sobota, 11 stycznia 2014

1. Chłopak na opak



[Stefan]

Dzień przed wyjazdem do Klingenthal Łukasz postanowił zrobić nam trening. Wypoczęty, wstałem półtorej godziny wcześniej, zjadłem lekkie śniadanie, ogoliłem się jak trzeba, żeby schludnie wyglądać, umyłem zęby, spakowałem manatki i wsiadłem do samochodu, a przez całą drogę w duchu dziękowałem Kruczkowi, że wybrał właśnie moją osobę bym był obecny na zajęciach. Zaparkowałem kawałek dalej niż zwykle, po drugiej stronie miasta, a potem w ramach rozgrzewki postanowiłem przebiec się do hali, gdzie miałem spotkać moich kolegów. Mroźne powietrze w górskim mieście sprawiało, że czułem się orzeźwiony i gotowy do pracy i nowych wyzwań. Ciekaw byłem ćwiczeń, tego co trener kochany miał nam do powiedzenia przed zawodami, no i oczywiście, co głupiego i niepoważnego wymyślą moi kochani koledzy. Przed halą byłem pierwszy, toteż przebrałem się w szatni, próbując jeszcze rozgryźć trenera, bo przecież byłem pewny, że nie jest mną zainteresowany, że na pierwsze zawody nie pojadę, a tu wczoraj telefon do mnie i komenda, że mam się stawić na dziewiątą rano. Więc się zjawiłem punktualnie, żeby się przypadkiem nie rozmyślił.

Spojrzałem na zegarek i zauważyłem, że było już za dziesięć dziewiąta, a jak nikogo nie było poza mną tak nie było. Cicho sza. Zerknąłem na telefon, by sprawdzić dla pewności wiadomość tekstową z poprzedniego dnia i trzy razy uważnie przeczytałem. Napisane jak byk. Dziewiąta rano. Ja tu prawie już przygotowany, żeby mu się pokazać, że mi zależy, przebrany, gotowy, rozgrzany do ćwiczeń, a oprócz mnie ani jednej żywej duszy. Spojrzałem ponownie na zegarek, gdy wybiła godzina 9.00. A ja byłem nadal sam jak palec.

- Co jest grane? – zacząłem już rozmawiać sam ze sobą, spacerując po szatni, więc gdybyście mnie zobaczyli, to pomyślelibyście, że już Stefciowi zupełnie odbiło. Zdecydowałem, że spokojnie poczekam jeszcze studenckie 15 minut, bo niektórzy uwielbiają się spóźniać. 

Krążyłem tam i z powrotem, jak to ciele majowe i już panika zaczynała mnie atakować, i naprawdę gotów byłem dzwonić do Kamila, by się go spytać, że może treningi gdzie indziej, tylko ja o niczym nic nie wiem? Kątem oka popatrzyłem na zegar ścienny i zauważyłem, że zbliżało się już piętnaście po, a ja dalej byłem całkiem…

Nie zdążyłem nic więcej pomyśleć, bo drzwi się szeroko otworzyły i moim oczom ukazał się nie kto inny tylko Kot. I żeby nie było, że jakiś zwykły kot. Nie kot, a Kot. Maciej Kot. No, ale przecież wszyscy go tutaj znają, więc tłumaczyć dokładnie nikomu nie muszę. Wlazł sobie, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby się wcale nie spóźnił dwadzieścia minut na trening. Ciekawe od kiedy takie zwyczaje. Raptem parę miesięcy mnie nie było w kadrze A. Wlazł i się uśmiechnął się głupio, więc wziąłem głęboki oddech i rzuciłem do kolegi zniecierpliwiony:

- No w końcu! Już myślałem, że olaliście zajęcia. Czekam i czekam, a was nie ma – powiedziałem do niego z wyrzutem. 

- Ale czym ty się tak denerwujesz Stefan? – Maciej zmierzył mnie spojrzeniem pełnym całkowitego zaskoczenia. – Wrzuć na luz. Przecież trener wyraźnie mówił, że najpóźniej o 9.30 mamy być wszyscy.

- Wszyscy? – spytałem tępo i tylko czułem jak znów fala gorąca mnie uderza.

To ja wstaję specjalnie wcześniej, robię sobie rozgrzewający jogging, a ten mi chce wcisnąć kit, że Kruczek tak powiedział jak sam z nim osobiście wczoraj rozmawiałem i słyszałem, co mówił! No chyba, że go przekupili, że jak przesunie o parę minut to wszyscy będą pięknie ćwiczyć. I oto właśnie widać, komu tak naprawdę zależy na skakaniu! Z zamyślenia znowu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi przez które wkroczył Łukasz. Uśmiechnął się do nas, a na widok Kota uniósł wysoko brwi. Nic dziwnego, mnie też zaskoczyło, że Maciej jak pierwszy przodownik pracy się zjawił, najmniej ze wszystkich spóźniony. Oczywiście nie licząc mnie, ale to już inna historia. 

- Gdzie wszyscy? – zapytał trener i spojrzał na mnie, jakbym ja znał odpowiedzi na wszystkie pytania wszechświata. I jakby się sam nie spóźnił właśnie pół godziny. A poza tym chciałbym nieśmiało zauważyć, że ja to w ostatniej chwili zostałem dokooptowany i skąd miałem wiedzieć, co wyrabia reszta towarzystwa? Więc wzruszyłem ramionami i posłałem pytające spojrzenie w stronę Kota. 

- He, he, he… – usłyszeliśmy nagle i nic by dziwnego nie było, gdyby nie to, że dźwięki te się wydobywały ze schowka na sprzęt. A potem tylko głośne: BUCH! i zaraz zdenerwowany głos: – Kurde, Kubacki! 

I znowu BUCH, TRACH i BĘC, BĘC a zaraz potem jakieś taki przeraźliwy łomot, drzwi od schowka trzasnęły i u stóp szkoleniowca kadry narodowej wylądowała reszta powołanej reprezentacji. Tyle, że nie telemarkiem, a na brzuchu na posadzce jeden na drugim: Ziobro, Biegun, Żyła i Kubacki. Unieśli zaraz głowy z niewinnymi minami, a widząc wzrok trenera ustawili się rzędem od najwyższego do najniższego.

- Myśmy tylko chcieli sprawdzić czy się da wchodzić oknem – odezwał się w końcu Żyła. – Żeby w razie czego była droga ewakuacyjna. 

Kruczek tylko przewrócił oczami, a zaraz potem wyjął swój trenerski notatnik i kazał wszystkim iść się szykować. Tylko ja, jeden porządny i do zajęć na czas przygotowany, stałem przy ścianie, zerkając co chwila na wyświetlacz, bo czekałem, aż Stoch łaskawie odpowie w końcu na przynajmniej jednego z dwudziestu ośmiu SMSów, które mu wysłałem. Bo wyobrażacie sobie? Dziesiąta się zbliżała, a mistrza świata na treningu jeszcze nie było!

- Nawet Maciuś jest, a Kamila jeszcze nie ma – Pietrek oczywiście nie omieszkał zauważyć i zaraz naskarżyć trenerowi, żeby sobie przypadkiem o spóźnieniu Stocha nie zapomniał.

- Co znaczy nawet? – oburzył się Kot. I pewnie zaczęłaby się awantura, ale wtedy wpadł Stoch, zły jak osa, rzucił krótkie Cześć do nas i zaraz się zaczął tłumaczyć ze spóźnienia.

- Czterdzieści minut czekałem! Dziesięć razy dzwoniłem i dopiero za jedenastym razem szanowny pan Sobczyk w końcu odebrał i mówi, że bardzo przeprasza nas wszystkich i trenera, ale zaspał – ogłosił Stoch i spojrzał na nas po kolei, jakby szukając zrozumienia w oburzeniu. Bo trzeba dodać dla wytłumaczenia, że jak jest trening w Zakopanem, to Kamil zwykle po drodze zabiera ze sobą asystenta trenera i jak się właśnie okazało, całkiem słusznie, bo dzięki niemu Sobczyk był zwykle na czas. 

- To kiedy będzie? – zapytał Łukasz.

- Nie będzie! Bo zaspał u jakiejś ciotki w Krakowie! Jak był wczoraj w odwiedzinach!

- No nic, robimy trening bez niego – zarządził nasz szef i kierownik całego zgromadzenia. Więc poszliśmy na salę, ciągle między sobą komentując występki zastępcy trenera. Zrobiliśmy krótką rozgrzewkę, ja to już chyba trzecią dzisiejszego dnia. Obecni członkowie sztabu ustawili sprzęt i już mieliśmy zaczynać ćwiczenia, gdy naszą uwagę zwróciła mina trenera, która po raz kolejny tego dnia przybrała surowy wyraz. Swoją drogą muszę Wam zdradzić, że taka wściekła mina trenera, to jest bardziej zabawna niż groźna, no ale my z chłopakami zawsze udajemy, że się boimy. Żeby nie było.

- Hola, hola! Ktoś wie dlaczego nie ma z nami Prędkiego?


[Marina]

Próbowałyście kiedykolwiek udawać mężczyznę? Nie? To wam mówię, że nie ma trudniejszej rzeczy. No bo weź tu udawaj, że bujasz się jak oni. Znaczy się kołyszesz tymi ramionami, jak wstawiona sosna, gdy dobrze ją halny przewieje. Albo golenie sobie twarzy! Oczywiście musiałam wytrenować tę durną i w moim przypadku (co zrozumiałe) zupełnie bezużyteczną czynność, ale gdyby któryś z chłopaków usłyszał, że ja w wieku blisko lat osiemnastu golić się potrzeby nie mam, to by chyba pękł ze śmiechu i bym straciła już resztki autorytetu. Znaczy się autorytetu mojego brata. Już nie mówiąc o tym, że muszę zawsze pamiętać przy wysławianiu się, że mój głos nie może być wysoki, żebym się przypadkiem nie zdradziła, że mówię jak baba. No trudno, żebym nie mówiła, skoro jestem kobietą, prawda?

Jeszcze nigdy, ale to nigdy nie czułam, że mam tak miękkie nogi. Wysiadałam z samochodu przed lotniskiem w Balicach i nie ukrywam, że gardło miałam ściśnięte do granic możliwości. Najchętniej to bym się nic nie odzywała. Chwyciłam swoją ciężką torbę, ignorując spojrzenie Sobczyka i ruszyłam w stronę budynku. Podeszłam do kasy, gdzie z daleka ujrzałam Kruczka i ogarniały mnie wyrzuty sumienia, że tak rozsądnego i mądrego trenera muszę oszukiwać ja, dziewczyna. Lubiłam go, bo choć wielkim skoczkiem nie był i niewiele zawojował w narciarskim świecie, to uwielbiałam czytać z nim wywiady i zawsze podziwiałam jego trenerski warsztat. Miał do tego facet dryg. I w sumie szkoda, że się w takich skokach marnował. Chyba bym się wycofała z tej całej awantury, gdyby nie to, że poczułam szturchnięcie od Grześka, który z uśmiechem przywitał się z Łukaszem, wyrywając mi z dłoni mój zabukowany bilet. 

- Jesteśmy! Zwarci i gotowi do działania – powiedział asystent radośnie, tylko ciekawe kto mu pozwolił mówić i w moim imieniu. Tymczasem trener Kruczek spojrzał na mnie uważnie i wyciągnął dłoń, by przywitać się ze mną, jak należy, po męsku.

- Witam, Marcinie. Słyszałem, że były jakieś małe kłopoty. Wszystko już w jak najlepszym porządku?

Chrząknęłam cicho, mając na uwadze, że zaraz będę grzmieć nie jak dziewczyna ze swoim naturalnym głosem tylko jak mój brat. I pomyśleć, że muszę wysławiać się jak on w rodzaju męskim. Że ja naprawdę dałam się wkręcić w takie przedstawienie! Proszę, jak mnie dopadniecie kiedyś gdzieś przypadkiem to nie omieszkajcie mnie zabić. Tak będzie najlepiej. 

- Witam trenerze! Małe rodzinne kłopoty, ale już wszystko rozwiązane – przywitałam się kulturalnie i zaraz zauważyłam, że wzrokiem wskazuje mi, gdzie są pozostali. 

Szczerze powiedziawszy dopiero teraz czułam co to znaczy czuć narastającą w sobie panikę. No bo jak mam podejść do chłopaków i udawać, że ich znam? Znaczy się inaczej. Mój brat tych niektórych znał bardzo dobrze jeszcze z młodzików, innych pewnie mijał na skoczni i nieśmiało się do nich uśmiechał, jak to dzieciak do starszych kolegów. Dopiero w lecie zaczął z nimi skakać jak równy z równym, chociaż on ciągle małolat. Ale cicho. Wcale nie dzieciak z niego, tylko poważny zawodnik. Jeszcze by mnie zabił, gdyby wiedział, co ja tutaj o nim Wam opowiadam. W każdym razie ja byłam zajęta swoimi sprawami i nie obchodziło mnie raczej, kto przychodzi do brata, z kim on wychodzi, jakich ma kolegów, szczególnie, że są na świecie fajniejsze dyscypliny niż skoki narciarskie. Mieliśmy swoje grono znajomych i w ogóle swoje życie, nie wtrącaliśmy się w nie swoje sprawy do momentu aż któreś nie poprosiło o pomoc. Co prawda Marcin zdążył mi zrobić małą ściągawkę, co kto lubi, czego nie znosi, czego słucha, komu kibicuje, jakie ma przezwisko i no cóż, musiał się podzielić wspomnieniami, głupimi sytuacjami i męskimi sekretami. Rozumiecie to?! Męskie sekrety. Uwierzcie, że wolałybyście nie wiedzieć. Jeszcze sobie kawę kupiłam na odwagę. Zawsze będę mieć czymś ręce zajęte. Chwyciłam głęboki oddech i ruszyłam w ich stronę, klepiąc pierwszego lepszego skoczka w bark. 

- Siema matoły! 

Każdy rzucił w moją stronę spojrzeniem i tylko czułam jak mi serce do gardła podchodzi. Bo jeśli któryś się kapnie, to ku mojej uciesze sprawa się rypnie i ja odetchnę z wielką ulgą, a genialny pan Sobczyk będzie miał problem. Ale nie! Piotrek Żyła jak gdyby nigdy nic odwzajemnił mi powitanie, klepiąc przy tym tak mocno w bark, że gdy popijałam kawę niechybnie ją wyplułam wprost na zamyślonego Kamila. Świetnie! Nie dość, że są na Prędkiego wściekli, że się z treningu ostatniego wymigał, to jeszcze początek wyjazdu idealny! Spojrzałam niepewnie na lidera kadry, ale on już wycierał swoją twarz serwetką, rzucając Pietrkowi spojrzenie godne mordu. 

- Sorry, stary – szepnęłam, a sam zainteresowany przytaknął głową, że przeprosiny przyjęte. Ale na pewno już mam dużego minusa.

Czułam się jak idiotka. Poważnie. Widziałam, jak Sobczyk mnie uważnie obserwuje. Chyba badał moje zachowanie, bo pewnie się obawiał, że któremuś pierwszemu lepszemu od razu wypaplam o naszym sekrecie. A byś się zdziwił, panie genialny! Tymczasem skoczkowie po prostu powrócili do swoich czynności, którymi swoim braterskim powitaniem ich przerwałam. Czego się miałam spodziewać? Że będziemy pluć na rękę i przybijać sobie piątkę, wymieniając się milionami mikrobakterii, a na koniec wielki niedźwiedzi skok na klatę? Pocieszając się, że mogło być gorzej zajęłam swoje miejsce i skoro sama miałam jakieś nowinki technologiczne, chwyciłam swojego Iphona i niemalże w trybie natychmiastowym moje palce zaczęły konstruować morderczą wypowiedź do mojego brata kaleki, że jak tylko go dorwę jest już trupem. 

Sam lot przespałam, a na miejscu trzeba było brać swoje bagaże i wnosić samemu do hotelu. Niby nic dziwnego, nie? Tylko że gdybym była Mariną, to zaraz by się zleciało dziesięciu rycerzy i biliby się o to, który moje klamoty wniesie na górę, a tak, to martw się Prędki sam. Jak nic braciszku, do końca świata się nie wypłacisz za moje straty moralne. Przydzielono mnie do pokoju Sobczyka, ale to nawet nie ruszyło ani trochę moich kolegów. Pewnie się jeszcze cieszyli, że nie na nich padło. Padnięta ze zmęczenia skoczyłam na łóżko i zaczęłam masować pod bluzą mój biedny, zmiażdżony pod bandażem elastycznym biust. Ze skwaszoną miną położyłam się wygodnie pod kołdrą i nie miałam ochoty ani na kolację, ani na rozmowę z kolegami mojego brata, których musiałam łgać prosto w oczy. Trudno. Niech sobie myślą, że jestem małolat i odludek. Poszłam spać.


--
Siema! Przed wami kolejny rozdział i mam cichą nadzieję, że pozwoli nam sie uśmiechnąć po przykrej nowinie jakim był wypadek Morgiego. Razem z Arią dwoiłyśmy się i troiłyśmy sprostać postawionej nam poprzeczce! Same oceńcie i do usłyszenia. Megi


Bo naprawdę nie było łatwo zacząć. Więc prosimy o wyrozumiałość. Aria F.

38 komentarzy:

  1. Wiem, że początki są trudne, ale ten początek jest serio genialny! :D
    Bardzo mi się podoba. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym udawać faceta. Zastanawia mnie jak długo Marina będzie w stanie udawać.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny ;)
    A na wypadek Morgiego nie mogę patrzeć... to jest takie straszne :(
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem początki bywają trudne, ale pierwsze koty za płoty! :D
      Cieszę się, że rozdział się podoba! Z tym udawaniem to ciekawe doświadczenie musi być ;)
      Mnie z Arią też zastanawia jak długo przyjdzie jej udawać brata...
      Co do Morgiego wszyscy trzymamy za niego kciuki by jak najszybciej powrócił do zdrowia! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ahaha Marina Marcinem:) No nieźle ciekawe kto ją zdemaskuje. I pan Sobczyk zamieszany w sprawę...no ciekawie... czekam z niecierpliwością jak to się rozwinie:)

    A Morgi biedny ma pecha... miesiąc nie minął i znów wypadek i to taki okropny... oby się szybko z tego pozbierał :( :)

    Pozdrawiam fanka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, pan Sobczyk tutaj ma sporo do gadania w tej całej aferze xD
      Wątki będą się stopniowo wyjaśniać, czemu, dlaczego, jak długo. W zależności od naszej weny :)

      Pozbiera się z pewnością! Ja w to wierzę! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. No no! Co ja tu widzę? :D Świetny rozdział!Bardzo przyjemnie się go czyta i dość szybko. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Ciekawa jestem kto ją zdemaskuję? Pozdrawiam i weny ;* PS Wpadnijcie do mnie na Wellingera a na Roksi potem coś wrzucę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko co dobre, szybko się kończy :P
      Pożyjemy, zobaczymy czy ktoś ją nakryje :P
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  4. A mnie początek się bardzo podoba! :D i w końcu zrozumiałam tytuł bloga :P
    ciekawa jestem kiedy ją zdemaskują ;) bo raczej na pewno zdemaskują, nie? :)
    i myślę że jej braciszek zyska na tym że ona jest nim ;D
    pozdrawiam serdecznie,
    Angelaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojoj Stefek jakiś Ty punktualny i nerwowy,się chłopak spiął :D
    Panie Sobczyk czo pan tak kombinuje, byłam święcie przekonana,że nasz trener roku też o tym bd wiedział, a to proszę, jaka niespodzianka. Jeszcze tak narażać Kamila na spóźnienie, oj nie ładnie. Tyle współczucia dla Marianny, zachowywać się jak facet i jeszcze wyglądać jak on, opaska na biuście ałć, braciszek za to bd musiał jej dłuuugo dziękować xD
    O samym stylu to długo nie trzeba mówić, jest świetnie, jak zawsze w Waszych przypadkach zresztą :D Połączenie idealne *-*
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś musi w drużynie świecić przykładem, no nie? :D
      A czemu trener roku nie wie wyjaśni się w następnych odcinkach ;)

      Usuń
  6. Wasz debiut jest wspaniały! :) Początki zawsze są trudne ale wy poradziłyście sobie perfekcyjnie. ;) Po małej próbce waszych możliwości jaką dostałam od Megi, nie mogłam się doczekać aż zaczniecie publikować to opowiadanie. Jest świetnie i czekam na więcej!
    Powodzenia w pisaniu dziewczyny! ;)
    Pozdrawiam! ;*

    PS. Wszyscy łączymy się z Morgim. Oby szybko wrócił do skakania. Alles Gute Morgi! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tylu komplementach pod prologiem poprzeczka była tak wysoko, że czytałam 20 razy, a dalej wydawało się za mało idealnie. Mam nadzieję, że kolejne pójdą łatwiej, bo już z górki ;)

      Usuń
  7. Zaczęłyście genialnie. Powiem wam, że dzisiaj jest ten dzień, w którym po upadku Thomasa się uśmiechnęłam i chyba mi długo nie zejdzie. Ja bym nie potrafiła udawać faceta, dlatego tym bardziej szacun dla Mariny za to. Ciekawe kto odkryje prawdę ... Czekam na następny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo, szacun :) Ale najgorsze przed nią. Żeby cała akcja się powiodła!

      Usuń
  8. Ha ! Mówiłam że tym tajemniczym mężczyzną był Kruczek !
    Boże mój to jest genialne ! Znaczy na początku wydawało się trudne do ogarnięcia ale już jest Ok.
    Zastanawiam się który ze skoczków będzie to bohaterem w sprawach damsko-męskich jeżeli takowe wgl będą. A będą ? Stawiam albo na Stefana albo na Kamila (ewentualnie Kot)
    Stefan bo jego narracja a Stoch bo jego zamyślenia np. spowodowane kłótnią z żoną :)
    Dobra ! Już Wam dalej opowiadania nie piszę !!!!! Bo to w końcu wasze ! A nie moje ! Ja tu nie mogę rządzić tylko podziwiać :))
    No to pozdrowienia dla Was ;*


    http://mijamyyyyysie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd taka pewna, że Kruczek? :D Sprawy damsko-męskie będą, ale wcale nie jest takie pewne, że sprawy "miłosne" :P

      Usuń
    2. Oj i tak czekam !! :)
      + Megi już u mnie była a Arii jeszcze nie miałam okazji zaprosić do siebie. :)
      http://mijamyyyyysie.blogspot.com/

      Usuń
  9. Ahahaha XDD Widzę, że zapowiada się MEGA blog, hmm? :D No bo, żeby dziewczyna udawała swojego brata, chłopaka? Tego chyba jeszcze nie było, więc piszę się na to obiema rękami! <3 Zastanawia mnie tylko fakt, kiedy ktoś ją zdemaskuję, kto to będzie!? Bo, ze to się stanie, to chyba więcej niż pewne, prawda? W końcu jak to się mówi: 'Kłamstwo ma krótkie nogi.'
    CZEKAM NA NEXTY! ^^

    Pzdr :3 + Chciałabym Was obie, tak świetne bloggerki, zaprosić na mojego nowego bloga o skokach narciarskich. Tak jak też postanowiłam spróbować w innej dziedzinie sportu. Więc zapraszam;
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/ [na razie nie ma nic, ale niedługo powinien pojawić się prolog]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie wierzy w Marinę!

      Usuń
    2. No właśnie! Oprócz Cass to chyba wszystkie żyją w przekonaniu, że po trzecim rozdziale skończymy, czy jak? ^^

      Usuń
  10. WIECIE CO JEST NAJGORSZE? Że ja wiem... I teraz, jak to sobie czytam, to tak mi dziwnie, bo jaaaaa wieeeeem! Pierwszy raz nie martwię się, że niektóre moje domysły są jakoś beznadziejnie wyjęte nie wiadomo skąd :D
    Spore opóźnienie, od Twojego maila, Megi, minęło sporo czasu, ale nie spodziewałam się, że koniec semestru z tym zasranym liceum tak bardzo da mi w kość. Mózg mi zdrętwiał od matematyki, a rodzaje chmur, wiatrów na świecie i pustyń to jedyne rzeczy, jakie aktualnie w mojej głowie się znajdują. A weny i chęci na czytanie opowiadań brak ;(
    Powiem tak - coś mnie w tym rozdziale rozpierdoliło (za przeproszeniem, bo innego, mniej dobitnego słowa jakoś nie mogłam znaleźć): "To wam mówię, że nie ma trudniejszej rzeczy. No bo weź tu udawaj, że bujasz się jak oni. Znaczy się kołyszesz tymi ramionami, jak wstawiona sosna, gdy dobrze ją halny przewieje."
    Ja sobie to wydrukuję, powieszę nad łóżkiem i od dzisiaj jest to moje życiowe motto. Nie wiem, która z Was konkretnie wymyśliła to porównanie, czy skąd tam ono się tutaj wzięło, ale... Puchar Świata wam się za to należy :D
    Czekam na kolejne rozdziały! I mojego przyszłego męża :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównanie autorstwa Megi :)

      Usuń
    2. Bo nic innego mi do głowy nie przychodziło!
      A przykład mam na podstawie mego ojca i chłopaka i tak mi się skojarzyło te ich bujanie ;)

      Usuń
  11. Zacznę od tego, że od wczoraj chodzi za mną tytuł rozdziału i nie mogę sobie przypomnieć skąd znam ten zlepek słów. Oświećcie mnie, bo nie znoszę takiej sytuacji :-(
    A teraz przejdę do tego co wiem, a przynajmniej tak mi się wydaje. Facetem z poprzedniego rozdziału jest Grzesiu Sobczyk, ten sam z którym przyjdzie jej dzielić pokój. Jakie to proste, w ten sposób nie zostaje zdemaskowana w swoim prawdziwym wcieleniu. I jak się domyślam cały spisek uknuł razem z jej bratem, nie wiem może chłopak ma kontuzję albo coś innego uniemożliwia mu uczestniczenie w zawodach.
    Wychodzi też na to, że skoro będzie go zastępować to musi być dobra w tej dyscyplinie, przecież laika by nie wzięli - nawet brata bliźniaka. Jeśli dobrze pamiętam to była w Stams więc to dowodzi mojej teorii. Przecież tam trenują najlepsi, podobno :D
    Ja wiem, że bliźniacy mają szczególną więź i wiele są w stanie zrobić dla drugiej osoby, ale ciekawi mnie czym ją przekonali do tego planu. Przecież ewentualne wygrane pójdą na konto brata, a nie jej samej. Przypomina mi się wątek w moim opowiadaniu – austriacka mafia i bohaterka jako szpieg :-)
    Jestem strasznie ciekawa jak długo uda się ta konspiracja i przede wszystkim kto i w jakich okolicznościach pierwszy ją zdemaskuje. Widać jednak, że jest dobra w tym co robi, skoro nikt się nie domyślił.
    Mistrzostwem jest fragment o udawaniu faceta :D
    Fakt, zdecydowanie gorzej jest udawać faceta dziewczynie niż na odwrót. Tak przynajmniej myślę, chociażby z czystej fizjonomii :D
    Opowiadanie ma taką dawkę humoru, że nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, widać że będzie wesoło. No ale nie może być inaczej.
    Dziewczyny gratuluje pomysłu i świetnego wykonania.
    I czekam na nowość.

    PS. Trochę spamu – gdybyście miały ochotę zapraszam na nowy rozdział do siebie http://the--bittersweet--life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł jest zaczerpnięty z powieści dla dzieci i młodzieży autorstwa Hanny Ożogowskiej. Owa pani napisała też inną książkę, która dla tego opowiadania będzie bardziej znacząca ;)

      A Ty węszysz całkiem dobrze :) Najwięcej punktów na razie dla Ciebie.

      Usuń
    2. Jak się na coś nakręcę to na maxa.
      Przeprowadziłam małe śledztwo i w związku z tym mam pytanko - Czy zatem możemy liczyć na Marcina w wersji Mariny?! :p
      Chciałabym jeszcze wiedzieć co dobrze wywęszyłam, jakieś konkrety :D
      Pozdrawiam Marzycielka

      Usuń
    3. Co z Marcinem okaże się wkrótce :) Ale Mariny będzie więcej, tyle mogę zdradzić :D

      Usuń
    4. Ja dodam skromnie, że pani Ożogowska to dla mnie jedna z bardzo dobrych niedocenianych autorek literatury dzieci i młodzieży, a szkoda! :(

      Usuń
  12. Czemu tak późno sie tu pojawiam? Juz tlumacze, blogger robi mi na zlosc, co powoli zaczyna mnie irytować...
    Ale wracajac do rozdzialu- wiadomo, że poprzeczka jest wystawiona i wysoko, ale też początki są trudne. Podoba mi się styl, w jakim to piszecie- humorystyczny i czyta się nadzwyczaj lekko, nawet opisy, które w moim przypadku omijam odruchowo wzrokiem (zła ja). Jestem ciekawa rozwoju wydarzeń i naprawdę z niecierpliwością czekam na kolejny ;D
    Ps. Co do poprzeczki: pamiętajcie, że piszecie dla siebie i to nie jest obowiązek, a dobra zabawa (chociaż znam to jak czasem sumienie boli, bo rozdział nie dodany od trzech tygodni) jestem dziewczyny z Wami, tak samo jak Wy ze mną ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki :) Wyjazd do Zakopanego trochę wydłuży czas dodawania rozdziału, ale cóż :D Warto było!

      Usuń
    2. Ano niestety, zachłyśnięte atmosferą kibicowania skoczkom trudniej nam powrócić do rzeczywistości, nie?

      Usuń
    3. Ja mam nadmiar weny, ale zło świata nie pozwala mi jej przelać na papier... czy też arkusz Worda. Ale będzie dobrze :)

      Usuń
  13. o mój Boże, to jest genialne! w życiu do głowy nie wpadłby mi taki pomysł jak Wam. chylę przed Wami czoła.

    podziwiam Marinę, że zgodziła się zastępować, tfu... udawać, brata. ja bym się na coś takiego nie zdobyła. nie potrafiłabym udawać faceta :)

    z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału. pozdrawiam gorąco i życzę Wam baaardzo duuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapowiada się genialnie :) Czekam na dalszy rozwój akcji..
    Zapraszam również do siebie - http://born--to--fly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialny rozdział ;3 Zyskujesz kolejną czytelniczke <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) Ale przypominam, że dzieło jest wspólne. Obie z Megi cieszymy się nową czytelniczką :d

      Usuń