, żeby miał okazję się popisać swoją wybitną inteligencją domniemaną i zamówić bilety w tym pogańskim języku, jak się skapnęli nagle wszyscy, że to na jaki niby film? No i awantura na całego… Dwa razy było głosowanie – raz tajne, a raz jawne, ale każdy film dostał dokładnie jeden głos. Mnie już było naprawdę wszystko jedno, ale oczywiście żaden debil nie ustąpi i już. Więc staliśmy jak kołki w płocie przed budynkiem przez półtorej godziny, wykłócając się, że ten nie, a ten też nie. Pieter chciał już dzwonić do Łukasza i prosić o radę, ale się okazało, że zaraz kolacja i musimy wracać. I jak ma człowieka szlag jasny nie trafić na miejscu?

Przyjechaliśmy na miejsce, trzasnąłem drzwiami i poleciałem na stołówkę, jakby mi pióro ktoś wsadził w dupę, bo naprawdę miałem ich dość. Rozejrzałem się, ale nie było nigdzie Kamila. Mogłem się domyślić, że z baciarami to kumciu nie wskazane i zostać razem z nim w hotelu. Dosiadłem się więc do Czechów, bo sobie chwilę chciałem poprzebywać w towarzystwie o przynajmniej zadowalającym poziomie inteligencji.

- Gdzie jest Prędki?! – odezwał się nagle Kruczek. A co my jesteśmy? Niańki do bachorów? Za rączkę mieliśmy pilnować?

Klemens rozejrzał się z nieprzytomną miną jak zawsze, a potem wzruszył ramionami.

- Się uczy na pewno! – zaraz powiedział Pietrek, który się rozsiadł obok Noriakiego Kasai i śmiał się jak kretyn. Aż dziw, że tak daleko od Macieja, ale widać i on w końcu miał dość tego mądrali. Kto widział oglądać filmy przyrodnicze w kinie? Zerknąłem na Kota, a ten siedział z założonymi rękami obok Freunda. Ten to sobie potrafi znaleźć towarzystwo, nie ma co. Nieletnie fanki albo brzydale. 

Dopiero po chwili się złapałem na tym, że zapadła cisza. Cóż, inne kadry już przywykły, że różnych akcji w naszym wykonaniu, więc to milczenie było trochę podejrzane. Szczególnie, że nie pamiętałem ile trwało. Odwróciłem się w stronę drzwi i już wszystko zrozumiałem. W progu stał Prędki, przemoczony od uszu do nóg, a obok Hula i Stoch. Oczom nie wierzyłem! Od kiedy to Mistrz Świata z takim kurduplem kolegował? Mina Kruczka, a raczej pulsująca żyłka, która mu pulsowała u skroni mówiła jedno. Młody miał przechlapane. I na nic się zdały wszystkie tłumaczenia naszych starszych kolegów, którzy w naiwnej dobroci chcieli mu dupę uratować. Choćby z butów wyskoczył, to się smarkacz nie wykaraska. 


[Marina]

Przełknęłam ślinę, a później spojrzałam z wyrzutem na Stefka. Kamil coś tłumaczył Łukaszowi, ale dobrze wiedziałam, że tym razem wpadłam w kłopoty jak śliwka w kompot. Oczywiście zupełnie nie ze swojej winy i inicjatywy. Co gorsza, dalej nie kumałam tej matematyki ani za grosz, więc nie miałam absolutnie nic na swoją obronę. Westchnęłam cicho i wolałam się nie odzywać, bo wszystko mogło zostać wykorzystane przeciwko mnie.

- Ale Prędki dopiero po kolacji ma korepetycje! – przekonywał Hula. – Więc ma jeszcze czas!

Akurat. Kątem oka obczaiłam zegar i było już dawno po czasie. Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby mnie Krzysiek pogonił, bo co on? Nie ma nic lepszego do roboty niż siedzieć przy kompie i sprawdzać, czy Prędki był łaskawy już przyjść?

- O której macie się uczyć? – zapytał Łukasz spokojniej.

- O dziewiątej! – powiedział Hula, nim zdążyłam się odezwać.

- To marsz do pokoju! Za 10 minut przyjdę i jak nauka nie będzie szła pełną parą, to słowo daję, że Sobczyk odwozi Prędkiego do domu!

Więc widzicie, że sprawa była poważna. Nie pozostało mi nic innego, jak lecieć do pokoju, modląc się po drodze, żeby Biegun mnie uratował. Żeby nie poszedł spać. Żeby nie poszedł imprezować w tych Włoszech. Żeby zechciał poświęcić mi swój wolny czas, mimo że go tak wystawiłam i dwie godziny na mnie czekał. I żeby mnie nie wydał przed Kruczkiem, że to wszystko się odbywało nieco inaczej… Aż mi samej ciężko uwierzyć, że się tak wkopałam. Głupia, głupia, głupia! Wyuczę się tego cholerstwa na blachę, a potem zabiję Marcina. 

Wpadłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Pospiesznie włączyłam komputer, jednocześnie dzwoniąc na jego telefon. Trudno, najwyżej splajtuję! Wróć! Marcin mi wszystko w dwójnasób wróci.

- Cześć! Krzysiek, błagam cię wejdź zaraz na Skype i chociaż udawaj, że mnie uczysz, bo Kruczek mnie spakuje w walizkę i odeśle do domu! – wyrecytowałam na wydechu. – Będę ci stawiać pizzę do końca sezonu, tylko mnie, błagam, nie wydaj! 

- Żyjesz! – roześmiał się ten pogodnie, a mnie aż się żołądek obrócił wokoło. Była nadzieja dla Prędkiego! – Myślałem, że się rozmyśliłeś albo wszystko już umiesz!

- Ja przepraszam, bo ja przecież chcia.. łem, ale Stefan i…

- Dobra! Siadaj przed ekranem…

I rozłączył się. Serce mi biło jak szalone, ale udało się połączyć. Rozłożyłam pięknie wszystkie książki i zeszyty jakie miałam na biurku i na podłodze, a wtedy wyświetliło mi się napis: Krzysiek Biegun dzwoni. Klik w zieloną słuchawkę i na ekranie pojawiła się jego uśmiechnięta twarz. Tyle, co odetchnęłam z ulgą, a przyszedł Kruczek. Dokładnie po dziesięciu minutach. Ten to ma chyba wszczepiony jakiś czujnik lub radar, bo to chyba nie ma innego wytłumaczenia. Wziął sobie krzesło, postawił trzy metry za mną i usiadł. Wyobrażacie sobie? A pomyśleć, że swego czasu bym go z nawiązką zamieniła za mojego Sobczyka…

I tak przez godzinę Biegun wykładał mi teorię tych durnych funkcji, rozwiązywał ze mną testy metodą krok po kroczku i w zasadzie to nawet by mi to dobrze szło, gdyby nie to, że co innego robiłam, a o czym innym myślałam. Bo raz, że za plecami miałam Kruczka, który niby coś tam sobie czytał, ale był. A dwa, że Krzysiek miał taki ciepły głos, że ja bym wolała, żeby mi opowiadał o czym innym, a nie tych przeklętych wykresach!

- Rozumiesz? – usłyszałam po raz kolejny jego głos i spojrzałam w kamerkę, jakbym się nagle zbudziła.

- Chyba tak, bo x równa się 135, tak? – zapytałam i dostrzegam, że skoczek wertuje swoje kartki i kiwa głową. Odetchnęłam z ulgą. Jedyny plus, że na przyszły semestr będę umiała i jak błysnę na lekcji w Stams to majcarzowi szczęka opadnie do kostek, jak gacie bez paska.

- Dobra! – mruknął Kruczek. – Na dziś wystarczy. Obaj powinniście się wyspać. Jutro zawody, a wieczorem Marcin ma test.

Zamknął zeszyt, przyjrzał mi się uważnie z uniesionymi brwiami i poszedł. Ja odprowadziłam go oczami do drzwi, a potem znów upadłam na krzesło. 

- Dzięki! – jęknęłam. – Jestem twoim dłużnikiem.

- Nie ma sprawy! Wiesz, ja nawet lubię matmę, więc z chęcią pomogę! A ty jutro na pewno zdasz!

Kurka, też bym lubiła, jakby mnie częściej uczył taki Krzyś! Szybko przywołałam się jednak do porządku i uśmiechnęłam się przyjacielsko. Dokładnie tak, jak uśmiechnął by się do kumpla Marcin. DO KUMPLA. MARCIN. A wtedy mignęła mi lampka. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, a może jakaś głupia myśl.

- Krzysiek… A może… – zaczęłam, ale zaraz skarciłam się w duchu. I tak mi przecież tyle pomógł zupełnie bezinteresownie, nie mogę mu zawracać głowy. – Nieważne. 

- No, Marcin! Mów!

Zerknęłam niepewnie na te jego błyszczące oczy i szczery uśmiech, a mój żołądek znów obrócił się wokoło. Tak to jest, jak się nie je kolacji. 

- Bo wiesz… Moja siostra, Marina, też ma problem z matmą. I tak pomyślałem, że mógłbyś, ale nie… – zaczęłam się jąkać, widząc jego uniesione brwi i kąciki ust, które układały się w taki uroczy uśmiech. – Nie, nie, nie! To głupi pomysł! Problem.. – wycofałam się szybko, pomstując nad swoją głupotą. Trzeba się było ugryźć w język i zjeść go na kolację, jak nic. Zaraz mi Krzysiek powie, że nieco nadużywam jego uprzejmości. Nieco stanowczo za dużo.

- Pewnie, że nie problem. Jak tylko dam radę… – uśmiechnął się nieśmiało. – Daj jej namiary do mnie, jutro się zdzwonimy i zobaczymy, co się da zrobić.

Pokiwałam głową jak głupia, ale co zrobić, zabrakło mi powietrza i pary w ustach. I dopiero po chwili alarm w głowie mi zawył. Jak jutro?! Jutro mam ten cholerny test online! Znaczy Marcin ma, cholera jasna!

- Krzysiek, ale może w poniedziałek, co? Jutro masz przecież zawody i myślę, że będziesz świętował! – powiedziałam, dziękując sobie w duchu, że mam trochę pomyślunku. – W poniedziałek Marina zadzwoni. 

Zgodził się. Zgodził. Zgodził. Zgodził. Będę się uczyć matematyki z Krzysiem Biegunem. I to ja, we własnej osobie! Od razu chwyciłam swoją książkę, żeby się pouczyć, aby nie wyjść na idiotkę. Może w końcu zrozumiem to całowanie. Pfu! Całkowanie! Może wy mi powiecie, co się ze mną dzieje? Co?


--
Jesteśmy! Jesteśmy! Przepraszamy, że tak długo i dziękujemy za cierpliwość. Taki czas, że prawdziwy świat obie nas mocno absorbuje i ciężko było posklejać ten rozdział. Podobnie na innych naszych blogach - ale wierzymy, że ten trudny czas wkrótce minie i będzie jak dawniej :)

Pewnie już wiecie, że zawiesiłam czasowo Złośliwca. Ale wrócę! Z nową energią. Kto nie czytał przygód Dejviego, zapraszam tu, bo jest dwadzieścia jeden rozdziałów ;)

Zapraszam też tutaj - na moje pierwsze i najdłuższe opowiadanie :) Pojawił się właśnie nowy rozdział!

Przestój ma też Megi u Alji, ale jak ją zmobilizujecie, to może w końcu opublikuje ;)

I ostatni link - obie z Megi polecamy zaprzyjaźnione opowiadanie Kory. Kliknijcie tu i przeczytajcie świetną historię (:

Dziękuję wszystkim za cierpliwość w oczekiwaniu, za wszystkie miłe słowa, wsparcie i komentarze. Nie możemy napisać, że kolejny kawałek będzie za tydzień czy za dwa, ale mamy nadzieję, że będziecie czekać.

Ślę pozdrowienia,
Aria Fresca 


I jest! Długo wyczekany, wyproszony i zniecierpliwiony rozdział dla Was :)
Z góry możemy tylko przeprosić i uprzedzamy z grzeczności Wasze pytania - nie wiemy kiedy następny rozdział zawita :( . Nie chcemy niczego pochopnie obiecywać! 
Nie przeciągając dłużej, życzę miłej lektury! :)
M.

P.S. Spostrzegawcze oko i dobra pamięć do wyników, pozwoli dostrzec pewną nieścisłość. Ale to nieścisłość wprowadzono celowo. Wszak zbliża się TCS :) A.F.

39 komentarzy:

  1. Świetny ten rozdział :3 Krzysiu taki miły jest, ja go od początku lubiłam i tumam potwierdzenie, że jest super <3 Hah, chciałabym zobaczyć minę Grega widzącego Stefana z miotłą xD I Kamila ze Stefciem i Mariną, którzy są cali w śniegu i lepią bałwana. I ten śmiech z opowieści Mariny- bezcenny <3
    Ten blog jest świetny i mam nadzieję, że nadal będziecie go kontynuować :)
    Pozdrawiam, weny i czasu ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziemy kontynuować, będziemy :) Tylko na razie nie tak często będziemy publikować, jak wcześniej.

      Usuń
  2. Kocham Was :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny kocham Was po prostu :D Tworzycie połączenie idealne,co to na górze świetnie pokazuje! Wasze teksty miażdżą po prostu XD Cóż mój brat siedzi dłużej w łazience niż ja np, więc trafnie i to bardzo Marina :D Ogólnie to Marina ma mistrza u mnie, za całokształt. Przy opowieści akcji z Gregorem prawie się popłakałam ze śmiechu. Oj Grzesiu, przecież to nic takiego, tak troszkę mu na ambicję wjechała i prawidłowo, a że ma w sobie wolę walki i robi wszystko na 100% to nie jej wina,że oni tak blisko siedzieli :D Ohohohoho widzę miłość, unosi się w powietrzu, Marina do Krzysia awwwwwwwwwwwwwwwwww :3 Cóż więcej mogę powiedzieć, czekam na kolejne rozdziały, bo warto czekać :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Marina o jest mistrz :)
      Pamiętajmy że z Krzysiem jest mały problem. On myśli, że ona jest chłopcem, a to sprawia, że mamy finito już na początku :D

      Usuń
  4. Historia Mariny i Gregora - genialna! Skoczkowie i ich wypad do kina - jeszcze lepszy!

    Życzę weny, pozdrawiam :)
    I zapraszam - http://born--to--fly.blogspot.com/2014/05/rozdzia-15.html?showComment=1400499724573#c4260926465304558061

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepsza nazwa to chyba "wypad pod kino i z powrotem" :D Dzięki!

      Usuń
  5. I tak najlepsza rozmowa Piotrka z Klimkiem xd I to "acha" na końcu :) A potem : Powiedziałeś mu? Matko Marina pewnie tak zaczęła wrzeszczeć na Stefana, że ten ktoś z recepcji musiał patrzeć na nią jak na idiotę, jeszcze pewnie nie rozumiał polskiego :)


    Ale współczuje Marinie, tak się biedna zaczęła bąkać przy Krzysiu, jeszcze potem to całowanie. No miłość w powietrzu :)

    Biedny Klimek, prawie stracił przyjaciela no i wreszcie Jasiek z tej nieco lepszej strony :P
    A Kruczek to chyba cały czas będzie taki wkurzony, a jak się dowie , że Marina to Marina to nie wiem, może za sprawą jakieś magicznej różdżki się zmieni? :)

    Weny i czasu życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Prędki poprawi oceny to może i wkurzenie przejdzie. Trzymajmy kciuki :)

      Usuń

  6. Powiem szczerze, że już naprawdę stęskniłam się za Mariną. No może nie aż tak bardzo, jak za Złośliwcem, bo Złośliwiec jest tylko jeden i niepowtarzalny, ale jej też mi brakowało. Fajnie, że wróciła i to na dodatek w całkiem niezłej formie. 
    Gdybym to tym razem ja miała wybrać scenę odcinka, to byłaby nią niewątpliwie rozmowa Piotrka z Klimkiem. Pogadali sobie chłopcy tak od serca i zrozumieli się praktycznie bez słów. :P W ogóle fragment pisany „Pieterem” bije wszystkie inne na głowę – przede wszystkim naturalnością narracji i humorem. O głębokich i pełnych prawdziwej mądrości życiowej przemyśleniach narratora chyba nawet nie muszę wspominać…
    Zaskoczenie odcinka, to wtajemniczenie Kamila w sprawę. Altruizm tudzież samokrytycyzm Stefana są zaiste porażające. Zastanawiam się, z kim jeszcze z tego dobrego serca podzieli się nowiną, i czy w następnym odcinku to już wszyscy, oprócz oczywiście nieszczęsnego Kruczka, będą wiedzieli, co jest tak naprawdę grane.
    Bohater odcinka to niewątpliwie Niunio. Szczerze go uwielbiam w tym tekście, bo jest naprawdę uroczy, i jeszcze do tego uczynny, koleżeński i solidny. Super, że to właśnie z nim panna Prędka będzie się uczyła całowania – przepraszam – całkowania, a nie na przykład z Kotem. (Nie, żebym miała coś do Kota, ale poważnie się obawiam, że mógłby, biedny miś, nie przeżyć tych korepetycji , bo wyprowadzona z równowagi Marina zatłukłaby go podręcznikiem do algebry, albo co gorsza nogą od krzesła).
    Bohaterka odcinka – ODPOWIEDZIALNOŚĆ trenera Kruczka. Jak to mawiał pewien poseł poprzedniej kadencji – czapa z łba!
    Najśmieszniejszy moment – może to trochę nietypowe, ale najbardziej rozbawiła mnie wizja reprezentacji narciarskich, które w milczeniu obserwują Polaków, bo są przyzwyczajone do ich wyskoków. To jest po prostu kwintesencja tego opowiadania! A gdybym miała jeszcze dodać drugą zabawną scenę, byłaby to kłótnia pod kinem wraz z jawnymi i tajnymi głosowaniami.
    Odkrycie odcinka – narracja z punktu widzenia Jaśka. Chłopak ma potencjał i pomyślcie, żeby wykorzystywać go częściej.
    Na zakończenie chciałabym Wam jeszcze raz podziękować za chwilę świetnej zabawy (oraz za podlinkowanie :)). I na pewno będę czekać – mniej lub bardziej cierpliwie – na ciąg dalszy.
    Ściskam mocno Was obie
    Cora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma jak rozmowa od serca :) Nieważne jak, ważne, że wiadomo o co chodzi.
      Stefan chciał dobrze :) Pozycja Kamila w kadrze na razie jest niezachwiana, to może i nie będzie powodu do paplania dalej. Chyba że znajdzie się inny :D
      Dzięki za wszystkie przyznane nagrody i wyróżnienia we wszystkich możliwych kategoriach ;) Również ściskamy!

      Usuń
    2. A! I wyobraziłam sobie Macieja-biedaka bitego nogą od krzesła! Aia! Całe szczęście, że zmanipulowałaś wyniki ankiety! Bo ciekawe kto by skakał, jakby Maciej nie przeżył.

      Usuń
    3. Może Maciej też ma jakąś ukrytą bardzo utalentowaną siostrę bliźniaczkę i by Marina miała wsparcie w kadrze :D

      Usuń
    4. Trzeba sprawdzić! :D

      Usuń
    5. Jak będziecie chciały napisać opowiadanie o siostrze-bliźniaczce Macieja to ja się zgłaszam na trzecią! :P

      Usuń
  7. Prawie zapomniałam, że istnieje takie cudowne opowiadanie ! :> Kocham je całym sercem!
    Ehh takie korki z Krzyśkiem oj niepogardziłabym...
    Bidna Marina wpadła jak śliwka w kompot i to dzięki komu? Stefkowi ! Nawet Kamil jej nie pomógł :<. Strasznie się uśmiałam z propozycji Maćka żeby film przyrodniczy w kinie oglądać ? Bez przesady !

    Pozdrawiam i do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy polew z Macieja a to wcale nie takie głupie! Każdy film po niemiecku tam był. Więc na przyrodniczym to sobie można obrazki pooglądać skoro się nic nie rozumie, nie? :D

      Usuń
  8. No to nieźle sobie nagrabiła u Kruczka! Nie spodziewałam się ,że Hula i Stoch takie coś wymyślą.Mieli jej pilnować,by na czas wróciła. Haha xD To musiało być niezłe jak Schlierenzauer szedł i zobaczył dwóch skoczków po 20 lepiących bałwana :D Do tego ta opowieść Mariny. Miała ciekawie w szkole ;) Łukasz opiekuję się nimi niczym ojciec swoimi dziećmi. Że też on tam wytrzymuje?! No genialny rozdział! :3 Chciałabym zobaczyć minę Kruczka i przemoczonych chłopaków wraz z naszą Mariną. Pozdrawiam i weny ! :* Czekam cierpliwie na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym zauważyć, że nie "nimi", a nieletnim Prędkim. Ma ją (czy też raczej go) pod opieką, więc nic dziwnego, że się wkurzył, że ma same pały z matmy!

      Usuń
  9. Coś się chyba sprzysięgło, żebym nie napisała tego komentarza. Najpierw mnie Krzyś tak zauroczył, że wiedziałam, iż nic sensownego spod moich palców nie wyjdzie, później mi zjadło pół komentarza (a już prawie skończyłam się zachwycać Krzysiem) a na koniec, zamiast szybciutko pisać od nowa, to musiałam wyjść. Aż strach, co się teraz stanie.
    Napiszę, że Krzyś kochany i komputer mi wybuchnie. Dobra, zaryzykuję. Krzyś był przekochany, przeuroczy i w ogóle mam ochotę go schrupać kosteczka po kosteczce. Powstrzymam się jedynie dlatego, że wówczas nie będzie miał kto Mariny uczyć cał(k)owania. Uwielbiam tego chłopaczka i uwielbiam to, co się dzieje z Mariną w jego obecności. Wyobraziłam sobie, jak ona tak siedzi przed tym ekranem, tak niby się uczy tej matmy, a tak naprawdę to buja w obłokach i rozmyśla o jego ciepłym głosie. No i jeszcze to późniejsze upominanie się w myślach, że ma się uśmiechać do niego, jak Marcin do kumpla. Ahhhhh, tak sobie właśnie pomyślałam, że jakby oni kiedyś byli razem to by mieli najlepszą historię o poznaniu się na świecie. Wnukom by opowiadali, jak to Marina omal mu nie trzepotała rzęsami w przebraniu brata :D Poza tym to może tak w ogóle pogmatwać ich relacje, że aż się nie mogę doczekać tych korepetycji z prawdziwą prawdziwą Mariną. Później Krzyś będzie opowiadał Marcinowi, jaką to ma fajną siostrę, a Marina będzie tego słuchać i nie będzie mogła zareagować. Takkkkk, zdecydowanie chcę, żeby coś było na rzeczy między Krzysiem a Mariną. Co prawda będę wówczas naprawdę współczuła Marinie, bo ona już obecnie nie ma łatwego życia z tym udawaniem brata, a jakby tak się jeszcze wzięła i zakochała, to byłby dopiero problem z udawaniem kumpla. Co nie zmienia faktu, że bardzo, bardzo bym chciała zobaczyć zakochanego 'Marcina'.
    cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, przestaje się już tu rozwodzić nad Krzysiątkiem, bo znów mi komentarz zniknie - może jakaś cenzura, żeby taka staruszka, jak ja się nad takim dzieciątkiem nie rozwodziła za bardzo - przejdę natomiast do tego, co wydarzyło się wcześniej, czyli do 'Kamil wie'. Z początku miałam minę, mniej więcej taką samą, jak Marina, albo jak Kamil, kiedy mu Stefan wypaplał. Normalnie musiałam zbierać szczękę z podłogi. Stefek ty paplo jedna. Tak tu facetowi zaufać - rozbroiło mnie też to stwierdzenie, że oni nawet na randki chodzili razem, ah ta przyjaźń. No ale ona chciała Janka wtajemniczać, to z dwojga złego, zdecydowanie lepiej Stoch. W ogóle Stoch był taki fajny w swoim podejściu do tego wszystkiego. Widać było, że go w sumie bawi ta cała sytuacja i tak na spokojnie - już po tym jak pozbierał szczękę z podłogi - do tego podszedł. Przyznam po cichutku, że skradł sobie odrobinkę mojej sympatii dzięki temu odcinkowi. Stefana natomiast to ja uwielbiam całkowicie i zupełnie i w ogóle. Tak mnie rozczulało, jak on myślał sobie o Marinie 'smarkula' i w ogóle tak, jak niesfornego dzidziusia traktował. Tzn nie traktował, tylko tak o niej myślał. To było kochane, bo to nie było takie złośliwe czy niemiło, było własnie takie ciepłe i ahhhh, nie umiem się wysłowić, po prostu Stefek podbił moje serce. Tylko niech on sobie to wylatywanie z pierwszej kadry z głowy wybije. Marina słusznie się wkurzyła. Ja mu dam, po uszach chyba. Niech wygra w Engelbergu zamiast Jaśka, a co, w końcu to fikcja literacka. Jaśka nie chcemy, sio Ziobro! Idź się niemieckiego poucz, to ci niemieckie filmy straszne nie będą. I zamiast się z Maćka śmiać, że przyrodnicze filmy chce oglądać, to sam by kilka obejrzał, to może by się dzieciaka tak wcześnie nie dorobił.
      Ok, źle się dzieje, bo ja przez tego Ziobre, to Kocura zaczęłam bronić. No ale obawiam się, że jakby Ziobro coś złego na Gregorka-Potworka powiedział, to ja i Potworka bronić bym zaczęła.
      Swoją drogą to wspomnienie Mariny odnośnie Gregora w roli bałwana i to gregorowe spotkanie oko w oko z bałwanem :D To stwierdzenie Kamila 'Ty, popatrz się, Stefan! Jaki do ciebie podobny!' to chyba by w takim razie znacznie bardziej do Gregora pasowało! Normalnie jakby Gredzio wiedział, że tam jest Marina to by chyba jakiejś manii bałwano-prześladowczej dostał.
      Odcinek po prostu rewelacyjny i zdecydowanie będę czekała na następny. Tyle ile będzie trzeba - choć mam nadzieję, że długo nie będzie trzeba :D

      Usuń
    2. Ku małej przestrodze, następnym razem jak zaleje Cię miłość do Krzysia Bieguna to spisuj to na Wordzie - naprawdę blogger wystawia nas nie raz na ciężką próbę! :D

      Wiesz jak miło rozpocząć nowy dzień w szarej rzeczywistości, widząc taki komentarz? Miód na nasze serca, brak czasu i zaburzonej częściowo weny z powodu skoków narciarskich! No normalnie micha się cieszy i robi jedno wielkie awww :)

      Kamiś i Stefcio to są nasi bohaterowie! Przez duże B, szczególnie Hula. Bo zarówno ja i Aria wiemy, że nie potrafimy przejść obojętnie bez niego, dlatego pośród wszystkich opowiadań, jemu przypada tutaj tak duża wybitna rola! ;)

      Broń Kotka, broń, masz rację, Zioberko podobno jest zły! :D No i Gregorek-potworek nie powiedział jeszcze ostatniego zdania!

      Dziękujemy za tak obszerny, pełnych ciepłych słów i też mamy nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać na kolejny parcik. Niestety uzależnione jest to wszystko od naszego życia, czasu i innych nieprzewidzianych okoliczności! :)

      Usuń
  10. Rajciu ten blog jest nieziemski, aż żałuję że wcześniej tu nie trafiłam ;)
    No co my tutaj mamy? Myślowy monolog Piotrka jest cudowny. Napisany śmiesznie i normalnie jakby to sam Żyła pisał (tylko, ze tu jest bez błędów). Jeszcze rozmowa z Klimkiem picuś glicuś ;) Jednego mu nie wybaczę. Biedna Marina chciała iść do tego kina a On ją wkopał z tą majcą. A przecież dziewczyna niemiecki umie (skoro chodzi do szkoły w Austrii, a tam to chyba po niemiecku uczą?) to i by pomogła a raczej pomógł ;) chłopakom. No i niszczy przyjaźń swojego brata z Murańkom, oj niszczy. I ten pomysł Huli aby zdradzić tajemnicę Mariny Stochowi? Nie wiem co z tego wyjdzie. A jak powie żonie? Chociaż nie, może nie powie :) Gregora zostawiam bez komentarza, bo przy Prędkiej to zawsze na bałwana wychodzi (chociaż tgm razem o tym nie wiedział) ale symbolika jest. A gdyby zamiast niego pojawił się tam Ammann? Przecież Simon znany jest z roli skoczkowego Pottera.
    A Ziobro to już całkiem rozwala system. Te jego gatki szmatki jak to by udusił resztę kadry po prostu uwielbiam ;) oby więcej takich. I te ich kłótnie przed kinem. Ech, szkoda, że mnie tam nie było, chciałabym to zobaczyć :D Marina ucz się ucz, a w szkole to twój nauczyciel to z krzesła spadnie jak mu pokażesz co umiesz. I życzę jej miłej nauki z Biegunem. Może coś z tego wyjdzie chyba, że z całkowania przejdą na całowanie ;)

    Powodzenia i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno, niż wcale :) Jak to mówią.
      Piotrek jest za to moim największym natchnieniem i receptą na wszystkie problemy z weną - stąd go czasami nawet za dużo.
      Może gdybyś była przed kinem i zagłosowała, to by się rozwiązał problem? Kto wie.
      W każdym razem witamy i ściskamy!

      Usuń
  11. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale często po przeczytaniu nie mam czasu komentować, dlatego wracam teraz by to uczynić. ;)
    Po pierwsze Stefcio i Kamil przechodzą sami siebie. Normalnie ich kocham i wybaczcie, ale będę się nimi zachwycać. ;p No oczywiście nie tylko nimi, bo Krzysiek tym razem chyba przebił wszystkich... Jest tak słodki, że nie dziwię się Marinie, że tak reaguje na jego głos. Swoją drogą to Krzysiek obchodzi dzisiaj urodziny... ;p Wracając do rozdziału, chciałabym już zobaczyć jak będą wyglądać korepetycje Krzyśka z Mariną. Już nie mogę się doczekać! :D
    Jesteście świetne dziewczyny, piszcie dalej, bo teraz gdy sezon się skończył a do LGP zostało jeszcze 65 dni, nie ma lepszego sposobu na tęsknotę za skokami, jak wasz blog!
    Pozdrawiam gorąco! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mamy wybaczać? Same się zachwycamy Stefkiem i Kamilem :D

      Usuń
  12. Coraz mniejszy robi się ten krąg osób, które jeszcze nie wiedzą. Ciekawa jestem czy dojdzie do takiego momentu, w którym wiedzieć będą już wszyscy, ale większość się nie przyzna - w celu oczywiście dochowania tajemnicy;D
    A Stefan bardzo dobrze pomyślał i może niechcący, ale jednak skierował myśli i gniew Mariny na inny tor, dzięki czemu nie oberwało mu się tak bardzo za niedopilnowanie tajemnicy;D
    Pozdrawiam.
    [lucky--loser]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przecież Stefek "tylko" Kamilowi powiedział :P

      Usuń
  13. Od początku wiedziałam! Też bym się z Krzysiem pouczyła matematyki i cał(k)owania :D Zwłaszcza, że on taki uczynny, chętnie pomoże. I taki uroczy i słodki przy okazji.
    Szwabski pogański język :D Janek mnie po prostu rozwalił.
    No i kolejna osoba wie już o prawdziwej tożsamości naszego skoczka z terenów nizinnych. Ale Kamil to jest fajny, inteligentny facet, więc może nawet lepiej, że on wie ;D
    buźka :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no! Przecież ten szwabski pogański język jest cudowny! <3
      Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy!

      Usuń
  14. kiedy coś nowego? tęsknię :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to szanowny pan Leto lubi mawiać często, zastosuję się do jego słów "soooon" :D

      Usuń
  15. Czekamy z niecierpliwością na nowy rozdział:-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! Ach, ta wiosna jest ciężka i pracowita dla nas obu. Trzymajcie kciuki, a może przez weekend się uda napisać!

      Usuń
  16. Prześwietne opowiadanie.Trafiło w mój gust.Jestem ciekawa jak to dalej się potoczy.
    Myślę,że między Krzysiem a Mariną coś będzie.Pozdrawiam.


    Mam nadzieję,że wpadniecie.Zależy mi na szczerej opini od was
    http://kochaj-za-nic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń