czwartek, 5 lutego 2015

21. Zaczarowana bajka bez końca




[Piotrek]

Tośmy w domu po tym turniejowym maratonie. Ja co prawda świetnie nie wypadłem, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Skały nie zjesz. Za to Hula poszalał, żeby nie powiedzieć pohulał! Honor nasz uratował i był pierwszy przed tym wielbicielem prosiaków. No bo wybaczcie, ale żeby dorosły chłop całował się z pluszową świnią na podium? No koniec świata! Ale ja przecież nie o tym! Kamilowi powoli forma wzrasta, Dejvi wygrał kwalifikacje i raz nawet stał na podium, a nasz najmłodszy, znaczy się najmłodsza w przebraniu męskim dziewczyna, ocierała się blisko trójki. Nie jest źle! Jest dobrze! Swoją drogą to trzeba być nieźle głupią by udawać nas, znaczy facetów i jeszcze skakać. A ona skacze jak my, co już samo przez to wydaje mi się niemożliwe! No bo jakim cudem ona to robi? Technikę to ma skubana superową! A ja tyle czasu nic nie zauważyłem. Pewny byłem, że Marcin facetem jest! No może tylko czasem zachowuje się jak kaleka życiowa.

- Piotrek zejdź na ziemię! – usłyszałem zniecierpliwiony głoś Justysi. Obejrzałem się w jej stronę, a wtedy ujrzałem zniecierpliwione spojrzenie. – Trzeci raz cię proszę, zajmiesz się jutro dziećmi? Potrzebuję wyjść do fryzjera.

- Ale nie obetniesz się na chłopaka? – spytałem i ujrzałem jej zdziwione spojrzenie. Bo co jak co, ale Justynka moja ma bardzo ładne, cienkie, ale długie włosy i za żadne skarby nie zgodziłbym się, by mi je ścinała na krótko.

- Nie, raczej nie – odpowiedziała mi niepewnie moja luba, a po chwili się obróciła marszcząc brew. – Sugerujesz mi, że lepiej by mi było w krótkich?

- Nie, broń Boże! Tylko mi nie udawaj chłopa, bo za nic ci to nie wyjdzie!

- Piotrek, czy ty się dobrze czujesz? Ja i chłopak? Prędzej, bym zwariowała, jakbym miała udawać chłopaka.

- Taaaaaak? – spytałem zdziwiony, no bo Marcin znaczy się tfu… Prędka, którego imienia... no kurde nie pamiętam... ale nie wyglądała na taką, co by miała zwariować. Co najwyżej czasami miała dość naszych wygłupów. Spoglądałem na moją niewiastę kochaną i tak zastanawiałem się przez chwilę, co jej kobiecie czy takiej koleżance w kadrze, po głowie chodziło.

- Justysia, a myślałaś kiedyś, żeby choć jeden dzień spędzić jako chłopak w przebraniu i jechać na zawody z kolegami w siatkówce?

No bo wiecie, ja i Justysia jak byliśmy parą zakochańców była siatkarką, niestety klub jej rozwiązali, bo dziewczyny miały mniejsze sukcesy niż jej koledzy i tak mi się właśnie nasunęła myśl, by zapytać i sprawdzić. Tymczasem Justyna podeszłą do mnie i przyłożyła rękę do czoła. Z pewnością sprawdzała w swojej nieprzeniknionej trosce czy nie mam gorączki. Widzicie. To się nazywa małżeńska troska. Wstała i wyszła do kuchni, kręcąc tylko głową…

Kurde, ale wstyd. Pogratuluj se Pieter, mądrości jak nic. Skleroza nie boli, a starość nie radość. Taka tajemnica, że sam żem imię zapomniał. Chwyciłem laptopa i wpisałem w wyszukiwarkę Prędki i Prędka. Trochę mi zajęło, by poszperać w historii. Maniek by się przydał, no ale przecież nie mogłem mu bez pozwolenia powiedzieć. Otóż znalazłem bliźniaki dziewięcioletnie razem na podium kilka lat do tyłu. A więc Marcin miał siostrę, bliźniaczkę. Która skakała i przerzuciła się na deskę. O! Uczy się w Stams! Zdolna dziewucha, tylko imię… szukam jej imienia i widzę, że na M. Rodzice żałowali innych imion czy bali się, że zapomną, które jest które? Marcin i Ma…Matylda? Nie. O, mam! Marina. Marina Prędka utalentowana dziewczyna w sporcie alpejskim. Skoki i deska. Trzeba być naprawdę rąbniętym, żeby z nami skakać. Chociaż skoro jej dobrze z nami! Nabija nam punktów i chyba to się liczy, nie?


[Marcin]

Sobczyk to jednak ma swoje znajomości. Naprawdę spore znajomości, ponieważ rehabilitacja fizyczna prawie dobiegała końca. I w żadnych kolejkach nie stałem! Wszak sam nie mogłem się już doczekać aż będę mógł powrócić na właściwe miejsce. Brakowało mi tego poczucia wolności w powietrzu, brakowało mi dopingu kibiców, brakowało mi nawet upierdliwych technicznych uwag Sobczyka. 

W każdym razie szykowałem się potajemnie do oddania mojego pierwszego skoku na Wielkiej Krokwi, podczas gdy moja siostra reprezentowała mnie na Turnieju Czterech Skoczni. To nic, że brakowało jej na podium. Zawsze była tuż obok, a to spore osiągnięcie jak na nią. Miałem prawo być dumny! Moja siostra! 

Przyszliśmy z trenerem Kazkiem na skocznię mega wcześnie rano, żeby nikogo nie było i przyszedł czas, żeby próbować! Grzesio Sobczyk był już w drodze do Bad-Mitterndorf z całą ekipą i tylko czekał pewnie na sygnał od nas jak poszło. Siadłem na belce, sprawdziłem wiązania, kombinezon do mnie całkiem dobrze przylegał. Znaczy się, że nie przytyłem siedząc na tyłku. Poprawiłem gogle, a gdy dostrzegłem pozytywny sygnał z gniazda trenerskiego, puściłem się z belki. Pomimo długiej przerwy o skakaniu nie zapomina się ot tak z dnia na dzień. Wybiłem się mocno i wspaniały powiew wiatru muskał moje policzki, zimny wiatr wysuszał, co prawda moją jamę ustną, ale adrenalina i pozytywne emocje zrobiły swoje. Skok co prawda nie był z rekordem, ani nawet do najlepszych też nie należał. Daleko mi było do 130 metrów, raptem marne 102! Ale zawsze! Na początku byłem szczęśliwy, że w ogóle skaczę, ale gdy zacząłem wychodzić na górę po raz drugi to się trochę zacząłem martwić. Bo wyobraźcie sobie zestawienie skoków moich a siostry. Przegrałbym z kretesem! Marcin, bierz dupę w troki, powiedziałem sobie! W przeciągu dwóch godzin oddałem z dziesięć skoków z czego może dwa były bliskie dalekich lotów. Zacisnąłem tylko zęby patrząc na pocieszającą minę Kazia, ponieważ miałem jeszcze półtora tygodnia czasu i będzie Zakopane! Wiedziałem, że jeśli chciałem odzyskać miejsce, które okupowane było w zastępstwie przez moją siostrę bliźniaczkę to muszę trochę nadgonić z formą. Przecież tutaj wszystko ma się skończyć. Marina wróci do Stams, a ja na swoje miejsce w pierwszej kadrze i wszystko będzie po staremu. 


[Marina]

Gdy siedziałam sobie w poczekalni przed pierwszym skokiem, to jeszcze nawet nie przeczuwałam, na jaki zawał mój własny brat mnie skazał. A teraz było jeszcze gorzej, bo po próbnym już wiedziałam. Szczęśliwy Krzysio, że został w Polsce. Bo nie mówiłam! Zamienili Bieguna na Ziobrę!!! Podobno taki był plan treningowy rozpisany na Mistrzostwa Świata Juniorów, Maciusiak się uparł, że na mamuta nie można i już. Mnie też chciał zostawić, ale Grzesiek grzecznie przypomniał, że on jest moim opiekunem i wara ode mnie. Raz nie mógł odpuścić! Trenowałabym sobie z Biegunem w spokoju, ale nie. Lepiej mnie wykończyć psychicznie i na miejscu zabić. 

Szykował się kolejny skoczek, jakiś Norweg, którego imienia i nazwiska nie pamiętałam, a ja tylko patrzyłam ze strachem w dół. Boże, zlituj się nad moją dusza, głupotą i arogancją mego brata. Bo kiedy go dorwę, to za jajka powieszę, jeśli ja, no… przeżyję. Z drugiej strony nie ukrywam, że od początku byłam zaciekawiona, jak to jest skoczyć z mamuciej skoczni, no ale mamusiu, ten rozbieg przyprawiał mnie o gęsią skórkę. I masz ci babo placek, siadaj na belce, bo przecież moja kolej była.

Wszyscy na mnie patrzyli i pewnie nawet mój durny kretyn przed telewizorem. Mam nadzieję, że zaciskał kciuki i modlił się, bym się nie połamała. Ba, żebym moim karkiem o bulę nie wydupiła, bo marny mój żywot.

- Zamorduję cię! – syczałam w myślach, podczas gdy kamery pokazywały mnie jako Marcina Prędkiego, w rzeczywistości na belce siedziała Marina Prędka, pierwsza i jedyna z dziewczyn, pośród kilkudziesięciu facetów. Jedyny minus był taki, że miałam wrażenie, że krew odpływała mi z twarzy, a serce biło mi już w przełyku, bowiem zobaczyłam, że Kruczek do mnie machał i wiedziałam, że muszę się odepchnąć od belki.

Zaczęłam się zastanawiać, czy byłam ostatnio miła dla Krzysia i czy będzie mi dane wyznać mu kiedyś prawdę… No tak mi przeszło przez myśl, gdy zaczęłam się rozpędzać po cholernie długim rozbiegu, rozpędzając się niesamowicie. To wcale nie jest zabawne! No, ale byle tylko dojechać do końca rozbiegu i z całych sił się odbić, a potem szczęśliwie lecieć i wylądować telemarkiem! Tylko, broń Boże, nie na cmentarzu!

Tymczasem poczułam mocny wiatr pod nartami, trochę mną zachwiało, a ja pomogłam sobie rękami by trochę podłapać odległość i już się modliłam o szczęśliwe lądowanie, a tu kolejny podmuch i ja dalej lecę, i lecę, i lecę, i lecę, i lecę i cholera no chyba wyląduję po drugiej stronie ulicy pod piękny kryształowy marmur z napisem „Tutaj skoczyła Marina, kobieca skoczniki”. Bo przy sekcji zwłok, to chyba by zauważyli. No wiatr, weźże się uspokój, bo za chwilę serio sobie kark skręcę!

A tutaj dzika wrzawa do mnie dotarła i poczułam tylko, jak z impetem spadłam nartami na ubitą ziemię. Odruchowo już zakończyłam z telemarkiem. I bez przewrotki, mimo że nogi miałam jak z waty! Serio!

Podjechałam pod bandę i zobaczyłam, że Polacy szaleją, kamera prawie mi pod nos patrzyła, a ja nie bardzo wiedziałam, co mam robić. Zwymiotować z wrażenia czy udawać z głupim uśmiechem, że sama jestem w szoku? Znaczy się sam, bo przecież gram brata. No nic, pokazałam kciuki, że zadowolony jestem, jak to mój brat ma w zwyczaju się cieszyć. Nagle poczułam, że ktoś mi łeb urwał.

- Ty! Prowadzisz! – wydarł mi się Pieter do ucha, a ja sądziłam, że miałam już tylko jedno ucho, a drugie mi pękło. Z drugiej strony klepał mnie mocniej Skrobot i serio jeszcze chwilę, a łopatka wyskoczyłaby mi przez obojczyk!

Odpięłam narty i na miękkich nogach poszłam z tymi wariatami na miejsce dla lidera. Pieter dalej się darł, że rekord Polski prawie pobiłam i konspiracyjnie mi szeptał do ucha, że nic dziwnego, że tak daleko poleciałam, jak wietrzysko to takim chucherkom jak ja, zawsze pomaga. Spojrzałam tylko na Wiewióra, bo doskonale wiedziałam, o co mu chodzi! Ale ja bym się tak na jego miejscu nie cieszyła, gdyby mój rekord to prawie pobiła dziewczyna. I to niepełnoletnia! Kiwnęłam głową niby w podziękowaniu, bo przez gardło ani słowa nie mogłam wydusić.

Stałam sobie i rozmyślałam. Bo co mi z tego, że skoczyłam ze 240 metrów, jak wylezie taki Gregor Schlierenzauer i tak mnie pobije? Albo Hula! Prosiak nie, bo Prosiaka na mamuta nie zabrali. Westchnęłam, ale nie mogłam za bardzo się rozklejać, bo musiałam dalej grać, że jestem Marcinem. Więc machałam dłonią jak głupia do kamery, że duma mnie rozpiera, że prowadzę na takiej wielkiej skoczni. Tymczasem ja poważnie zaczynałam szukać miejsca, gdzie mogłabym zwymiotować z wrażenia. Bo jeśli myślicie, że ja tam drugi raz wylezę i zrobię to samo, to chyba jesteście w błędzie! Chyba zacznę symulować, że biegunkę dostałam. Znaczy się dostałem. Albo skłamię, że kolano boli. O! Trudno, doszłam do wniosku, że przegram walkowerem, ale trudno. Lepiej to, niż igrać ze swoim życiem i nigdy więcej nie porozmawiać z Krzysiem. Dobrze, że FIS jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby dziewczyny na mamutach latały, bo to nie do przeżycia jest. Zaczęłam się już nawet modlić o wiatr jeszcze gorszy, niech pokrzyżuje nam plany, skończyłoby się tylko na pierwszej połowie i jakiś parę punktów bym uciułała bratu. Albo i więcej. Ale chyba i natura miała mnie serdecznie gdzieś, bo się nie zlitowała. Żyła z Kotem patrzyli na mnie z uśmiechem, Stefan z Kubackim tańczyli z radości, jakby to oni skoczyli owe 240 metrów, a Kamyk był zadowolony, że uplasowawszy się o dwa miejsca za moimi plecami i on może walczyć o podium. Uśmiechał się po przyjacielsku, dając do zrozumienia, że nie zamierza ze mną się bić jak na ringu. Od tego cieszenia się bolały mnie policzki. A wtedy Stefan nagle podał mi mały termos rozgrzewający. Ten to kochany! Zawsze o mnie pomyśli!

- Świetny skok Marcinie, trzymaj herbatę – powiedział Hula, a ja już chciałam go chwycić, ale nie zdążyłam. Kot mi go zabrał, uśmiechając się łobuzersko i żłopiąc na oczach świata moją prywatną herbatę od Stefana!!!

- Nie rozpieszczasz go, Stefek? Nigdy nie dorośnie! – zaśmiał się, pokazując mi język.

- Może byś mi oddał moją herbatę? – starałam się mówić w miarę męskim głosem, robiąc groźne spojrzenie na Maćka. Pewnie! Teraz kozakuje, zazdrośnik jeden!

- Przecież, zaraz będziesz szedł do poczekalni, bo runda finałowa. Jeszcze ci się zachce do kibelka!

- Jeeeest! – wrzasnął Pieter. – Marcin, prowadzisz! Słuchaj stary! Ty masz wygrać ten konkurs!

- No właśnie! Ty Prędki teraz uważaj! Masz wydrzeć koszulkę lidera w klasyfikacji lotów od Gregora! Dość jego dominacji! – rzucił buńczucznie Kubacki.

- Musisz być nowym liderem! – zawtórował mu ni stąd, ni zowąd Ziobro, a ja spoglądałam na nich jak na wariatów.

- Wy żeście powariowali! – warknęłam, rzucając im wściekłe spojrzenie.

Chwyciłam narty i słysząc, że mnie Kamil woła, odwróciłam się, ale szybko przyspieszyłam kroku. Nie, Kamilu! Ja chcę być sama, żadnych rad od lidera kadry. Żadnych morałów i mądrości! Ale się nie udało. Wlazł za mną do windy.

- Dasz sobie radę. Nie musisz być pierwsza – powiedział spokojnie. – Po prostu skocz na luzie, tak jak lubisz.

Taaa, łatwo ci mówić, wiesz? Miałam po prostu stracha! Kto do diabła wymyślił te nieszczęsne mamuty?! Poczułam klepnięcie od lidera i przewróciłam oczami.

- Dasz radę, Mania. Nic nie kombinuj, nie udowadniaj nikomu. Skocz dla siebie. Jakby to był tylko trening i przyszłaś sobie poskakać.

W milczeniu kiwnęłam głową, chwyciłam narty i powędrowałam wydeptaną dróżką, próbując wyciszyć wszelkie złośliwe myśli. Wiecie, że to nie takie proste zresetować głowę jak twardy dysk? Nawet pozytywne wsparcie kibiców czy muzyka nie ułatwiała mi skupienia przed tym, że jeszcze raz musiałam skoczyć z tej wielkiej mamuciej skoczni. Dobrze, że nie nabawiłam się od razu lęku wysokości, bo naprawdę HS90 czy HS120 to pryszcz w porównaniu do HS200.

Znowu to okropne uczucie wyczekiwania. Spacerowałam sobie po pokoju, podskakując od czasu do czasu. Minęłam się z Kamilem, który przybił sobie ze mną żółwika. Kątem oka dostrzegałam, że kamera patrzyła na mnie. Kącik ust mi się podnosił, ale dostrzegłam w monitorze, że Gregor spoglądał na mnie, uśmiechając się pod nosem. Najchętniej to bym chwyciła miotłę i wyszorowała mu ten głupkowaty uśmiech z twarzy. Dobrze, że mnie nie poznawał, choć przez chwilę myślałam, że już porobione. Myślałam, że zemdleję, gdy spotkałam Lucasa! Na szczęście się okazało, że ten matoł umie trzymać paszczę zamkniętą. Albo może zwyczajnie się nie domyślił, że Marcin i Marina to jednak ja? Albo nie poznał Stefka i Kamila, no i nic nie zakumał? Może po prostu sądził, że jestem wstrętną wagarowiczką? I całe szczęście, kamień z serca, bo jeszcze mi tylko Gregora na karku brakowało.

W każdym razie szykowaliśmy się równo oboje. On był po pierwszej serii drugi. Siadł wreszcie na belce. Posprawdzał wszystkie zabezpieczenia, przeżegnał się i wio! No krzyżyk ci na drogę. Przeskocz sobie mój skok i jeszcze tylko ja, a potem koniec tej chałtury. Oczywiście znowu spiker się podniecał, jakby miał zaraz dojść do szczytu Mount Blanc czy coś, a ja już się musiałam szykować. Nie wiem ile ten Schlieri skoczył, ale widać było wirujące kolorowe flagi barw Austrii, więc pewno daleko. Na bank musiał być na podium.

Siadłam na drewnianej belce, poprawiłam te gogle, sprawdziłam zapięcia i czekałam na znak od trenera. Patrzyłam na dół i znów ten cholerny ścisk w żołądku… Wiatr szalał, więc trener kazał mi zejść na chwilę, uff, odwołajcie. Co tam ja, ostatnia osoba. Nie muszę skakać, nie? Patrzyłam na tablice, a tu gościu mi dyrygował, że niby mam znów siadać. Przewróciłam teatralnie oczami, karcąc się w duchu, bo przecież kamera może to uchwycić i się zdradzę. Marcin tak się nie zachowuje. No machaj Kruczek! Naprawdę w tym kombinezonie to mi nie było wygodnie i sikać mi się już chciało. Kot nagle stał się jakimś medium czy co?! No wreszcie! Machnął chorągiewką!

Znów odbiłam się tak mocno, że aż poczułam w pośladkach wszystkie mięśnie i spojrzałam przed siebie, jak daleko mam jeszcze lecieć. Czułam wiatr na plecach i pod nartami i modliłam się, coby mnie nie dmuchnęło za daleko. Już! Na koniec wzorowy telemark. I jeszcze nie dojechałam do bandy, a już jełopy rzucili się na mnie i zwalili mnie na ziemię. A ja z powodu ich ciężaru czułam się tak, jakbym ważyła kilka ton.

- Dajcie mu oddychać – wściekał się Stefan, próbując odrzucić kolegów, by pomóc mi wstać. – Złamiecie to chuchro! No już sio!

Podniosłam się i uśmiechnęłam lekko. Wszyscy mi gratulowali, nawet Ziobro! Grzesiek przyleciał z jęzorem na wierzchu, a że kondycja zerowa to mało płuc nie wypluł nim mi zdołał pogratulować. Potem wyściskał mnie tak mocno, że będę miała sińce na ramionach! Na bank! A na koniec dodał, że najchętniej to by mnie na miejscu od razu adoptował. Publiczność klaskała jak szalona, co było nieco ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że pokonałam ich krajowego idola. A może wcale tu nie lubią Gregora? Może już się przerzucili na Prosiaka? Nie mój problem! Pomachałam do kamery radośnie, licząc, że Krzysio ogląda! Ach, czemu go tutaj nie ma, jak ja pierwszy raz zwyciężam? Za to byli inni i była wielka ogólna radocha. Kubacki miał taki wyszczerz, że prawie pękł na pół, Ziobro zadowolony, jakby sam był na podium, Żyła się darł do Kota, że mamy zwycięstwo! Taaaa! Jasne! Kto ma, ten ma!


_______________________

Witam!
Przed nami następny rozdział!
Mam nadzieję, że również przypadnie Wam do gustu! :) 
Swoją drogą cieszy nas bardzo, że czytając rozdział każda z Was próbowała dojść do rozwiązania kim był ów tajemniczy chłopak ze szkoły Mariny. 
Z racji tego, że pominęłyśmy konkurs z tym osobnikiem (to chyba przez to, że ja wystosowałam oficjalne pismo, że nie będę nadawać na Macieja Kota, a Aria przeżywała, że nie spotkała Dejviego!) muszę przyznać, że najbliżej rozwiązania zagadki była i jest AIA! ;)
Nie przeciągając dłużej, życzę miłego komentowania!
M. 

I cóż ja więcej mogę rzec? Czytajmy, czytajmy!
Aria

56 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetnie dziewczyny ;)
    Ja jestem tylko ciekawa jak to będzie w Zakopanem. Tutaj triumf, na mamucie w dodatku, a nagle BUM i bula.
    Kot wredota, Żyła jak zwykle, Kamil i Stefcio kochani... No ale gdzie Krzyś? Po co komu Ziobro? Krzysiu lepszy :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Niech się ten Marcin szykuje i wraca do formy prędko!

      Usuń
  2. To ja jeszcze po przeżywam chwilę tego Schlierena juniora i się biorę wreszcie za porządny komentarz. Nie wiem, jak ja mogłam powyciągać jakich Turnbichlerów, Hejhopków i Aignerów, a o poczciwym Schlierim zapomnieć. To znaczy w sumie wiem dlaczego, bo o Glorii wiem i miałam jakoś tak zakodowane, że ich jest dwójka, a nie trójka. No i mały Hejhopek mógłby go mieć łaskawie w znajomych, to wtedy bym się chyba zainteresowała.
    No ale cóż, poległam, choć i tak byłam najbliżej :D
    Tym oto pocieszeniem się, przechodzę do innych spraw, ale zanim porozwodzę się nad magią (no dobra, ze strony Mariny nie wydawało się to takim magicznym i niepowtarzalnym przeżyciem, jak zawsze panowie opowiadają) lotu na mamucie, wrócę do poprzedniego rozdziału i Krzysia. Krzysia, który swoją słodyczą normalnie mnie powala. 'Bo kiedy ja ostatnio miałem dziewczynę? Chyba w przedszkolu! A jeszcze nie była moja tylko wspólna z kolegą.' Krzysiu zlituj się, bo to nieprzyzwoite, żebym ja stara baba się tak tobą zachwycała. No ale on jest po prostu przeuroczy w tym swoim zagubieniu, nieśmiałości i nieporadności. W dodatku całkowicie zdaje sobie z tego sprawę i jeszcze potrafi z tego zażartować. Kochany chłopiec i aż się serducho kraja, że on takie rzeczy przezywa i wątpi w zainteresowanie Mariny, kiedy ona się czerwieni tuż obok, nie wiedząc, co mu może powiedzieć i robiąc bratu opinię totalnej ofermy w tych sprawach.
    'Kot… Ten to się zna na dziewczynach, jak ja na curlingu – tzn. wiem, że istnieje.' - A tak się składa, panie Krzysiu, że curling to całkiem fajna i wcale nie taka trudna gra. Prawie jak dziewczyny, tez fajne i wcale nie takie trudne. No chyba, że się przebierają za brata i muszą udawać we wspólnym pokoju kolegę.
    No i krzysiu muszę cię uściskać za to: 'Do Klimka mógłbym zadzwonić albo Ziobry, ale jak się ich romanse skończyły to sami wiecie. Lepiej nie.'. Nie bierz przykładu z kolegów, oj nie bierz chłopcze. Chociaż z drugiej strony patrząc po Piotrku, który się chyba tez całkiem młodo dzieci i rodziny dorobił, może niektórym to na zdrowie wchodzi, bo Piotrek to ostatnio naprawdę na mojego hiroła wyrasta jeśli chodzi o takie sprawy życiowe. Normalnie robi za lepszą 'ciocię dobra rada' niż Kamil.
    Tak, wiem, prawie się wygadał. no ale ja tam mu się wcale nie dziwię. Przychodzi do niego taki Krzyś i o Marinie nawija ni stąd i zowąd, to co sobie Pietrek mógł pomyśleć, jak nie to, że młody zna prawdę? No ja bym tak samo na jego miejscu pomyślała. Za to, jak już się zorientował, o co się naprawdę rozchodzi, to naprawdę się chłopak wykazał. No bo i Krzyś odzyskał wiarę, że nie tak źle z nim i Piotrek nic głupiego nie chlapnął i Marina jako dobra ale po prostu nieśmiała dziewczyna pozostała w oczach zakochanego Bieguna. No i tylko Marcin sobie nagrabił, bo przecież przez niego Marina się wstydzi. Nie dość, że oferma, to jeszcze przeszkadzacz :D
    No dobrze, skoro już nasłodziłam Piotrkowi i Krzysiowi, to powiem jeszcze, że Stefek mnie momentami rozbraja i gdyby nie to, że Marina to dziewczątko, więc to wręcz niestosowne, poza tym Stefciu żonaty, to pomyślałabym, że on z Mariną czasem flirtuje. W każdym razie to jak on ją traktuje, jak taką małą damę - chociaż komplement, że jest ładna to akurat Kamil powiedział - jest po prostu kochane. No i zgadzam się z nim, że Mania ładnie (czy ładniej od Mariny to w sumie nie wiem, bo ładne imię) brzmi, ale za bardzo się z Kotem kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, rozumiem, że Stefan robi za mamę - troskliwy, opiekuńczy, delikatny i kochany - a Kamil za ojca - twardy, odpowiedzialny i strofuję niesfornego bliźniaka :D Chciałabym 'zobaczyć' tę wizytę oczami Marcina. Chociaż najważniejsze, że chyba poskutkowało. Tylko co oni się tak dziwią, ze z jabłonki spadł. Co oni, po drzewach nigdy nie łazili? Jabłek z sadu nie kradli? Tylko skocznie i skocznie.
      Na koniec pomysł z lodami i moja bolączka ostatnich dni. W każdym razie widzę, że Mania ma zatarg nie tylko ze starszym Schlierim. Chyba, że te iskry między nimi to takie inne, ale nie, obstawiam, że to były raczej iskry niechęci. Tym bardziej, że w nowym rozdziale, Mania nazywa Juniora matołem ('matoły, wszędzie matoły' :D:D) więc chyba się raczej nie miłują.
      Gdyby nie najnowszy rozdział, chyba bym się bała, że ten świetny pomysł chłopaków może się okazać wielką wpadką, ale chyba to spotkanie rozejdzie się po kościach (a może jednak Gregor się zgrywał, a braciszek już mu wszystko wypaplał?), można zatem stwierdzić, że pomysł z lodami był jak najbardziej trafiony i po raz kolejny 'mama i tato' wykazali się uroczą troską i pomysłowością. Widać, że porządni faceci, skoro potrafią dostrzec takie drobnostki i wczuć się w rolę Mani na tyle, aby zrozumieć, że dziewczyna czasem potrzebuje pobyć dziewczyną.
      Jednak moim niekwestionowanym guru w kwestii wcielania się w maniową psychikę i rozmyślań nad jej wcielaniem się w rolę Marcina jest Pieter! To co zaserwowałyście nam na początku tego rozdziału, po prostu wyniosło mi Piotrka na najwyższe piedestały. Uwielbiam gościa.
      Pozwólcie jednak, że ten obecny rozdział zostawię sobie jednak na jutro (a w zasadzie już na dziś) bo godzina taka, że będę musiała sobie zapałki do oczu w pracy wsadzić.
      Wracam zatem za kilka godzin.

      Usuń
    2. Zajęło mi to trochę dłużej, ale w końcu jestem i wracam do mojej epopei, a dokładniej do Piotrka, który swoimi rozmyślaniami sprawił, że nie mogłam się przestać uśmiechać. Jeszcze to wszystko wsadzone w kwestię tej wizyty u fryzjera. '- Ale nie obetniesz się na chłopaka?'. W sumie to co się biedakowi dziwić, że takie dziwne myśli mu do głowy przychodzą, jak nagle się dowiaduje, że jego młodszy kolega z drużyny to dziewczyna. W każdym razie uwielbiam tego gościa i bardzo fajnie, że on zna prawdę, bo poza niepewnością i strachem, że w końcu się wygada (co też swój urok ma, przynajmniej do czasu, aż się niewłaściwej osobie nie wygada) możemy 'zobaczyć', jak całe to szaleństwo z zamianą i udawaniem chłopaka widzi ktoś z boku. Bo jego myśli (podobnie jak słowa) sa jednak znacznie prostsze i bardziej dosadne niż Kamila czy Stefana. Oni nawet w myślach sa bardziej tacy wyważeni, bardziej rozumieja pewne rzeczy, a Piotrek to tam bez ogródek: 'Swoją drogą to trzeba być nieźle głupią by udawać nas, znaczy facetów i jeszcze skakać.'
      Najbardziej urzekające jest jednak to, że obok tej całej głupoty, wariactwa i zabawnych przemyśleń, bije od Piotrka taki szczery podziw dla dokonań Mariny. Taka duma.
      Naprawdę Piotruś wyrasta na mojego ukochańca opowiadaniowego.
      Będąc jeszcze przy początku tego rozdziału, powiem, że kocham Was za zrobienie ze Stefana pogromcy TCS. Wiadomo jak ja tam z Polakami jestem, ale Stefan to jednak Stefan, naprawdę gościa lubię i chciałabym, żeby tak w rzeczywistości mógł zwojować Turniej.
      Szczególnie zamiast 'władcy chlewu'.
      No ale co ja tu dalej widzę? Czyżby Marcin planował nam powrócić do Pucharu? Ja się nie zgadzam! Sorry Marcin, ja ci bardzo dobrze życzę i w ogóle, ale to oznacza koniec podwójnej roli Mariny. Nie chcę, nawet jeśli istniałby choć cień szansy, że ona jednak zostałaby w skokach i walczyła z chłopakami w PŚ. Za bardzo pokochałam jej podwójne życie.
      Poza tym naprawdę byłby szok, gdyby nagle po takich wynikach, jakie odnosiła wcześniej, a teraz jeszcze dorzuciła zwycięstwo na mamucie, wszedł Marcin i zaczął klepać bulę. Co prawda Prędki(Prędka) młody, więc pewnie by się łatwo wykręcił zmęczeniem organizmu i tym wszystkim, czym zawsze tłumaczą załamanie formy u młodych. Tak czy inaczej, ja chcę Marinę. Marcin wracaj kraść jabłka!
      No i na koniec ten mamut. Kolejny plus za oryginalność. Nigdy nie spotkałam się chyba jeszcze z tym (chociaż ja mało słucham/czytam wywiadów) aby skoczek nie zachwycał się lotem na mamucie. Tutaj mamy natomiast Marinę, która, ok za pierwszym razem była zestresowana, nowość i tak dalej, ale po pierwszym, niezwykłym skoku wcale nie złapała tego bakcyla, nie rozkochała się nagle w lataniu, tylko wciąż była tak cudownie przerażona i nastawiona antymamucio.
      Po prostu cudownie było wyobrazić sobie ten skok (dwa skoki w sumie) jej oczami. Z tymi wszystkimi zabawnymi, kąśliwymi i niezwykle trafnymi uwagami, z mieszaniną najróżniejszych emocji, bo gdzieś obok tego strachu, niechęci, pojawiała się jednak też ta radość i przyjemność ze skakania, a jeszcze chyba większa z wygranej. I chyba właśnie dzięki temu, że nie było ochów i achów odnośnie lotu, tak mi się to spodobało. No bo ludzie, toż to olbrzym jest, a prędkość się osiąga jak porządny pociąg osobowy. Może po latach doświadczenia jest to istna frajda, ale za pierwszym razem to ja na miejscu Mariny bym chyba się przytuliła do belki i za chiny ludowe jej nie puściła. A nie tylko nie mam lęku wysokości, ale jestem też wielbicielką lunaparków z ich 'najgorszymi' urządzeniami, gdzie nieraz mi się zdarzało wirować albo po prostu wisieć do góry nogami.
      Mania jednak sie nie przyczepiła, tylko skoczyła i to po wygraną. Coś niesamowitego wygrać swój pierwszy konkurs na mamucie. W dodatku dziewczyna. Mania jesteś wielka!

      Usuń
    3. Mogłabym zacytować tutaj wiele jej przemyśleń z tej sceny, jako te najzabawniejsze i po prosu genialne, ale znów się nie zmieszczę w jednym komentarzu. Podsumuję zatem, że cała ta scena ze startem na mamucie była po prostu fantastyczna i niesamowicie mi się podobała.
      No i nawet Kocur próbował być zabawny, choć przyznam, że tylko czekałam, aż zacznie pluć tą herbatką bo albo gorąca, albo zielona. Tymczasem on tak faktycznie z troski o Marinę, bo skoro i tak je się siku zachciało, to co by to było jakby herbatkę wypiła?
      Świetny odcinek i już nie mogę się doczekać następnego, dlatego życzę dużo weny i czekam na Was tutaj albo na innych blogach.

      I widzicie, ani razu już dziś nie przeżywałam tego Schlierena juniora. Prawie się pogodziłam z tym, że nie zgadłam.

      Usuń
    4. Ciekawe czy to rekord wszech czasów w długości komentarza :)) Ależ gorąco dziękujemy i w pas się kłaniamy za wszystkie Twoje opinie i spostrzeżenia :D
      Prawda, prawda, braciszek Gregora okazał się niezłą zagadką - a to zasługa Megi niuchacza, bo ja to jestem matołem w takich sprawach i nic bym nie wymyśliła. Ale i tak gratulujemy, byłaś najbliżej, a niuchanie w znajomych najmłodszego brata Michiego rozwaliło mnie na łopatki :D
      W każdym razie to nie był Fettner w przebraniu zajadający po kryjomu słodkości :D

      Ja przyznaję, że nigdy nie widziałam mamuta na żywo! Ale zawsze czuję ogromny respekt. Pamiętam Czertak i ten niepokój w oczach niektórych skoczków, gdy wiatr był nieprzewidywalny. Aż mnie przed telewizorem ciarki przechodziły, a przecież Czertak najmniejszy (to brzmi prawie tak, jak się mówi o takim Wlazłym 1,96 m ). Tutaj to jeszcze Kulm - które ma w sobie jeszcze większą grozę w sobie, z wiadomych względów. Podsumowując, wcale się nie dziwię, że Manii się nie podobało :P

      Usuń
    5. Ja tylko dopisze, że uwielbiam czytać twoje komentarze!
      A Maciek bardzo lubi zieloną herbatkę! :D
      Ponoć chwalił się na instragramie (chyba) albo gdzieś, ale lubi! Dlatego jej nie wypluł! xD

      Usuń
  3. Opis przeżyć Mariny - mistrzowski :-) no ale Piter jak mogłeś zapomnieć imienia Mani?.? No jak ??
    Pozdrawiam
    N. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pietrek przeprosił, że starość nie radość. Skleroza nie boli ;)
      Mania no cóż, cud nad cudami, że przeżyła loty! :D
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  4. Talent, talent do tej pory nieodkryty!
    Zamiana zamianą, ale coś mi się zaczyna wydawać, że jak się to wszystko skończy, to dwoje Prędkich będzie w skokach -ona i on, tym razem już każdy w swojej roli :D
    Pozdrawiam.
    [niewyleczalnie]
    [pnowakowski]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieodkryty brylancik, co?
      O to wtedy duet Prędcy będą rządzić jak Tepesowie? Kto tam wie ;)
      Pozdrawiamy również!

      Usuń
  5. Ario kiedy pojawi się next u Dejviego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam rozgrzebane rozdziały i u Dejviego, i u Ani. W weekend któryś myślę się uda skończyć. A drugi będzie w następnej kolejności. W obu historiach przyszedł czas na ważne momenty i dlatego straaasznie długo mi się pisze.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Marina ma mój odwieczny szacun. Matko bosko skoczyć z mamuta z takim najazdem jak na Kulm na przykład. Ja bym nie dała rady... Panowie z lodami dla Mariny też ładnie zagrali, a Pieterowe rozkminy zrobiły mi dzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nie mam lęku wysokości. Byłam kiedyś rekreacyjnie w Wiśle i można była być na górze skoczni. Już samo spoglądanie w dół mroziło krew w żyłach.
      Podziwiam zarówno chłopaków i dziewczyny, że mają odwagę skakać!
      Stefcio i Kamyk są przekochani! No Pietrka kochają wszyscy!
      Cieszymy się, że rozdział Ci się spodobał!
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  7. Marina przeskoczyla Schlieriana!;)
    Jezu ona skoczyla z mamuta i to 2 razy , ja bym nawet na gore nie weszla a co dopiero skoczyc a ponoc nie mam leku wysokosci
    Jeszcze patrzec ze to Bad-Mitterndorf
    (przes ten wypadek Thomasa tam ta skocznia mnie przeraza)
    Mania moim bogiem ona z tymi facetami wytrzymuje! Medal dla niej albo nie jak to ja mowie krysztalowa kola z jej osiagniecia;)
    Rozdzial fenomenalny! Wogule cud miod malina i co tam jeszcze sie chce
    No i nadchodzi taka chwila ze sie zacinam i nie wiem co moge jeszcze napisac
    W takim wypadku pozostaje mi tylko jedno bochyba nic ninnego nie wymysle
    Zycze duzo weny i do nastepnego
    Pozdrawiam,Jessi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manii z pewnością należy się jakakolwiek nagroda od chłopaków za jej cierpliwość, odwagę i wszystko! No a najwięcej to pokłonów w jej stronę będzie miał do czynienia braciszek ;)
      Cieszymy się, że rozdział się spodobał!
      Również pozdrawiamy ciepło!

      Usuń
  8. Ojeju, boski rozdział ;*
    Szacun dla Mariny przede wszystkim za odwagę, bo skoczyć z mamuta to naprawdę nie lada wyczyn i to jeszcze tak by zwyciężyć ! ;D Za ten sukces zasłużyła na trochę czasu pobycia we 'własnej skórze' :) A Marcin niech ruszy swoje 4 litery i wraca na swoje miejsce w kadrze,Mania już wystarczająco mu pomogła, on to chyba nigdy nie spłaci u siostry tego długu ;*
    A chłopcy w tym rozdziale tacy kochani ;333
    Genialny rozdział ;* + życzę weny i czekam na nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za tak ciepłe wyrażenie słów! :)
      Mania z pewnością skorzysta z uroków bycia dziewczyną po wygraniu! Należy jej się bez dwóch zdań!
      My autorki mamy to do siebie, że naszych bohaterów kochamy jednakowo! ;)
      Dziękujemy i również pozdrawiamy!

      Usuń
  9. No to gratulacje dla Mariny :) Baba a wszystkich przeskoczyła :D Szacun !!! xD Ja tam tym się ostała ze strachu na tym mamucie i na zwykłej skoczni też :D Haha xD Piotrek jak ty żonę mozesz pytać o to czy chłopakiem chciałaby być? Nic dziwnego, że ci temperaturę sprawdza xD Świetny rozdział :3 Zastanawia mnie tylko jak to bd kiedy Marcin wróci? Czy dorówna siostrzec? :D Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo dorówna, albo będzie klepał bulę ;) Okaże się. Na razie niech sobie trenuje.

      Usuń
  10. Ja jak sobie wyobrażę jak to wszystko wygląda z perspektywy nawet normalnej skoczni to już mi się słabo robi, a co dopiero mówić o mamucie! o.o Swoją drogą, gdyby się świat dowiedział o prawdziwiej tożsamości Prędkiego to większość skoczków chyba dostałaby załamania nerwowego. Już sama przegrana boli, a co dopiero przegrana z dziewczyną! Nie wiem co jeszcze mogę napisać, bo komentarze nie są moją specjalnością. Po prostu jak zwykle ubawiłam się po pachy i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za obecność. Ja też się boję takich wielkich skoczni :D

      Usuń
  11. Pierwszy kot za płot na http://within-years.blogspot.com/
    Zapraszam, wcześniej Castagnetti ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. jejku, muszę się chyba spieszyć i dodawać komentarz zaraz po przeczytaniu, bo Aia taki komentarz walnie, że po pierwsze jest tam wiele zawartych rzeczy o ktorych ja chcialam napisać, a po drugie to mój nie będzie się umywał do jej w żadnen bardziej lub mniej spektakularny sposób ;)
    Taks sobie myślę, że Marinie, to trzeba by było nowy puchar rozgrywek stworzyć. Jak ona nawet przeskakuje wszystkich mężczyzn na mamucie. Gdyby przestała być Marcinem i zechciała skakać w damskich konkursach to by było jak dominacja Sary Takanashi tylko 1000x bardziej O_o
    I Niech już tak nie rozmyśla o Krzysiu podczas zjazdu, bo jeszcze główkę sobie rozwali... (z drugiej strony, może wtedy krzysiu się zorientuje, że ona to jednak dziewczyna jest :D)
    PS.
    gdzie można znaleźć takiego Kamila i Stefana? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga desti,

      pisać nie zaszkodzi! Dla nas każdy komentarz jest jak miód na nasze serce! Daje niezłego kopa by się starać Was zaskakiwać!
      Powiadasz, że nowy puchar rozgrywek? Ciekawy jaki, hmm?

      Och, takiego Kamila i Stefana to ze świecą szukać. Są jedyni i wyjątkowi, ale można znaleźć podobnych w ich zachowaniu! :D

      Pozdrawiamy ciepło!

      Usuń
  13. Jej świetny rozdział. Brawo Marina! Dobrze, że Kamil i Stefek znają prawdę i jej pomagają. Przynajmniej przy nich może się czuć sobą! uwielbiam ich.
    Ale skubana pokonała Schlieriego, pięknie!

    Uwielbiam was i to opowiadanie,

    Pozdrawiam serdecznie <3
    http://nowezyciepodrugiejstronie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za opinię i również serdecznie pozdrawiamy! :)

      Usuń
  14. Świetny rozdział! Uwielbiam ten Wasz humor i różnorakie perypetie:D Na prawdę robicie kawał dobrej roboty!

    Pozdrawiam i życzę weny,
    http://orlykruczka-2.blogspot.com/
    http://kot-stoch-bilan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękujemy za taki komplement! :)
      Pozdrawiamy ciepło!

      Usuń
  15. Brawa dla Mariny! Pierwsza dziewczyna, która pokazała jak się skacze i wygrywa na mamucie :D No i nie zapominajmy, że pokonała Schlierenzauera ;)
    Piotrek i to jego myślenie <3 Jedyne w swoim rodzaju.
    Kubacki mordę cieszy, Żyła i jego zaciesz, Kot obojętny na wszystko. Ooo! I nawet Ziobro ucieszony chodzi :D O Stefku i Kamilu też nie można zapomnieć ;)
    Pozdrawiam i weny dziewczyny!
    Buziaki ;***
    ps. W wolnej chwili zapraszam do siebie :)
    http://zatrzymac---czas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kot się czaił na herbatkę ;) pewnie smaczna była. Dziękujemy i postaramy się zajrzeć do Ciebie!

      Usuń
  16. Buuuuuu, a ja znowu nie trafiłam. Sądząc po wcześniejszych komentarzach znowu jestem w głębokiej d.... dziurze :-(
    Nie ma to jak duch drużyny, Widać, że wszyscy się nawzajem motywują. Nawet Ziobro, robi chłopak postępy. Ciekawa jestem czy gdyby wiedzieli kim naprawdę jest Marcin to też tak chętnie by go wspierali. Cały czas zastanawiam się jak oni zareagują na tę wiadomość, bo prędzej czy później się dowiedzą. Prawda? Ich miny będą bezcenne :D
    Marina - ty się bierz za Krzysia. Skoro to była Twoja ostatnia myśl przed ewentualną śmiercią na mamucie.
    Pozdrawiam Was serdecznie.
    Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw musi braciszek wrócić, a ona będzie mogła być dziewczynką. To się do Krzysia odezwie jak nie stchórzy. Również pozdrawiamy i cieszymy się, że jesteś!

      Usuń
    2. Moje drogie, kochane czyżby medal naszych chłopców nie zainspirował Was odo napisania kolejnego rozdziału? Jeśli nie, to z pewnością uczynił to koń Piotrka :D
      Czekam niecierpliwie na wiadomość od Was ;-)
      Marzycielka
      i zapraszam nieśmiało do siebie.

      Usuń
  17. Kurczę, cholernie przepraszam, że dopiero teraz jestem, ale lepiej późno niż wcale, no nie? :) Rozdział-bajka po prostu ;) Jakoś tak mi się za szybko skończył, tak się wciągnęłam :D
    Marina na mamucie normalnie coś pięknego :D Ubawiłam się na całego :)
    Ale pecha ma dziewczyna, że Krzysia nie zabrali. Kolejną okazję na spotkanie diabli wzięli ;)
    Jestem bardzo ciekawa czy prawdziwemu Marcinowi się forma wyrobi, bo jak tu Marina wygrywa z samym Gregorem, a jej braciszek szanowny będzie marne 102 skakał to najprawdopodobniej wszystko wyjdzie na jaw ;)
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno, niż wcale! A tak serio to nie są wyścigi. Fajnie, że jesteś. My mamy znowu tyle spraw, że pisać trudno :( Pozdrawiamy i do następnego!

      Usuń
  18. Kocham Piotrka. Oświadczam to wszem i wobec. :P
    A w tym opowiadaniu też kocham Piotrka, ze szczególnym uwzględnieniem jego życiowych rozkmin. Tutaj zaś widać wyraźnie jak ta tajemnica, która spadła na jego barki ciąży mu i uwiera. Ale bohatersko trzyma język za zębami, próbując jednocześnie wczuć się w sytuację biednej Mariny. I coraz bardziej przekonuje się i utwierdza w opinii, że dziewczyna naprawdę sobie zafundowała niezły hardkor. Muszę też jeszcze konieczni dodać, że strasznie fajną parą są tu u Was Piotrek i Justynka. Aż przyjemnie się o nich czyta.
    Nie mniej przyjemnie, ale za to z większym diabelskim rechotem pod nosem, czyta się też o Marcinie i jego obawach. Swoją drogą, nie zazdroszczę chłopakowi. A łatwo dorównać siostrze to mu wcale nie będzie, zwłaszcza, że jest po poważnej kontuzji. Albo więc coś wymyślą, albo nagły spadek formy u Prędkiego stanie się faktem. I to odnotowanym przez media.
    Zwłaszcza, że Marina naprawdę dała do pieca. Kurcze, ten mamut taki wielki, a ona taka malutka, ale dała radę. :) Jeśli po tej całej przygodzie zdecyduje się na powrót do skoków, to medal w mikście mamy niewyjęty. :)
    I tylko niech jej się z tym Krzysiem wreszcie poukłada, bo już normalnie żal dzieciaków, a szczególnie jego.
    Ściskam
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My tez kochamy Pietrka naszego!
      Stwierdzenie "sobie zafundowała" nie brzmi w jej sytuacji najlepiej. Przypominam, że została siłą wciągnięta w pewien nikczemny plan, nic sobie nie fundowała!

      P.S. Taki Fannis to od Mariny niewiele wyższy :P

      Usuń
  19. O prosze! Nie spodziewalam sie, ze Marina wygra, w dodatku na mamucie! Marcin ma zawieszona poprzecze bardzo wysoko. To dobrze ze juz zaczal skakac, jest na dobrej drodze do calkiem niezlej formy.
    Nie spodziewalam sie ze ten chlopak to brat Gregora :O oby jej nie poznal bo mogloby byc nieciekawie...
    Rozdzial cudowny! Przepraszam ze komentarz malo tresciwy, ale zapewniam Was ze jestem pod wrazeniem!

    Pozdrawiam i czekam na next <3

    Ps. Zapraszam takze do mnie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, jak to się mówi - braci się nie wybiera! Marcin jest na dobrej drodze i tego się trzymajmy :)

      Usuń
  20. Czekamy na nexta :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko wena nam powróci to obiecujemy, że coś wrzucimy! :)

      Usuń
  21. Znalazłam to opowiadanie dość dawno, dochodząc gdzieś do momentu, gdy Marina zdawała matmę za brata. Nie wiem czy wtedy nie było już więcej rozdziałów, czy po prostu ja nie miałam czasu, ale często tu zaglądałam i kilka dni temu stwierdziłam, że tak nie może być, więc raz-dwa przeczytałam wszystko od początku :D I muszę powiedzieć, że te dalsze pominięte przeze mnie rozdziały to coraz lepsza historia! Biedna Marina, męczy się z tym Krzysiem i męczy... Prawdę by mu mogła powiedzieć, a nie ;) Chociaż nie wiem jak Krzysio by na to zareagował. Ale już tyle osób wie, więc co szkodzi jedna w tą czy w tamtą? W ogóle to mam nadzieję, że ostatecznie i cała reszta chłopaków się dowie, z kim to sobie niemal cały sezon skakali. No i ciekawe, czy do Łukasza też dotrą te informacje ;D Może lepiej nie...
    Rozdział cudowny, biedna Marina skacząca na mamutach. Ale wygrała i to się liczy! :D
    Weny życzę i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się raczej szybciej niż później ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga kinina,

      witamy z powrotem i cieszymy się bardzo, że mogłaś nadrobić sobie rozdziały, które staramy się wrzucać jeśli czas i wena nam na to pozwala :)
      Cierpliwość cnotą jest i prawda jest taka, że jak się kogoś kocha to można jeszcze poczekać, prawda? Nikt nie powiedział, że od życia wszystko dostajemy na tacy :D
      Obiecujemy, że nie będziemy tej pary zakochańców tak męczyć.
      Pozdrawiamy ciepło!

      Usuń
  22. Hej dziewczyny zdaje mi się, że pisałam już wcześniej komentarz odnośnie rozdziału więc teraz tylko informuje was o tym, że nominowałam Was do Liebster Award:) Więcej informacji Znajdziecie tutej ->http://inmydreqams.blogspot.com/p/liebster-award.html
    Pozdrawiam i ślę morza weny
    Jessi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za nominację, ale nie weźmiemy w nim udziału :)
      A za morze weny twórczej bardzo dziękujemy!
      Wszak mam nadzieję, że nam pomoże :)

      Usuń
  23. kieeeeeeeedy coś nowego tu i na "together than the rest"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w ten weekend tutaj się uda. Czyli np. jutro. "Toughter then the rest" wymaga jeszcze więcej roboty, ale połowa już jest ;)

      Usuń
  24. Ej, ja wiem że czasem można nie mieć weny ale przez cały miesiąc?
    My, a przynajmniej ja usycham z tęsknoty, bo wasz blog jest naprawdę świetny;)
    Jessi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie chodzi o brak weny, tylko przede wszystkim o brak czasu.

      Taka ciekawostka. Jak sobie podliczyłam na opublikowanie rozdziału potrzebuję od 6 do ponad 20 godzin. Sześć jest wtedy, gdy jest wena, łatwo, płynnie się pisze, a większość fragmentów przygotuje Megi - ja tylko wygładzam i uzupełniam. Gdy obie jesteśmy zajęte, to wszystko się wydłuża - bo przecież trzeba jeszcze przemyśleć, skonsultować, żeby było spójne, zrobić korektę...

      Dla nas pisanie to przede wszystkim frajda i taka ... odskocznia od obowiązków :D Ale najważniejsze jest życie w realu. Cieszymy się, że Wam się podoba, bo to daje jeszcze więcej radości i satysfakcji z pisania. Niestety czasami prawdziwe życie tak pochłania, że nie ma się czasu i siły, nawet gdyby się bardzo chciało. W takich momentach tutaj jest i musi być przerwa.

      Kolejny rozdział jest już ułożony w naszych głowach, a pewne fragmenty gotowe. Myślę, że uda się do jutra wykończyć.

      Pozdrawiamy i dziękujemy za komplementy :)

      Usuń
  25. Chyba niespodziewanie połknęłam Wasze opoeiadanie w całościi się ZA-KO-CHA-ŁAM.
    Nie w Marinie oczywiście tylko w opowiadabiu w całości. I chce więcej!
    I pomyśleć, że tak długo się do tego zbierałam...
    Pozdrawiam,
    E_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się bardzo, że opowiadanie się spodobało! :)
      Pozdrawiamy ciepło!

      Usuń
  26. Przez przypadek znalazłam tego bloga i kocham go. NAPRAWDĘ!!! Przeczytałam wszystko w jedno popołudnie tak mnie wciągnęło. Marina super babka, ciekawe kiedy wszystko się wyda. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :) w międzyczasie zapraszam do mnie:

    http://okiemdziewczynysiatkarza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń