wtorek, 6 października 2015

24. Gdy czarne zamienia się w róż

 ♫ ♫ Enej, Lili

[Marina]

Zawsze powtarzałam, że uwielbiam takie uczucie, że nie muszę wstawać, mogę pospać sobie w łóżku i choć przez chwilę mogę zapomnieć, że udaję faceta i obracam się wśród cymbałów. Wreszcie przyszedł ten dzień, że cieszyłam się, że sobie odeśpię wszystkie poranne pobudki na przebieranie się, a nawet pojadę do Bukowiny Tatrzańskiej i zrobię dla siebie taką pielęgnację kobiecą, że głowa mała. Piękny plan prawda? Która by z was nie chciała? Dobrze, że nie skaczę w tym konkursie drużynowym. To znaczy Marcin Prędki skacze, ale nie będę nim ja. Za parę godzin zamienimy się z bratem miejscami i wreszcie wrócę do swojego kobiecego świata. Fajnie, że akurat w dniu naszych urodzin.

Leżałam sobie tak, rozmyślając o przyjemnych sprawach, przewracałam się na drugi bok, otulając się grubą pierzyną tak, że ledwo widać było u mnie czubek nosa i czułam, jak ponownie odpływam w krainę swoich snów, gdy nagle dotarł do mnie jeden wielki wrzask i charakterystyczne „tuuuuuuuuuu-duuuuuuuuum” i aria symfoniczna w postaci pisków rozwydrzonych, napalonych nastolatek. Super. Zanurkowałam pod kołdrę w nadziei, że to tylko mi się śniło, ale nie! Wrzaski nadal sprawiały, że pękał mi łeb! Otworzyłam oczy, szukając dłonią pod poduszką mojego telefonu i spojrzałam, która godzina. Dochodziła dopiero ósma rano. Litości! Dziewczyny litości! Zlitujcie się nad moją umęczoną duszą i ciałem. Chciałam spać, a te tymczasem (byłam więcej niż pewna) zdążyły obudzić połowę COS-u. Czasami miałam wrażenie, że niektórym fankom mózg zżarło albo że głupota rosła w ich mózgownicy na widok zbliżającego się skoczka. Dobrze, że lekarze specjaliści nie zażądali jeszcze obowiązkowego szczepienia na wściekliznę i ślinotok niektórych przedstawicielek płci pięknej na widok swego idola. Chociaż może powinni?

No bo wiecie, postawcie się w mojej sytuacji i dobra nie będę szowinistką, znaczy się tfuuu feministką, czasami i moja durna drużyna ma powyżej dziurek w nosie zachowania takich pseudofaneczek. Czy nie można grzecznie postać, poczekać aż zjemy, ubierzemy się, dostaniemy odprawę i wyjdziemy do was i tutaj uwaga… wyobrażam sobie przerażający pisk i spazmatyczne ruchy kobiecego ciała. Wolałabym tego jednak nie widzieć. Ani słyszeć. Zamiast grzecznie poczekać, uśmiechnąć się, zachowywać n-o-r-m-a-l-n-i-e, to niektóre z was cyrki odprawiają. Chwała Bogu, że jeszcze nie mdlejecie na nasz widok jak to bywa na koncertach zespołów czy wokalistów. Widocznie jednak ja jestem z innej epoki, albo za dużo wymagam i nie każdy jest wstanie sprostać moim oczekiwaniom. W takim razie jak wpadniecie na mnie (udającą mojego głupiego brata), miejcie na uwadze jak macie się zachowywać, a być może zwrócę w jego imieniu na Was moją uwagę. Chociaż nie. Przecież właśnie nadszedł ten dzień, że skończy się moja męczarnia i będę już tylko sobą. I żadne panny nie będą piszczeć na mój widok.

Postawiłam moje gołe nogi na zimne panele i spojrzałam zza firanki, który to spowodował taką wielką wrzawę i zmusił mnie do wstania. Mało oczy mi z orbit nie wypadły, gdy dostrzegam czarną łepetynę i uśmiechniętą gębę szczerzącego się do tłumu nastolatek – tych młodszych jak i tych starszych - Macieja. O nie! Módl się Kocie, żeby Kruczek był w pobliżu jak Cię dorwę, bo własnoręcznie uduszę za pobudkę! Bo ten nie rozumie, że jak on nie skacze, to nie znaczy, że wolno mu wstawać bladym świtem i wabić panny pod okno! Tak, dziewczyny, dla mnie godzina ósma to blady świt i nie życzę sobie, by ktoś mnie budził! Jeśli miałam wolne to zawsze wstawałam między dziesiątą, a dwunastą! Pal licho, że to prawie w porze obiadowej! Widocznie kiedyś tam w pierwszym wcieleniu byłam niedźwiedziem, stąd te moje upodobanie do długiego leniuchowania i snu.

Weszłam na stołówkę wściekła i chyba każdy to widział, bo matoły z daleka schodziły mi z drogi. Usiadłam obok Stefka, który właśnie nalewał sobie zielonej herbaty. Tyle było krzyku, że ja-facet ją lubię, ale jak cymbały w internecie poczytały o jej cudach, to teraz wszyscy jak jeden mąż ją piją. Dobrze. Przynajmniej coś po mnie zostanie w tej kadrze.

- Co ci? – zapytał Stefanek, a ja przewróciłam oczami. – Depresja urodzinowa?

A ten skąd wie? Pewnie Marcin nie ukrył powiadomień na Facebooku.

- Dzień dobry się mówi chyba, nie? – burknęłam, ale jego mina sprawiła, że zaraz się uśmiechnęłam. Na tego nie da się długo złościć. Szczególnie, że nic nie zawinił. – Kot mnie wkurzył.

- Acha. Wszystkiego najlepszego!

- Dzięki – posłałam mu uśmiech. Stefan to naprawdę jest fajny.

- Myślałem, że ci smutno, że nas opuścisz – dodał Kamil, który się właśnie do nas dosiadł. Tym to nie nudno zawsze i wszędzie ze sobą siedzieć? Żony nie są zazdrosne?

- Może trochę – uśmiechnęłam się, żeby im nie robić przykrości. Przecież im nie powiem, że najchętniej bym zrobiła z tej okazji wielką imprezę.

- Nic się nie martw! Dziś wieczorem będziemy świętować! – powiedział Stefan, a Kamil spojrzał na niego wilkiem. Chyba się wygadał. Ale moment? Ja dziś przed obiadem ubieram się w damskie ciuszki i mnie nie ma! Świętować to mogę sobie z Krzyśkiem, a nie z wszystkimi matołami.

- Chyba z Marcinem, a nie ze mną – rzuciłam ciszej, bo przylazł Dawid.

- Nic się nie martw, Prędki – podsumował Kamil. – Twoją siostrę też zaprosiliśmy!

No i pięknie! To mnie uszczęśliwili koledzy. Pierwszy wieczór we własnym ciele spędzę z bratem i wszystkimi matołami!


[Marcin]

Aż sam się dziwiłem, czemu tak bardzo się stresowałem tym skokiem w serii próbnej. Przecież to zwykłe zawody drużynowe – powtarzałem sobie, co chwila, ale to niewiele pomagało. Mina Grzegorza, który przybijał mi piątkę po rozgrzewce wcale nie sprawiła, że miałem się lepiej. Trener starał się mnie wspierać, jak potrafił, ale nie umiał ukryć zdenerwowania. Coś czuję, że on nie do końca w ten mój powrót wierzy. No bo dobra – ile po kontuzji oddałem dobrych skoków? Dwa? A może jeden. Na sto. Super powtarzalność. Więc kto wyliczy, jaki jest procent szansy, że skoczę dobrze w czasie zawodów? A jak się do tego dołączy fakt, że właśnie się ważą losy kto jedzie do Soczi, a kto nie – to jeszcze się ktoś dziwi, że byłem zdenerwowany?

Raz, dwa, trzy… Łukasz machnął chorągiewką i pojechałem. To tylko trening, Marcin, mówiłem do siebie jak nienormalny, a potem poczułem próg w piętach i wiedziałem, że pozamiatane. Skok spóźniony jak Klemens na matematykę! Elegancko bulę uklepałem i nawet się nie bawiłem w telemark. Kruczek mnie zabije. Grzesiek mnie zabije. Marina mnie zabije. I co kogo obchodzi, że ja wcale nie chciałem?


[Marina]

- I to by było na tyle na temat powrotu Prędkiego – wyrwało się cicho Stefanowi, a gdy spojrzałam na Kamila, widziałam tylko zaciśnięta szczękę.

No bo wiecie co? Mój brat mnie ośmieszył teraz. Znaczy siebie. Znaczy mnie! No wiecie o co chodzi! Nawet Skrobot wyszedł z hangaru z krótkofalówką, jakby nie dowierzając w słowa, które dało się słyszeć przez urządzenie.

- Serio to był Prędki?! – spytał w stronę obecnych koło mnie kolegów, a ja sama od niechcenia kiwnęłam tą moją dużą puchatą czapą.

No bez jaj! Ledwo odzyskałam własną osobowość, a mój brat sobie w kulki leci? I nawet jego smutne spojrzenie w niczym mu nie pomogło. No bo to są jaja. Sama zeszłam do niego na parking, z daleka machając rękami.

- Ty lepiej wsiadaj z powrotem i zacznij skakać jak przed kontuzją albo naprawdę osobiście cię ukatrupię! – odpowiedziałam spokojnie, klepiąc go jednak mocniej po ramieniu.

- To nie takie proste. Muszę się wyskakać – dodał na swoją obronę mój bliźniak.

Nagle nie wiedzieć czemu Marcelina i Ewa chwyciły mnie pod pachy, zaś chłopaki to samo uczynili z Marcinem. Nie wyrywałam się, aczkolwiek nie podobało mi się, że odciągają nas w siną dal od sztabu. Gdy ukryliśmy się nieco ciut wyżej, między obcymi hangarami, gdzie nikt nie rozumiał polskiego, Stoch i Hula założyli ręce, lustrując mojego brata z dołu do góry. A po chwili przyleciał zasapany Sobczyk.

- Mówiłeś, że dobrze skaczesz! – powiedział Stefan do Marcina, a ja to uszom nie wierzyłam, bo co oni się tak nagle kolegowali?

- Ale Kamil, Stefan ja naprawdę codziennie po dwadzieścia skoków oddawałem. Raz mi szło dobrze, raz źle. Sam nie wiem co się dzieje, gdybym raz jeszcze skoczył z pewnością byłby to daleki skok.

- Jak tak skoczysz w konkursie, to wiesz, co to znaczy? Że z własnej nieprzymuszonej woli wywołasz największą sportową sensację. A to ostatnia rzecz jakiej nam trzeba przed wyjazdem do Soczi! – wtrącił się Sobczyk.

- Grzesiek ma rację – przytaknął mu Kamil.

Marcin stał z wielkim przerażeniem w oczach, jakby słowa docierały do niego stopniowo, a ja choć wyciszałam mój chytry głosik wiedziałam już z góry na co się zanosi. Czas dla brata działał na niekorzyść, poza tym nie można ot tak gubić formy przed Igrzyskami jak jeszcze tydzień temu wygrało się pierwsze zawody w lotach, prawda? Spojrzałam w niebo i miałam ochotę siarczyście zakląć. Bo za jakie grzechy ja ciągle mam pod górkę? I znowu omijać Krzysia najdalej jak się tylko da chociaż wciąż blisko jego osoby?

- Macie w busie moje ciuchy? – wymknęło mi się, tupiąc z nogi na nogę po asfalcie, zaś starsi koledzy odwrócili się jakby doznając olśnienia, że ja tu jestem.

- Nie, Mania! Ty już wystarczająco dużo zrobiłaś dla brata – wtrącił się Stefan, kiedy w między nas weszła uśmiechnięta Ewa.

- Ja mam pomysł.

Otaczając się w kółko prychnęłam tylko cicho pod nosem, zaś Hula ze Stochem próbowali zdusić w siebie śmiech, który próbował im się wyrwać z gardła. Między przerwami wśród damskich głosów jakie dyktowały Ewa z Marceliną dało się usłyszeć spanikowane pytanie brata.

- Ale tylko do końca zawodów, tak?


[Marcin]

No i mnie pokarało! Dziewczyny stwierdziły, że muszę odkupić wszelkie winy, więc skończyło się na tym, że przez cały konkurs siedziałem z naburmuszoną miną w damskim przebraniu z babami. Przecież ciuszki za ciasne, spodnie niewygodne i jeszcze mi kazali spod czapy monstrum uśmiechać niczym słodka idiotka do kolegów, którzy mi machają myśląc, że jestem siostrą Prędkiego. Znaczy się moją! Super. I może bym jakoś to przeżył, gdyby nie fakt, że Kamil i Stefan to na żywca polewkę mieli z mojej osoby.

A w przerwie przylazł Kot. Głupek nie skacze w konkursie, to chyba pomyślał, że to odpowiedni moment, żeby zarywać do mojej siostry. Stał więc chwilę i gapił się na mnie jak kretyn, a potem polazł i zaczął pisać do mnie przez Facebooka. I jak ja miałem wytrzymać? Austriacy stali na balkonie i szeptali coś między sobą bez krztyny zawstydzenia, oblepiając mnie swoim wzrokiem i uśmiechając się zalotnie pod nosem. Szczególnie ich największa gwiazda – Gregor! I te głupawe spojrzenia w moją stronę jakbym stanowił łakomy kąsek dla nich! Albo zaciekawieni kogo to widzą. No bo co? Na oczy nie widzieli mojej siostry? Żona Kamila pochyliła się w moją stronę i z uśmiechem dodała mi wsparcia.

- Ale ty masz, Mania, branie.– szepnęła, puszczając mi oko. – Się wieczorem od kawalerów nie oderwiesz.

O nie! Już ja pozwolę by Ci wszyscy starsi i młodsi startowali do mojej siostry. Po moim trupie, panowie! Nawet kieliszka nie tknę (to nic, że osiemnastkę się ma raz w życiu), bo zamierzam mojej drugiej połówki rodzeństwa strzec jak oka w głowie! Nikt mi tu nie wystartuje do niej dopóki nie uznam, że mi ten typ odpowiada. Ot, co!


[Piotrek]

Od rana się szykowała komedia doskonała. Marina przebrana za Marcin, Marcin za Marinę! Takie jaja. Myślałem że umrę ze śmiechu, a najgorsze, że nie mogłem się z Maciusiem pośmiać, ani z nikim, bo tajemnica to tajemnica. Najbardziej byłem ciekawy kto będzie kim na imprezie urodzinowej. Bo pamiętacie? Prędcy kończyli osiemnaście lat!

Przyszliśmy punktualnie, bo moja Justynka zawsze mówiła, że spóźniać się jest bardzo nieładnie. Usiedliśmy ze Stefanem i Marcysią, a po chwili przyszedł Prędki. Tylko to ona czy on? Wpatrywałem się chwilkę, marszcząc brwi, ale łba bym se uciąć nie dał za nic. Chyba każdy był sobą na imprezie urodzinowej, ale kto ich wie? Stefan się coś pośmiał, bo chyba nic nie zauważył. No ale przecież, jak ktoś historii nie zna, to w życiu mu na myśl nic takiego nie wpadnie! No nie? No i wtedy przyszedł Maniek.

- Musimy pogadać – powiedział poważnie, a ja oczami przewróciłem, bo ten to zawsze ma jakieś problemy. A już prawie się zdecydowałem! Przeprosiłem żonę i odszedłem z moim kolegą-utrapieniem na bok.

- Co znów? – rzuciłem cicho.

- Ona to on.

- Co? – zapytałem, bo chyba nie zrozumiałem, o co mu chodzi.

- A on to ona – dodał Maciek, jak gdyby nigdy nic.

- Co ty mi tak szyframi gadasz? – upomniałem kolegę, bo nie miałem zamiaru sterczeć z nim w tym kącie do końca imprezy. Szczególnie, że zaraz miał być tort.

- No Marina i Marcin – wyjaśnił takim tonem, jakbym był głupi czy co. – Oni się zamieniają. Wiem na pewno. Jak w filmie.

- A skąd!

- Sprawdziłem, pogadałem, wyjaśniłem, poszperałem w internecie – dodał wielce dumny z siebie. – I odgadłem zagadkę!

No pięknie! A więc wie. No nie! Przecież zaraz wypapla w jakimś wywiadzie! Jeszcze tego brakuje przed Soczi! Pomyślałem, że muszę lecieć Mańkę ostrzec, tylko nie wiedziałem, która czy który to jest.

- Tylko ani mru mru!


[Marina]

Podobno Kot już wie! Piotrek się zarzekał, że ani słowem się nie wysypał, ale nie byłam pewna czy mu wierzyć czy nie. Marcin się nie przejął specjalnie, ale już się przyzwyczaiłam, że temu to wszystko jedno – łącznie z tym jak skacze. A ja, zamiast się cieszyć urodzinami i tym, że przez chwilę mogę być we własnej osobie, to siedziałam sama przy barze i rozmyślałam, co z tego wyniknie. Brat ciamajda skakał tak fatalnie, że aż oczy mnie bolały i sama postanowiłam, że zostanę nim dalej. Nie po to się starałam przez pół sezonu, żeby ten wrócił i robił ze mnie idiotę. A teraz siedział z chłopakami i odstawiał mi (a w sumie o sobie) wieś na całego! I jak ja miałam z nim wytrzymać? To mój rodzony brat? Wolałam nie słuchać, co on gadał, bo tylko sobie nerwy psułam, a tutaj miałam spokój. A poza tym z baru był dobry widok na drzwi wejściowe.

Bo Krzysia dalej nie było. I trochę się tym zaczęłam stresować. Bardziej niż skokami, nieudanym bratem i gadatliwym Kotem, który miał za dużo informacji. I nawet się nie cieszyłam wcale, że mam ładny kobiecy makijaż, usta pomalowane szminką Ewki i idealne paznokcie. Bo co mi z tego, jeśli Krzysiu nie przyjdzie? Nic!

A kiedy myślałam, że gorzej już być nie może, przysiadł się Gregor.

- Cześć Mania – szepnął tym swoim chrypliwym niemieckim z trudem dukając moje imię. I walnął do tego firmowy uśmiech. – Czyli dzisiaj już mogę postawić ci drinka?

A potem nie zapytał, tylko kupił mi jakieś paskudztwo, a kultura osobista kazała mi je w jego towarzystwie wypić. Rozmyślałyście kiedyś, ile może trwać 15 minut? Bo ja się czułam jakby minęło ze dwie godziny! Nie mogłam przecież wyżłopać zbyt szybko, bo jeszcze brakowało, żeby mnie upił i uprowadził. Więc siedziałam przy nim, odpowiadając słowem od czasu do czasu, bo w końcu byłam gospodynią imprezy i nie wypadało zlewać gości, a ten gadał i gadał. I gadał, i gadał, i gadał. Dwa razy Kamil przechodził! Myślałam, że oko mi wypadnie od mrugania, a ten nic! Zero reakcji! Stefan, gdy szedł do kibla, to nawet coś tam do nas powiedział, myślałam, że się połapie o co chodzi i coś wymyśli, ale nic. Takich to mam domyślnych kolegów. Później szedł Kot.

- Maciek! – zawołałam chwytając się go jak brzytwy. Po raz kolejny odsunęłam się od Gregora, który od czasu do czasu próbował się przybliżyć. – Pamiętam, że obiecałam z tobą zatańczyć.

Uśmiechnął się szeroko, ale nie zrobił nic! Taki domyślny! Geniusz! I tak to na Kocie polegaj! Polazł sobie i zostawił mnie na pastwę Gregora, który już zdążył zamówić mi drugi drink. A ci co? Żaden się o mnie nie martwi? Ani brat, ani trener? Ani nikt? Tymczasem Gregory już mi opowiada o swoim chomiku, co ma na imię Alex i ostatnio był chory. Ja to chyba jestem z innej bajki, bo kto w tych czasach wyrywa laski na chomika? Już lepszy był Titus i jego krokodyl. Albo Didl i świnia. No bo dajcie spokój… Co mnie obchodzi jego chomik?


[Krzysiek B.]

No to się popisałem. Północ dochodziła, a ja zamiast być na imprezie Mariny i Marcina, stałem jak głupek i próbowałem złapać stopa. Zachciało mi się jechać na zadupie! Ale moja wina, że koledzy kochani mnie nie uprzedzili? Przecież mogłem prezent wcześniej kupić! A tak się dowiedziałem w czasie konkursu i w trymiga poleciałem na zakupy. Nic nie było w Zakopanem, to mnie Kuba Wolny namówił na wyprawę do Nowego Targu. I ja głupi posłuchałem. Sobota wieczór, ostatni autobus nie przyjechał, następnych nie ma, a wszystkie pajace już toast wypiły i żadnej po mnie nie przyjdzie.

Jeden samochód mnie podwiózł do Szaflar i to by było na tyle. Z nerwów i nudów ruszyłem na piechotę, ale to prawie 13 kilometrów. Jeszcze po śniegu... Po dwóch się czułem, jakbym miał zaraz umrzeć i wtedy dostałem wiadomość od Mańki: „Przyjdź i mnie raaatuj!”. Mało co nie zemdlałem! Próbowałem zadzwonić do któregoś z chłopaków, ale bateria wieczna nie jest, więc padł mi telefon. Z desperacji prawie się rzuciłem pod ciężarówkę, bo to była ostatnia deska ratunku. Samochód się na szczęście zatrzymał i jakiś wąsaty grubas zgodził się mnie podwieźć kolejne kilka kilometrów. Na szczęście uprosiłem pana Wieśka – bo tak kierowca miał na imię – żeby zajechał do samego Zakopanego. Obiecałem, że dedykuję mu następne zwycięstwo w Pucharze Świata.

- Panie Krzysiu! Ale pan nie zapomni? – upewniał się jeszcze, gdy wychodziłem. – Nieważne czy jutro czy za 5 lat! Pana Wieśka pan pozdrowi z telewizora?

- Umowa! – zapewniłem.

To teraz nie mam wyjścia. Będę musiał jeszcze coś wygrać.

Ruszyłem biegiem w stronę klubu i wpadłem do środka, cały zmachany i mokry od padającego śniegu, szukając wzrokiem Mariny. Głośna muzyka i kolorowe światła wcale mi nie ułatwiały sprawy. Słuchać, że Kamil ze Stefkiem wybierali repertuar. Jak zaczęło lecieć kolejne łubu dubu, to byłem już pewny, że jeszcze im Piotrek pomagał.

- Gdzie Marina? – zapytałem Kota, który jako pierwszy mi się zaplątał pod nogami. Nie dało się ukryć, że nie był pierwszej świeżości.

- Marina-Marina czy Marina-Marcin? – zapytał, kręcąc brwiami. Wyglądał, jakby był w trackie głębszego procesu myślowego, więc machnąłem ręką i zacząłem szukać dalej.

Jest! Siedziała przy barze, a nad nią sterczał Schlierenzauer! Odetchnąłem z ulgą, że jest cała i zdrowa, ale po chwili przypomniałem sobie treść smsa. Co ten się jej tak przyczepił! Kiedy zobaczyłem, że ten się bliżej nachyla do niej, a Mańka się odsuwa tak, że mało z krzesła nie spadnie, to uznałem, że nie mogę tego tak zostawić. Podszedłem więc i dałem mu w nos tak, że wylądował na podłodze telemarkiem.

- Krzysiu, jak ja cię kocham! – jęknęła Marina, ale ja nie nawet zdziwić się nie zdążyłem, bo zachwiała się mocno i ledwo ją złapałem. No ładnie. Nie ma jak udane pierwsze spotkanie. Szkoda tylko, że ona nic nie będzie pamiętać.


[Grzesiek]

Dwoje Prędkich to za dużo dla mojej głowy. Oszaleć można! Co ja z nimi mam? Najpierw oczami świeciłem do Alexa, który znowu przyleciał z pretensjami, że nasi pobili Gregora, a potem musiałem słuchać narzekań Łukasza, bo niby moja wina, że pozwoliłem dzieciakom urodziny świętować, a oni coś zmalowali. A przecież dzisiaj konkurs. I kwalifikacje olimpijskie rozdajemy.

Chłopcy wszyscy byli grzeczni. Kulturalnie się bawili i spać poszli o czasie. Marcin też. Tylko z Mariną jak zwykle problemy. Ledwo się dowlekła na śniadanie i ciekawe jak ma zamiar w parę godzin się zamienić w świetnie skaczącego brata!

Biegun twierdził, że po prostu jest zmęczona. Akurat.

- Niech się trener nie złości. Przecież to my będziemy skakać – tłumaczył ją Krzysio, ale mój nos intuicyjnie przeczuwał, co zmalowała. Cała ona! – A Marcin gotowy!

Pokiwałem głową, bo co miałem rzec? Przecież nie mogłem się przyznać, że ona to on, a może on to ona – już sam się gubiłem co i jak. Cóż, po moim trupie Marcin za Marinę będzie jako Marcin skakał. Zostało mi jedynie przekonać Łukasza, że Prędki znowu ma problemy żołądkowe i dzisiaj nie wystartuje. Więc albo się zgodzi Kruczek wziąć go do Soczi na piękne oczy, albo nie.

Czy ja chociaż raz w życiu będę mógł spokojnie usiąść przy stole i zjeść śniadanie?
--
Hej! 
Jesteśmy! Nie zapomniałyśmy i nie porzuciłyśmy tej historii. Wracamy, żeby ją skończyć - i zdradzimy, że już bardzo niewiele brakuje. Baaaardzo niewiele. 
A więc przyszedł moment, że dowiemy się kto pojedzie do Soczi. I czy afera się wyda czy nie.
To co? Jak obstawiacie epilog? 
Aria

Hej, ho!
Jesteśmy! Sklerozy nie mamy, wpisy widziałyśmy i naprawdę kłaniamy się nisko w pas za Waszą anielską cierpliwość!
No właśnie! Jakie obstawy na epilog macie? :D
Megi

A propos epilogów - zapraszam na PRZEDOSTATNI ODCINEK Złośliwca - tutaj!


 

19 komentarzy:

  1. Jej doczekałam się rozdziału;)
    Lece czytać;D
    AriaMet;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam ten rozdział;)
      No i sie porobiło Marcin nie umie skakać a Marina z niedowierzania chce za niego skakac
      Krzysiu bohater!!! A co ten Gregor? Łbem o bule jebnął czy co?
      Czekam na nyny
      Buźka
      AriaMet;)

      Usuń
    2. My też się cieszymy, że w końcu się udało napisać :) Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. No ile można było czekać? Wisła miała być a tu lipa po Wiśle zdjęcia i wspomnienia zostały sezon zimowy za pasem a tu dopiero rozdział jest. No ale dobra wybaczam znowu bo się uśmiałam (znowu) i czekam na następny mam nadzieję że szybciej niż zima przyjdzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny będzie szybko, bo epilog już mamy prawie gotowy.

      Usuń
  3. A co z tohether tam the rest ??

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam wielka nadzieję że wiedzieć będą tylko ci, co powinni, a reszta... Będzie żyć w nieświadomości do końca życia :D
    Czuję że ta końcówka będzie emocjonująca ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Takich rzeczy to ja się nie spodziewałam.
    Zszokowało mnie. Zamurowało itp. itd.

    Kot się domyślił. A oznacza to jedną wielką niespodziankę, bo to jest Kot.
    Aż nie wiem co napisać.

    Biedny Krzysiu. Tyle czekał na spotkanie z Manią a tu Schlierenzauer ją upił.
    I znowu go pobili. Znaczy się Gregora. I bardzo dobrze. Nie wiem za co ale bardzo dobrze, że go pobili. Jestem z nich dumna i biję im brawo.

    Mania tyle czekała, żeby znowu być na sobą, a tu okazuje się, że brat łajza skakać nie potrafi. I sama z własnej dobrowolnej, niewymuszonej woli-może sytuacja wymusiła, ale to się nie liczy- zgodziła się skakać jako Marcin. Co nasz bardzo cieszy. Czekała, aż któryś jej pomoże,a tu dopiero Krzysiu jej pomógł jak już było za późno, bo Gregor ją upił.
    I jak nasza Mania będzie skakać w konkursie?! A co najgorsze nie będzie pamiętać pierwszego spotkania z Krzysiem. A tyle czekała na to spotkanie. I on także czekał. A przez takiego Schlierenzauera, który postanowił upić Manię i nudzić ją historią o chomiku Alexie, Mania nie pamięta, że Krzysiu wybawił ją od wariata Schlierenzauera.
    Najbardziej rozłożył mnie kierowca ciężarówki Wiesiek. Też bym chciała, żeby taki o Krzysiu Biegun zadedykował mi swoje zwycięstwo w Pucharze Świata. Mam taką nadzieję, ale jak to mówią, nadzieja matką głupich, a przecież każda matka kocha swoje dzieci. I pozostaje nadzieja, że matka-nadzieja jednak mnie jakoś tam kocha. I może kiedyś jakiś skoczek -niekoniecznie Krzysiu- zadedykuje mi swoje zwycięstwo. Ale marne szanse. Ale nigdy nie mówi się nigdy jak bardzo sytuacja byłaby beznadziejna i głupia.

    Jak to jest bardzo blisko o epilogu?! Ja mówię: NIE! NIE! NIE!
    Trzy razy nie. Piszecie dalej. Albo możecie skończyć jak Mania i Krzysiu wezmą ślub, będą mieli gromadkę dzieci, będą siedzieć pod drzewem w wieku osiemdziesięciu kilku lat i będą opowiadać tą jakże barwną historię swoim wnukom. Taki epilog sprosta moim wyobrażeniom.
    No dobra żartuję. Jak nikt nie umrze będzie najlepiej. Jak kogoś zabijecie to Was znajdę i powieszę na najbliższym, najwyższym drzewie-chociaż nie wiem jak z Wami wejdę na to drzewo, gdyż 158 cm mi tego na 10000000% nie ułatwi.
    Troszkę się rozpisałam. To chyba będzie mój najdłuższy komentarz u Was.
    Do mojej świadomości jeszcze nie doszło, że jesteśmy już bardzo, bardzo blisko końca.
    Co mnie strasznie smuci. A w między czasie jak długo nie było rozdziału to przeczytałam WSZYSTKO z pięć razy. I stwierdziłam, że Mania zmienia swoje nastawienie co do skoków, chłopaków z drużyny. Stefek jak zawsze kochany, nie pomógł Manii. A Maciek pajac wredny nie pomógł jej. Jak on tak mógł?! Chociaż z drugiej strony to Maciej Kot jego wredna postawa nie powinna nikogo dziwić.
    Zapomniałam wspomnieć o Marcina jako Manii. Tyle co on adoratorów miał to, aż głowa mała.
    Ciekawe czy ten debil Schlierenzauer zorientował się, że to był Marcin, a nie Mania. Ale kto tam go wie. I bardzo dobrze, że dziewczyny wymyśliły, że skoro Marina przebiera się za Marcina to Marcin równie dobrze może przebrać się za siostrę. Ten pomysł był iście geniuszowski.

    A, zapomniałabym o najważniejszym. Rozdział jak zwykle cudowny, genialny itd.
    Aż mi określeń brakuje. Serio.

    Pozdrawiam oraz życzę duuuuuuużo weny

    GosiaczeK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za piękny komentarz :) Też się zgadzamy, że dobrze tak Marcinowi. Niech się trochę pomęczy za te wszystkie cierpienia, które musiała znosić Mania. Tylko ciekawe czy trudniej być dziewczynie chłopakiem czy chłopakowi dziewczyną?

      Pozdrawiamy Cię obie ;)

      Usuń
  6. Nawet sobie nie wyobrażacie jak się stęskniłam!

    Ten rozdział był naprawdę niezwykły! Mania jako Marcin - ok, do tego zdążyłam się przyzwyczaić, ale Marcin jako Marina to nowość. I zdecydowanie jestem na niego zła, bo przecież miał postanowienie, że będzie odganiał chłopaków od siostry, a tu się pojawił taki Gregor i nic! Co gorsze - i nikt nic! Ani Marcin, ani Stefcio, ani Kot (choć po nim można się było tego spodziewać).... Na szczęście pojawił się jej rycerz w lśniącej zbroi, książę na białym koniu, czy jak kto woli - Krzysiu. Zdecydowanie..., ta relacja musi mieć happy end. Innego wyjścia nawet nie chcę przyjąć do wiadomości!

    Epilogowi jak na razie jestem przeciwna. Przecież jeszcze tyle się może wydarzyć! W końcu wasza wena i kreatywność już nie raz udowodniły, że byłybyście w stanie napisać drugie tyle. Jednak, jeśli uważacie, że historia powinna się skończyć, to mi pozostaje się z tym pogodzić.

    Pozdrawiam, życzę weny i do rychłego zobaczenia, mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak szczerze to głupio mi się przyznać do tego, że jestem z wami od samego początku a ani raz się nie odezwałam, przepraszam bardzo, mam nadzieję, że wybaczycie.
    A jak już w końcu się odezwałam to wypada coś napisać, w ogóle dać coś od siebie.
    Może tak na początek coś o mnie:
    -zainspirowałyście mnie do pisania bloga, dzięki wam z dumą prowadzę już kolejny (http://opowiadaniealutka.blogspot.com/).
    To opowiadanie jest niesamowite, widać ile wkładacie w nie serca. Po prostu brak mi słów a co najlepsze nie jestem najlepsza w tym, aby coś chwalić, po prostu dla mnie jest świetne i tyle nic więcej, nic dodać nic ująć.
    Zapraszam także na mojego bloga.

    Pozdrawiam Alutka :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Obstawiam, że Prędki ( a raczej Prędka) się dostanie do Soczi, a sprawa się rypnie ;) Zobaczymy.
    Fajnie, że wróciłyście :D Trochę smutno, że kończycie, ale i tak nie moge się doczekać :)
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej, co to ma być, że wszystko kończycie, co?
    Nie życzę sobie zakończenia historii Mariny chyba jeszcze bardziej niż Dejviego. A zresztą sama już nie wiem, kogo bardziej. Wiem natomiast, że wciąż oczekuję na prawdziwą randkę prawdziwej Mariny z Krzysiem. Choć nie powiem, danie w dziób Gregorowi to dobry pierwszy krok :D
    Nie dziwię się Marinie, że się irytuje nieziemsko, jak jej własny brat partoli jej świetną robotę. Kij z tym, że nikt (znaczy zawartość tego słówka 'nikt' systematycznie się kurczy) nie wie, że to ona. I w ogóle myślałam, że padnę, jak Marcin w roli Mariny oglądał sobie zawody, dzielnie odpierając zalotne spojrzenia Schlieriego i spółki. Rany boskie. Cuda na kiju.
    Ja czuję, że sprawa się rypnie przez Kota. Bo ta sierota jedna to przecież nie jest w stanie utrzymać języka za zębami, ot co.
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, że dopiero teraz, ale liceum pochłania mi naprawdę sporo czasu :/ Dopiero dzięki chorobie czas znalazłam :P
    Oczywiście jak zawsze jest genialnie *.*
    Akcja z Gregorem przeboska! :D
    Krzysiu wybawiciel! XD
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  11. zamierzacie w końcu coś dodać? czekamy i czekamy :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy coś się pojawi? Nie mogę się doczekać :-)

    OdpowiedzUsuń