poniedziałek, 10 lutego 2014

5. Chłopaki nie płaczą?



[Marina]

Mówiłam, że należało przenieść zawody do Kuopio, to mnie nie słuchali! No bo kto nam pokrzyżował plany? Kto sprawił, że dupa przymarzła mi przy belce i na nic nam były wielkie, paskudne koce, które nawet ani na jotę nas nie ogrzewały? Kto zabrał mi i Stefkowi szansę na zwycięstwo? WIATRZYSKO!!!! No ale nasi wspaniałomyślni organizatorzy uparli się, żeby konkurs przeprowadzić chociaż spróbować, bo coś tam się wiaterek uspokoił. Panowie kogo wy chcieliście oszukać, mnie czy biednych kibiców spragnionych wrażeń dalekich lotów, czy może naszego Krzysia-Ciągle-Lidera? No, ale jak mus to mus. Nie było bata, trzeba było skakać. Startowaliśmy wszyscy równo i nie było, że my marzniemy. Mieliśmy skakać i już. A jak trzeba to już nie marudziliśmy jak niektóre gwiazdy, co się tak boją o swoje cenne życie, że zamiast na belkę to na dół winą spierdzielają, tylko się szykowaliśmy wszyscy po kolei.

No więc ten tego, ja się grzałam przez chwilę w poczekalni, bo nie uśmiechało mi się w ogóle wyłazić na ten ziąb. Patrzyłam sobie na telewizor i swoim zawrotnym refleksem doznałam olśnienia, że przecież pora trzymać było kciuki za Stefana. Uśmiechałam się pod nosem, ignorując fakt, że mnie kamera pokazywała jak spaceruję tam i z powrotem. Co oni? Prędkiego na oczy nie widzieli? Kruczek dał sygnał, a ja po chwili uniosłam pozytywnie brew do góry, bo nam Hulę poniosło daleko i był na prowadzeniu. I widzieliście, co organizatorzy geniusze zrobili? Belkę obniżyli od razu. Czy oni muszą zawsze kombinować, jak któryś z naszych zaczyna dobrze skakać? Boją się rywalizacji fair play z nami czy jak? Bulwers mi się włączył i nawet Kamil do mnie podszedł i skomentował po cichu wyczyn Stefana, że oby mu dane było być długo liderem. Nie minęło pół godziny i już była pora na mnie. Faktycznie ziąb taki, że para nosem mi uciekała, bo takie mrozisko mieliśmy i aż mi żal było Stefka, który tam biedak ciągle przy tablicy z reklamami stał. Tym razem to sama w myślach pospieszałam trenera, bo czułam jak mróz mi szczypał policzki, skóra pod kombinezonem błagała o ciepłotę, ale w końcu się doczekałam na sygnał. W idealnym momencie wybiłam się z tej feralnej skoczni i czułam, jak mi nartami dryfowały w powietrzu, a odległość okazała się całkiem przyzwoita. Dokładnie taka sama jaką Stefan uzyskał!!! Zerknęłam na telebim, a tam go pokazywali uśmiechniętego z Mikołajem i panią Mikołajową. Pewnie się cieszył, że nie będzie musiał sam marznąć! Do mnie machali, żebym się udała w ich stronę, ale najpierw to powinni mi dać gruby kożuch, a nie kurtkę wiatrówkę. Aż dziw brał, że sponsora, który nas ubiera w swoje firmowe ciuchy nie stać na puchówki. By się wstydzili! No ale opasana szalikiem, okryta na wszystkie spusty, zamki i sznurki przez Gębalę poszłam do Stefka i oboje, pfu… OBAJ! staliśmy wyszczerzeni przed kamerą z Mikołajem w tle. 

Konkurs trwał, kolejni zawodnicy startowali, a z nami nikt wygrać nie potrafił! Zawody dłużyły się strasznie, bo przerwy między zawodnikami były strasznie długie. Stefan coś tam żartował do mnie, ale mnie z minuty na minutę łapał coraz większy stres! Bo na starcie coraz mniej zawodników było, a wszyscy od nas niżej byli i my ze Stefkiem żeśmy prowadzili cały czas!!! 

- Herbatka idzie, herbaaaatka! No uwaga! – rozległ się czyjś głos, a po chwili, po krótkich przepychankach z dziennikarzami, pojawił się przy nas nasz trener zastępca ukochany, czyli Grzesiu geniusz. Jak on mnie tak będzie niańczył, dmuchał na mnie i chuchał cały czas, to zaraz pismaki puszczą plotę, że jestem jakimś jego dzieckiem nieślubnym czy coś! No ale herbatką mi życie uratował, więc nie będę narzekać. Ale mózgu mógłby czasem używać. Dopiero jak chrząknęłam, to dał herbatki i Stefkowi.

- Będziecie wysoko! – ogłosił Sobczyk podekscytowany, bo jasne, my matoły żeśmy się wcale nie zorientowali i nic nie wiedzieli! Wielkie dzięki za poinformowanie! Ale pewnie, jeszcze więcej stresu Prędkiemu dodawać, a co.. – A tylko jedna seria!

- Byleby się udało ją skończyć – dodał Hula cicho, a ja spojrzałam krzywo, bo mógłby chociaż on mnie wspierać, a nie krakać jak stara baba!

Kolejni zawodnicy i ci mniej, i ci więcej sławni lądowali na rozbiegu, ale nikt, absolutnie nikt nawet się nie zbliżył do naszej odległości! Ani Mistrz-Skoku-O-Tyczce-Bez-Tyczki-Kubacki, ani nasz lider kadry Stoch, ani Żyła, ani Ziobro, ani Kot. Szczękę to już naprawdę miałam u samej ziemi i tylko żałowała, że nie widzę mojego braciszka łamagi przed telewizorem. Może ja cię na stałe zamienię kaleko, co? Wszyscy po kolei nam gratulowali jeden za drugim i nawet podchodzili tacy skoczkowie, co ich zupełnie nie znałam. No bo ja wszystkich nie rozpoznawałam, bo niby skąd? Nie oglądałam za bardzo skoków narciarskich, bo jest przecież o wiele ciekawszych dyscyplin więcej. Dobrze, że Hula był obok, bo nie było jakiegoś mega obciachu.

- Thanks Severin! – mówił Hula do jakiegoś brzydkiego Niemca, to przynajmniej wiedziałam, kto to był. W duchu się modliłam, żeby przypadkiem Gregorowi nie przyszło do głowy przyjść nam się kłaniać w pas, ale odetchnęłam z ulgą, bo go nigdzie nie było. Raz w życiu się cieszyłam, że z niego taki gbur. A tu przerwy coraz dłuższe, bo oczywiście nikt się nie przejmował, że nam tu było zimno! Po kilku minutach kolejna gwiazda austriacka spadła na bulę i wtedy jury powiedziało DOŚĆ! Wyobrażacie sobie to?! Pięciu zawodników zostało na górze, a tym się nagle zachciało konkurs odwoływać?! Patrzyłam przed siebie zdziwiona, bo naprawdę, aż mnie zatkało. Gardło mi się ścisnęło, serce biło szybko i naprawdę myślałam, że śnię. Bo ja wszystko naprawdę rozumiem, że sport, że wiatr, że wszystko, że nie było sprawiedliwie, ale za przeproszeniem w Klinghental było? No właśnie! 

- Nie martw się Prędki – powiedział Żyła i poklepał mnie przyjaźnie po plecach, a ja nawet nie próbowałam się wydrzeć, że co on niby robi i żeby się klepał sam, bo tak mi broda drżała, że czułam, że zaraz się pobeczę jak baba. 

Sobczyk chyba dostrzegł niebezpieczeństwo, bo drap mnie za fraki i tłumacząc wszystkim, że Prędki blady i zaraz się rozchoruję porwał mnie w stronę szatni. Po drodze oczywiście dziennikarze się napatoczyli, ale mój wielki obrońca Grzesiu ich spławił. Ciągnął mnie za rękę jak wariat, więc tym bardziej się zdziwiłam, gdy nagle stanął i zawrócił o sto osiemdziesiąt stopni, bo pan trener się rozmyślił. Nie poszliśmy do szatni, a do busika kadrowego. Tam mogłam usiąść największemu winowajcy tego zamieszania na kolanach, a potem wtulić się w jego męskie ramię i dać upust emocjom.

- Buuuuuuuuuuuuuuu – ryczałam jak najęta, a on mnie delikatnie objął. – Buuuuuu…

Byłam mu wdzięczna, że nic nie mówił i nie próbował mnie pocieszać w żaden idiotyczny sposób. Widać, że facet dorosły, że ma doświadczenie z żoną, a nie jak te cymbały „Nie martw się Prędki”.

- Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuu….

Popłakałam tak sobie z pięć minut, złorzecząc na Waltera i całą zgraję speców z FISu, co zawsze na złość muszą mi robić i nie pozwolą się cieszyć z dobrego skoku. Bo nie myślcie, że ja to jakaś chwalipięta jestem i bym chciała tylko laury zbierać. Jasne, przecież tych pięciu mogło lepiej skoczyć i byśmy byli ze Stefkiem na szóstym miejscu, no ale tak mi jakoś wewnętrznie strasznie żal było, że hohoho.

- Dobra, dość – powiedziałam w końcu, przetarłam oczy i postanowiłam wrócić do szatni się przebrać. Zapytałam tylko czy widać, że płakałam czy nie, bo jeszcze brakuje, żeby Prędkiego wzięli za mazgaja. Nie dość, że dzieciak, lizus i ulubieniec trenera, to jeszcze mazgaj! Niedoczekanie! W zasadzie to po tym wybuchu łez już mi całkiem przeszło, więc przybrałam pewną siebie minę i skierowałam się do polskiego domku.



[Piotrek]

Jaja! Normalnie jaja dziś nawymyślały matoły! Naszemu Prędkiemu i Stefankowi odebrali zwycięstwo zasłużone najbardziej na świecie! Bo co? Wiał wiatr więcej niż wtedy jak my żeśmy skakali? Nie! Tak samo wiał! No może trochę bardziej. Ale tylko troszeczkę, jak mamusię rodzoną kocham! Ja też żem nie skoczył wyśmienicie. Wyszedłem z progu nartami do przodu za bardzo, a potem nie przechyliło w lewo, bo mi dmuchnęło nie tam gdzie trzeba, więc mnie tak wyskręcało na boki i musiałem ręką korygować, a przez to pod koniec już nie było z czego ulecieć, a na dodatek to wylądowałem jak ostatnia łajza. Krótko mówiąc Pieter zmaścił skok, ale czy to powód, aby z żalami i pretensjami chodzić do jury i kazać, coby konkurs odwołali przeze mnie jednego? No właśnie. No, ale co ja będę Wam opowiadał, jak pewnie każdy z Was tak samo myśli. Biedny Prędki. Biedny Stefcio.

Grzesiek porwał Młodego od razu, bo już się szczerzyli dziennikarze, żeby nakręcił jak Prędki przeżywa taki stres. Pewnie! Od razu żem do Macieja powiedział, że to już naprawdę jest szczyt chamstwa. I co, że Młody prawie płakał? Ja sam bym płakał na jego miejscu! Więc tylko rzuciłem spojrzenie spode łba do Ziobry, bo ten coś komentował pod nosem. Trzeba coś wymyślić, żeby Prędkiego pocieszyć. Jak nic. 

Szedłem sobie do szatni, a mi zastąpił drogę jakiś wysoki buc z kamerą i mikrofonem. Więc co Pieter miał zrobić? No nic! Stanąłem sobie i muszę odpowiadać. 

- Jak pan oceni swój skok?

- A idealny był! Wprost superowe z progu wybicie, lot równiuteńki i lądowanie super master git – zaśmiałem się, a temu szczęka opadła do kolan i wpatrywał się we mnie zdziwiony. Nie zna się chyba na żartach! – Żartowałem, hehe! 

- Bo ostatnio wydawało się, że forma dobra…

- No forma dobra, tylko żem skok zmaścił. I już! 

- Ale szkoda, że odwołali konkurs?

- No jak nie szkoda! Prędkiego żal! I Stefcia! Tak pięknie startowali, a tu dupa blada, że tak powiem. Nie ma z tego nic. Null. Zero.

- A jak nadzieje na kolejne starty? Walczymy dalej?

- A czemu nie? 

Pożegnał się i poszedł sobie, więc chwyciłem narty na ramię i przyspieszyłem kroku, żeby udzielić wsparcia psychicznego moim kolegom. Bo im się należało, nie? Wszedłem do szatni, a tam już wszyscy byli i głośno debatowali nad przebiegiem rywalizacji. Wszyscy oprócz Stefcia naszego, co siedział z boku z miną mało zadowoloną. Najgłośniej wymądrzał się Ziobro, ale żem nie słuchał nawet, bo każdy coś gadał i się myśleć zupełnie nie dało. Rozejrzałem się, ale kolegi naszego młodego nie było widać, ani Sobczyka też nie. Kamila się zapytałem, bo niby on najmądrzejszy z nas, ale nic nie wiedział, więc ramionami wzruszyłam i postanowiłem czekać. Zaparzyłem Prędkiemu herbatki zielonej z maliną na pocieszenie, a w drugim kubeczku dla Huli czarną z prądem. Młodemu oczywiście „wzmaczniacza” nie damy, nie? Hehe. Nie można promować wśród małolatów alkoholu ani kropli, trener mówił. Podałem Stefankowi kubeczek, co przyjął z małym zdziwieniem, bo nie wierzył chyba w dobroć serca kolegów własnych, a potem się obróciłem z powrotem do stolika, bo akurat Prędki wszedł i trzasnął drzwiami, więc se pomyślałem, że pora na herbatkę idealna, a tu spojrzałem, a herbatki co przygotowałem nie ma!

- Kuuuuubacki!!! – podniosłem głos. – Wyżłopał idiota!!! Prędkiemu herbatkę zieloną!

- Zieloną? – zapytał się matoł zdziwiony, a co? Moja wina, że herbatki zielonej nie odróżnia? 

- A ja nie lubię zielonej! – jęknął Stefan. Nie dość, że mu naszykowałem herbatkę to jeszcze miał pretensje. Ale chwila, chwila, chwilunia… 

- Jak zieloną? – zapytałem i spojrzałem podejrzliwie na Kubackiego. Bo ten matoł wcale nie wyglądał, jakby wyżłopał z własnej woli kubek gorzkiej herbatki z maliną zdrowej. O cholera, wychodzi na to, że kubki zupełnie nieumyślnie całkiem pomyliłem! Znowu się rozejrzałem, a tymczasem Prędkiego znowu gdzieś wywiało i już go znowu między nami nie było. Ech.


[Marina]

Narzuciłam szybko czapkę z daszkiem, kaptur i opuściłam strefę miasteczka sportowców, idąc do jakiegoś kibicowskiego sektora gdzie mogłabym kupić gorącą herbatę, najlepiej taką z prądem. Nie mogłam z tymi cymbałami wytrzymać, bo tyle co weszłam to już się wydzierali jeden przez drugiego, a ja potrzebuję trochę przestrzeni życiowej, co w ich towarzystwie jest zupełnie niemożliwe. Grzaniec, nie grzaniec, ale żebym wypieki na policzkach przez chwilę miała. A matoły oczywiście Prędkiemu by nic nie dali, bo Prędki nieletni małolat. 

Podeszłam do babeczki w budce i powiedziałam, że herbatę gorącą proszę, a ona spojrzała zaskoczona na mnie. No bo zapomniałam wam powiedzieć, że ja do niej po angielsku gadałam, a po chwili już nawijałam po polsku, a sami wiecie co obcokrajowcy o polskim mówią. Że mamy uroczy szelest, że trudny język i inne takie sformułowania. A gadałam po polsku nie sama do siebie, tylko do telefonu, bo rozmawiałam z moim bratem. Więc już rozumiecie dlaczego musiałam cymbałów opuścić po angielsku. Słuchałam więc jego zachwytów, że skaczę pięknie i żebym się dzisiejszym odwołaniem nie przejmowała, bo z takimi skokami to następnym razem wyląduję na podium jak nic. A te zarobione pieniądze, które mu uciułam z punktami odda mi za to, że tak pięknie się spisuję. Swoją drogę już mnie język łaskotał by mu coś dogryźć, ale zapytałam tylko chłodno jak tam jego noga i czy mu gips łaskawie zdjęli, a jeśli nie to kiedy, bo wolałabym, żeby się brał ostro za rehabilitację i do Engelbergu się łaskawca wyrobił. Pytał mnie jeszcze jak tam koledzy mnie traktują i tylko uśmiechałam się złośliwie, że świetnie, wprost im się japa nie zamyka, bo nie sądzili, że taki równy chłop jestem. I wiecie co wam powiem? Uwierzył mi! Szczebiotał mi po drugiej stronie słuchawki, że mu życie uratowałam. O życie to ty się zacznij bać, mój drogi! Dopiero po chwili do mnie doszło, że za moimi plecami zgraja kibiców przeróżnych narodowości. Dopiero w tej chwili zrozumiałam jakim błędem było dostać się na sektor kibiców. Jaka ja byłam głupia! Stali wszyscy i czekali na mój ruch i w końcu ktoś tam nieśmiało zapytał, czy zgodzę się wręczyć im autografy i zdjęcia. I co ja biedna miałam zrobić? Uśmiechnęłam się słabo, bo coś czułam, że mi ręce odpadną. 

- Marcin, ty mi lepiej przygotuj własnoręcznie podpisane autografy na najbliższe zawody, matole! Przez ciebie muszę teraz podpisywać autografy! – szepnęłam do telefonu i się rozłączyłam, nim cokolwiek mój wspaniałomyślny brat zdążył do mnie powiedzieć. 

I tak, zamiast rozgrzewać ręce, musiałam zacisnąć zęby, bo czułam jak mi palce skostniały, ale cierpliwie pozowałam z uszczęśliwionymi kibicami i podpisywałam jakieś dyrdymały i jedynie co mnie powstrzymywało przed byciem złośliwą jędzą, to ich podziękowania, szczere z uśmiechem, pocieszenia, wspólne na sędziów pomstowania i jeszcze mi powodzenia życzyli na kolejne zawody! No kibice jak chcą to potrafią być przesympatyczni! Niestety im bardziej się starałam, tym więcej osób zaczynało się zbierać wokół mojej skromnej osoby. No ale jak tu im odmówić? Wystali się na mrozie, konkursu nie zorganizowali do końca, bo nie chcieli ryzykować naszym zdrowiem, więc cóż. Już się musiałam poświęcić i te moje biedne palce również, dla ich dobra i radości.


[Kamil]

Pierwsze koty za płoty już poleciały. Robiłem sobie spokojnie, to co do mnie należy od inauguracji sezonu, a prasa za to oczywiście podnosiła alarm, że ja formy nie mam i zachwycała się moimi młodszymi kolegami. Jak dla mnie bardzo dobrze. Mam dzięki temu trochę świętego spokoju, żeby realizować zadania. A moje skoki są naprawdę bardzo dobre, tylko mnie nikt nie słucha, bo wszyscy wiedzą lepiej jak zawsze. Czasem to się naprawdę można pośmiać czytając wypowiedzi wszelakich ekspertów i specjalistów. Ważne, że u nas nie ma paniki, tylko robota idzie dalej. Krzysiek i Marcin próbują się wpasować do naszego zespołu. O ile ten pierwszy wydaje się być poukładany, to drugi stanowi dla nas wielką zagadkę. Jest nieprzewidywalny. Młody, chudy, ale jak trzeba to gadane ma. Na pierwszy rzut oka nieogarnięty w tym wszystkim, co się wokół nas dzieje i choć na początku – łagodnie mówiąc – podpadł mi swoim zachowaniem, tak obecnie jestem wstanie przymknąć oko na jego małe wybryki. Bo widać było, że debiut go totalnie spalił i doskonale sobie zdawałem sprawę, jak się czuł. Starałem się go najlepiej wesprzeć i chyba pomogło, skoro w Kuusamo wystrzelił jak z armaty. Całkiem fajny dzieciak z niego. Gdyby tak trochę mniej głowę w chmurach wietrzył i mniej zadzierał nosa, to byłoby mu łatwiej. No i gdyby trzymał z nami sztamę. Bo na razie to ciągle się trzyma z boku. A przecież my go w drużynie nie odrzucamy! Wczoraj po konkursie miałem ochotę go zaprosić ku niezadowoleniu reszty na kolację do Subwaya, ale się wykręcił tym, że sporo nauki ma do nadrobienia i musi porozmawiać z Kruczkiem o swojej pozycji dojazdowej, bo czegoś tam nie rozumie. No nic. Siłą go przecież nie zaciągnę, ale dłuższa izolacja od grupy mu zaszkodzi... Dzisiaj tak pięknie obaj ze Stefkiem polecieli, więc straszna szkoda, że zawody odwołali. Nie będę się tu rozwodził czy to warunki pogodowe pokrzyżowały nam plany, czy kto inny, bo to nie moja w tym głowa i nie moja rola oceniać, ale domyślacie się jak strasznie zrobiło mi się szkoda Stefana i Prędkiego zaraz po ogłoszeniu decyzji.

Po wywiadach zmęczeni wróciliśmy do hotelu. Przy recepcji czekały nasze bagaże, bo czasu było mało, trzeba było jechać na lotnisko i kierunek Norwegia. Staliśmy w szeregu i każdy podawał bagaże jeden drugiemu po kolei tak, by szybko trafiły do właścicieli. Akurat trafiła mi się torba Prędkiego, więc podałem Stefanowi, by przekazał dalej.

- Podaj do Prędkiego – powiedziałem i tak torba wędrowała z ręki do ręki na sam koniec naszego ogonka. Na końcu stał Krzysiek Biegun, który spojrzał zdziwiony, że za nim nikogo nie było, więc torba w zasadzie nie trafiła do właściciela. Krzyś chwycił za ramię Kota i wręczył mu z powrotem torbę Marcina.

- Prędkiego nie ma – wytłumaczył, wzruszając ramionami. Kot podał torbę Żyle, Żyła do Ziobry, Jasiek do Kubackiego, Kubacki do Stefka, a gdy torba była z powrotem w moich rękach to zwróciłem ją Sobczykowi, mrucząc beznamiętnym głosem: 

- Prędkiego nie ma. 

- JAK TO PRĘDKIEGO NIE MA?! – wrzasnął Grzesiek. Z twarzy mu krew odpłynęła i gapił się na każdego po kolei z otwartymi ustami.

- No normalnie trenerze, nie ma – odpowiedział mu zaskoczony Dawid, a wszyscy spoglądali na siebie zaskoczeni, wzruszając ramionami. Sobczyk zaczął krążyć wokół recepcji i drzeć się wniebogłosy, że kto widział, żeby Prędkiego zgubić, że jacy my koledzy, że nikt nie zauważył, że młodego zawodnika nie ma.

- Przecież na niańkę nikt się nie pisał, żeby za nim wszędzie łazić – powiedział Ziobro, który najmniej się wszystkim przejął, a Sobczyk byłby naprawdę gotów go udusić, gdyby nie uspokoił go Skrobot. 

- No pięknie, Maciuś! Prędki zwiał, bo se przypomniał, że z tobą ma w Lilehamer mieszkać! – zaśmiał się Żyła.
Kruczek, któremu do śmiechu nie było, bo nadmiarem czasu do wylotu nie grzeszyliśmy, chwycił za telefon i zadzwonił do Marcina, ale tylko było widać z jego twarzy, że poczta głosowa go złapała, czyli młody albo wyłączył telefon, albo miał wyciszony i choćby armata miała huknąć, to dodzwonienie się do niego graniczyć będzie z cudem. 

- No to pięknie – szepnąłem do Stefana.




--

Witam was ciepło! Co tu dużo mówić! Nie ma chyba żadnego Polaka i Polki, która by nie dziękowała i nie czuła dumy za sprawą naszego mistrza olimpijskiego! Ja dzisiaj chodziłam jak pijana, pijana szczęściem! I niech mi ktoś powie, że ten sen to dopiero początek, a nie koniec. Cudowna historia pisana na naszych oczach. I w tej wielkiej radości z Arią postanowiłyśmy wrzucić wcześniej rozdział specjalnie dla was! 
Megi

I co można tutaj napisać jak sercem dalej jesteśmy tam, w Soczi? Jak jeszcze emocje nie opadły i my dalej jesteśmy w zachwycie? Jak my dalej oczarowane i tak strasznie szczęśliwe! I oglądamy po raz setny te fantastyczne, wręcz idealne skoki i po raz setny słuchamy Kamila mądrych słów, a za każdym razem serce nam się cieszy. Za wszystkie te chwile radości –  panie Kamilu, nasz Mistrzu, czapki z głów.
Aria F.


48 komentarzy:

  1. To ja tak po cichutku powiem, że jedna Polka istnieje, choć już zostałam wyklęta z rodziny, więc może Polką już też nie jestem. No ale Aria podjęła wyzwanie przekonania mnie do tej Olimpiady i Polaków, więc zobaczymy jak to będzie. Może z kolejnego Złota (nie drużynowego, bo w sumie drużynie będę sama z siebie kibicować) troszeczkę się pocieszę.
    Przechodzę już jednak szybciutko do opowiadania, bo mam takie zaległości, że aż wstyd. Przede wszystkim się powtórzę i powiem, że Marina jest genialna. Przede wszystkim podziwiam ją za to, że tak swobodnie wręcz wychodzi jej udawanie brata, a zarazem nie traci nic ze swojej kobiecości i kobiecego pazura. Jest twarda i zadziorna, ale właśnie w taki babski sposób. Taki że może wydrzeć się na kogoś, ale zrobi to w tak uroczy sposób, że zamiast uznać Marcina za bezczelnego gnojka, powiedzą, że ma chłopak pazur i charyzmę. Nawet nasze chłopaki się zaczynają do niej, to znaczy do niego przekonywać powoli. No poza Jankiem, co to się wielce za herbatkę obraził. Stefan też zieloną wpił i prawie nie narzeka. On narzeka tylko, jak się nie wyśpi.
    No i myślę, że akurat w tym wypadku Prędka(i) by się bardzo nie obraziła za piotrusiową pomyłkę z kubami, bo z chęcią by się napiła herbatki z prądem, a tak to się biedaczka musiała włóczyć po trybunach w poszukiwaniu jakiegoś małego alkoholu i przez to ją kibice dopadli i jeszcze na koniec się zgubiła. Oczywiście najlepszy był Pieter z podsumowaniem 'No pięknie, Maciuś! Prędki zwiał, bo se przypomniał, że z tobą ma w Lilehamer mieszkać!' - nie ma to jak dopiec Kocurowi.Tak trzymaj Wiewiór.
    W ogóle Pieter wymiatał w tym rozdziale. Jak dogadał temu reporterowi i jak, tak z dobroci serca, chciał zrobić Prędkiemu herbatki. W dodatku ta jego troska, żeby małolata nie rozpijać, an kropeleczki jest po prostu przekochana. Widzisz Piotruś, dobry tata z ciebie będzie - jak tylko twoje dzieci przestaną zjadać kostki toaletowe.
    Mariny mi się tak żal zrobiło w tym busie, ale przecież jeszcze to sobie odbije, może nawet w Lille. W sumie fajnie by było jakby tak wygrała i by się wydało, że to kobieta utarła im wszystkim nosa, ale ja chcę, żeby to trwało i trwało. Najlepiej to niech Marcin znów na drzewo wlezie - nie wiem gdzie znajdzie jakieś jabłka, ale co tam - i dalej siedzi w gipsie, bo ja chcę jak najwięcej Mariny udającej bliźniaka. Tylko właśnie się zastanawiam jak biedaczka to zniesie, jak dostanie miesiączki. Z góry jej współczuje, choć zawsze może zasymulować jakieś choróbsko. Chociaż to twarda kobieta, a taka niekomfortowa sytuacja, albo ewentualnie poprzedzający ją PMS da jej takiego kopa do pokazania facetom gdzie raki zimują, że ich po prostu znokautuje.
    cd za chwilę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma jak limity...

      No i uwielbiam to jak ona się w myślach poprawia z wersji żeńskiej na męską: 'poszłam do Stefka i oboje, pfu… OBAJ! ' - hehe, ale jak na żywo w poprzednim rozdziale rozmawiała z Gębalą w obecności Kamila to jej się palnęło w formie żeńskiej, ale w sumie nawet ja dopiero przez jakiś komentarz zwróciłam na to uwagę, bo jak czytałam to zbytnio mi się sam tekst 'A co miałam dupą zaorać?' mi się spodobał, żebym zwracała uwagę na formę czasownika. Mówiłam już, że uwielbiam jej relacje z osobami, które wiedzą i przed którymi może w pełni pokazać, że jest uroczą, twardą babą i może się zachowywać się tak, jak kobietom się wybacza a facetom nie, co z boku musi wyglądać naprawdę ciekawie.
      No i cały czas się tak zastanawiam, kto to pierwszy ją odkryje. W sumie ciekawie by było jakby któryś skoczek wiedział, ale czy którakolwiek z tych papli potrafiłaby utrzymać taki sekret? Wątpię, a ja nie chcę, żeby się więcej osób dowiedziało, bo wtedy mogą ją wyrzucić, a tego byśmy zdecydowanie nie chcieli. Ma kicaj jak najdłużej. Marcinku ja ci zawieszę gdzieś jabuszka.
      Na koniec powiem jeszcze, że bardzo lubię tego ukrytego gdzieś tam w tle Krzysia, szczególnie w tych dwóch poprzednich rozdziałach. Nawet jeśli przy tej koszulce wyszedł na małego fajtłapę, ale podbił moje serduszko tą częścią, gdzie było pisane z jego perspektywy i jak 'mówił', że proponował Marcinowi mieszkanie z nim, ale on nie chciał. Słodkie to było i w sumie to chętnie bym zobaczyła coś na linii Marina-Krzyś, ale wtedy by się on musiał dowiedzieć, że ona to nie Marcin.
      No to na koniec się powtórzę i powiem, że Marina jest wielka. Mała kobietka, a jednak jest wielka i uwielbiam ją.
      Aaaaaaaa i bym zapomniała - biedny Severin. Czy nikt ie dostrzega jego głęboko ukrytego piękna?
      Czekam na więcej.

      Usuń
    2. Po pierwsze, ja już kiedyś (przy okazji Złośliwca) wyraziłam pogląd, że Sev wcale nie jest jakiś bardzo brzydki. Jest całkiem spoko. A do tego wygląda na sympatycznego.

      Po drugie - oczywiście, że przekonam. Cztery podejścia będą. Sądzę, że najwcześniej dotrzemy tam ze Złośliwcem (no ale oczami Złośliwca to będzie specyficzne). Potem tutaj. Ale sądzę, że te dwa mogą nie pomóc, bo twardy z Ciebie zawodnik ;) Trzy to Ania - ale tam jeszcze sporo czasu. Cztery to tajemnica :P Reasumując, sporo czasu mi zajmie, ale przekonam :D

      Usuń
    3. Eeeeee a ja o czymś nie wiem, tak?
      Tak czy siak, Aio moja kochana(sic!!!!) mega, ale to mega się cieszę, że wpadłaś tutaj i sprawy PMS też się znajdą! :D

      Usuń
    4. BO AIA SIĘ NIE CIESZY WCALE, ŻE NASZ KAMIL ZDOBYŁ ZŁOTO!!!

      Usuń
    5. No co ty?!?!?!
      Aia?!!!!!!!!!!!!!! JAK, TO?!?! CO Z CIEBIE ZA PATRIOTKA?! :D Why?!

      Usuń
  2. Jaaa biedni, żeby konkurs odwołać jak im tak dobrze szło i to jeszcze pod sam jego koniec! Pewno jak by pan Schlierenzauer prowadził czy ktoś inny to by tak nie zrobili -.-
    Ale Piotrek się zabrał za pocieszanie, nie wyszło mu do końca, ale chęci się liczą:)
    Ciekawe gdzie się zapodziała, sytuacja z torbą od razu mi się skojarzyła z "Kevinem samym w Nowym Jorku" xD Ha, ale mam nadzieję, że ona nie wsiada do złego samolotu czy coś xD
    No i czekam na ten Lilehamer, czy rzeczywiście będzie z Maćkiem mieszkać...:)
    Świetny rozdział:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj biedni, biedni :(
      Wielki pech, co?
      Jedna, która dobrze kombinuje skąd urywka z zaginięciem Prędkiego xD Gratulacje! :)
      Mnie przeraża co my znowu w Lillehammer będziemy musiały wyciąć, skrócić itp. :D
      Dziękujemy za ciepłe słowa i pozdrawiamy! :)

      Usuń
  3. Sama nie wiem jak mam skomentować rozdziałą taka jestem po nim zachwycona ! Ohh jest genialny. Bieda Marina była tak blisko wygrania, blisko podium ze Stefciem a tu konkurs odwołany no czysty Walter z ekipą. Nieraz sama się dziwie, czemu go głowny szef FIS-u nie upomni jakoś na herbatce.

    Złoto Kamila naszego kochanego cos pięknego. Płakłam przed skokiami, w czasie skówk, gdy Amman, Schlierenzauer popsuli, ale to z radości. To było wrene, ale Kamykowi się należało :) Teraz czekamy na dużą skocznie i licze na drużynówkę ! Czuje srebro i gdy się spełni idę do bukmachera sie zakładać !

    Czekam na kolejny odcinek gdy Marina będzie z Maciusiem w pokoju.

    Pozdrawiam Was J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się ten cały FIS uspokoił bo jak tak dalej pójdzie to będzie wojenka jak nic! :D
      Oj ja chyba wszyscy bynajmniej niektórzy złotem Stocha naszego mistrza żyją!
      Pozdrawiamy i my! :)

      Usuń
  4. Piotrek dobry kolega, herbatkę zaparzył ;) A że kubki pomylił to przecież nie jego wina ;)
    Marina i jej myśli to czysty geniusz. Jeśli miałaby tam zostać na dłużej zamiast brata, to strzeż się Hofferze!
    Cały czas się zastanawiam, kto odkryje prawdę. I po tej części Kamila pomyślałam, że może on? W sumie to tylko Stoch byłby w stanie utrzymać tajemnicę, no chyba, że wygadałby się przed Stefkiem ;)
    Pozdrawiam dziewczyny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Pietrek to taka dobra duszyczka jest! Chciał dobrze, a wyszło jak wyszło!
      Z tym odkryciem jeszcze się uzbrójcie w cierpliwość! :)

      Pozdrawiamy!

      Usuń
  5. Rozdział genialny, extra :D
    Szkoda Stefka i Mariny ..
    A ta akcja z pomylonymi kubkami ha ha ha ha :)
    Albo z ta torbą :P
    Ciekawe czemu jej nie było .??
    Z niecierpliwoscią czekam na kolejny :3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjaśnimy w następnym rozdziale, czemu jej nie było, gdzie przepadła itp. xD
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  6. Scenka rodem z drugiego Kevina, ale jakże adekwatna do sytuacji! Może to da do zrozumienia Kruczkowi i na kolejne zawody wyposaży swoich podopiecznych w takiego długiego wężyka z łapkami po obu stronach. Obsługa prosta - skoczek chwyta wężyka za owąż łapkę i w ten sposób wesoła kompania może się przemieszczać bez obaw, że im się jeden z drugim w trakcie drogi zgubi.
    Istnieje również opcja z powiązaniem ich wszystkich razem łańcuchem, aczkolwiek raczej to mało subtelne. Co jednak nie znaczy, że z braku laku można iść w zaparte i okręcić ich tym żelastwem nawet dwa razy - prewencja ponad wszystko!
    Zupełnie odbiegając od tematu - kiedy czytam kawałki Piotrka, mam żywe wrażenie, że on je napisał sam. Osobiście.
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muahaha,
      Aniu z tymi łańcuchami czy wężykiem nie taki głupi pomysł! :D
      Niezmiernie nas raduje, że podoba Was się opis męskiego myślenia naszych skakańców! :D
      Pozdrawiamy!

      Usuń
    2. Chyba jeszcze nie usłyszałam większego komplementu, niż Twój :) Ale zapewniam, że tego nie pisze Piotrek :D A pomysły prewencyjne świetne ;)

      Usuń
  7. omomomom :3

    rozdział świetny, jak każdy poprzedni. akcja z bagażami genialna, uśmiałam się choć nie było z czego.

    przepraszam za mój lakoniczny komentarz ale piszę właśnie protokół z badania na chemię analityczną.

    czekam na następny rozdział. pozdrawiam Was gorąco i życzę Wam bardzo dużo weny, chęci, czasu, inspiracji, pomysłów i czego tam jeszcze potrzebujecie do pisania :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee tam przecież akcja sama w sobie zabawna! :D
      To w takim razie powodzenia przy pisaniu protokołu! :)
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  8. Ciężko jest mi spośród całego rozdziału wybrać najlepszy fragment, bo naprawdę dziewczyny macie ten dar do pisania właśnie takich opowiadań. Jakie to szczęście, że któregoś dnia postanowiłyście połączyć swoje siły i napisać coś wspólnie.
    Zacznę właściwie od końca, bo zaczynam się bać o Marinę i jej nagłe zniknięcie. Co gorsze nawet Grzesiu o niczym nie wie? To podejrzane i mam nadzieje, że w kolejnym rozdziale nie okaże się, że Austriacy tudzież inny narodowość ofiarowała jej to, czego w tamtej chwili potrzebowała, a czego z racji wieku nie dali jej Polacy z Piotrusiem na czele. Znajdzie się prawda? Co ja gadam, znaleźć się musi tylko pytanie w jakim stanie psychicznym.
    Kolejny medal dla Piotrusia, jak on dba swoich kolegów, zwłaszcza o tych najmłodszych. Żartem rzuci, a jak trzeba to i dobre słowo ma dla każdego. Herbatkę zaparzy, no i jeszcze pamięta, że młody Prędki to zieloną musi mieć. Ideał.
    Właśnie skończyłam wycierać monitor, po tym jak oplułam go przy tekście „No pięknie, Maciuś! Prędki zwiał, bo se przypomniał, że z tobą ma w Lilehamer mieszkać!” Padłam.
    Pomijając żart Piotrka, to jednak postanowione, że Kocie mieszkać będzie z Mariną?! Matko czekam na to i bojem się.
    Jeśli tak będzie, to albo on ją zdemaskuje, albo ona go zabije – a przynajmniej mocno nadwyręży jego zdrowie psychiczne i fizyczne. Już widzę jak Maciuś kręci nosem, że młody godzinę spędza w łazience. Co on baba jest!

    I mam jeszcze nadzieje, że ich nikt nie widział w tym busie. Wiadomo dziennikarze wszędzie wlezą i wszystko wyciągną na światło dzienne. Ale to byłby szok dla wszystkich, gdyby ujrzeli Prędkiego na kolanach Grzesia. Skoczny świat nie jest na to gotowy, zdecydowanie nie. Oni wciąż są tak zacofani, że nawet odwołują konkurs kiedy zostaje zaledwie pięciu zawodników. Przecież to metody jak ze średniowiecza. Wstyd panie Hoffer i spółka.
    Hula to jakiś szaman normalnie, albo wróżbita Stefan. Tylko niech on już przewiduje tylko te dobre rzeczy dla naszych, a nie te gorsze. Widzisz Stefciu, wykrakałeś.

    Marina, czy ty naprawdę obawiałaś się, że Gregor przyjdzie wam pogratulować?! No proszę Cię, kto jak kto, ale on.! Przecież to nie w jego stylu, a nawet jeśli już by się zjawił to pewnie byłby tak zaślepiony swoją ambicją, że nawet nie zwróciłby uwagi na dziewczynę w przebraniu skoczka.
    Nie to co Niemcy, Sevcio broni honoru :-)

    I jeszcze Żyła (chyba już po raz enty) i jego wywiad. Jakby żywcem wyjęty z telewizora, ale Piotruś ty z dziennikarzami to nie żartuj, bo przecież nie od dziś wiadomo, że oni ( a przynajmniej większość z nich) nie mają za grosz poczucia humoru, że o takcie nie wspomnę. Naprawdę czasami aż uszy więdną słuchając ich „wywiadów” zadawanych bez sensu pytań, tylko po to, żeby zapchać dziurę pomiędzy reklamami. Tak jak wczoraj, rozmowa z Kamilem, który mówi, ze przed konkursem był na mszy. A w tle pytanie „ jak było” – no masakra. Człowieku chcesz się dowiedzieć jak jest na mszy, w kościele – to się człowieku tam wybierz, ale z własnej potrzeby, a nie po to, żeby zdobyć jakiś superważny temat.
    Ręce opadają. Dlatego Piotrusiu uważaj na to, co do nich mówisz :-)

    Aha i jeszcze jedno, czy mi się wydaje czy Janek ma coś do Prędkiego? On jest chyba najzwyczajniej w świecie zazdrosny.

    Zapomniałabym o czymś jeszcze. Niedawno Marina martwiła się o to, jak ukryje comiesięczne dolegliwości. Sadząc po jej wybuchu płaczu i złości to chyba niedługo się przekonamy. Jeśli to się stanie przy okazji wspólnego mieszkania z Kotem, to wolę nie myśleć co tam się będzie działo. Wiadomo kobiety są wtedy nieobliczalne ;-)
    A w głowie słyszę głoś któregoś z nich „ co ty okres masz, czy co”
    Łączę się z nią w bólu :D

    Pozdrawiam serdecznie
    Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za piękny komentarz i ciekawe spostrzeżenia!
      A co do dziennikarzy, to mam takie samo zdanie jak Ty. Czasem się zastanawiam skąd Kamil ma tyle cierpliwości do niektórych baranów. A ten wywiad z pytaniem o mszę to już był poniżej najniższego poziomu. "Dzisiaj niedziela, ale pewnie nie dało się być na mszy..." - i już czeka, żeby móc sensacyjnie ogłosić, że Kamil Stoch nie był na mszy w niedzielę! A tu guzik xD Uwielbiam słuchać, jak Kamil sobie z nimi radzi :D

      Usuń
    2. Nie wiem czy mogę i czy jesteście zainteresowanie, ale pojawił się nowy rozdział u mnie, na który chciałam serdecznie zaprosić :-)
      http://the--bittersweet--life.blogspot.com
      ps. a kiedy u was nowość, wciąż szukacie Mariny?! :D
      Marzycielka

      Usuń
    3. Ty sie nie pytaj kochana, tylko śmiało pisz u nas (ja mam cię w obserwowanych, więc jak blogger nie świruje to widzę, kto i kiedy co opublikował!)
      Więc już uciekam do ciebie, a eeeeeeeeeeeeeeeeeeeee yyyyyyyyyyyyyyyy Marinę jeszcze poszukujemy ^^
      Nie wiadomo gdzie nam się zapodziała xD

      Usuń
    4. Oczywiście, że jestem zainteresowana :D Zaraz tam pędzę. A nowość pojawi się albo jutro, albo w niedzielę. Prędzej w niedzielę ;) Ale będzie ... fajnie :D

      Usuń
    5. No właśnie z bloggerem są czasem takie problemy :-(
      Uff, czyli że już ją namierzyłyście :D to dobrze, bo myślałam o jakimś liście gończym, albo coś w tym stylu, ale widać radzicie sobie dziewczyny :-)

      Usuń
    6. No niestety blogger świruje i ma swoje odpały ;)
      Namierzyłyśmy, cudem bo cudem ale jest :)
      Jeśli ją zgubimy, wiemy do kogo się zgłosić kto nam pomoże! :)

      Usuń
    7. Czyżby Marina strzeliła focha i odmawia dalszej współpracy?
      Trzeba ją jakoś przekonać :-)
      Nie ma sprawy, następnym razem powołamy zespół poszukiwawczy.
      Czekam na nowość, baaardzo niecierpliwie.

      Usuń
  9. Gdzież to Marinka-Marcin zniknęła? Przestraszyła się mieszkania z Maćkiem czy rozdawania autografów na mrozie? Chłopcy będą mieli problem. Już mają. A Piotrek taki dobry kolega, herbatę zrobił, ale i tak pomylili kubki. No takie rzeczy to tylko oni. Nasza kadra narodowa kochana.
    Kamil mistrz <3 Jestem z niego bardzo dumna.
    Pozdrawiam serdecznie :)
    PS zapraszam do mnie w wolnej chwili. :)
    niezamierzeni.blogspot.com
    siadaj-kolo-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkrótce się okaże gdzie zniknęła :D Kadra kochana, zgadzamy się ^^

      Usuń
  10. Rozdział pochłonęłam jeszcze wczoraj przed snem, nie mogłam sobie odpuścić, nie zasnęłabym spokojnie :D
    Chamsko i to bardzo, Stefkowi i Marcinowi zabierać taką szansę, bo co bo oni lepsi? a inni mogli w takich warunkach. Niestety co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie, jury jest od tego ich odpowiedzialność, to na nich spływa krytyka. Nic dziwnego,że Grzesiu tak dba o naszą Mariannę, nie daj Bóg by jej się coś stało i co wtedy, 2 Prędkich nie może skakać, koniec świata.Grzesiu i Piotrek to takie dwie dobre duszyczki tego parta, Grzegorz zachował się jak kochany starszy brat lub ojciec? zwykły przyjaciel po prostu, którego Marianna nie ma teraz. Piotrek jak się trzyma tej zasady, nie jego wina,że kubeczki pomylił, każdemu się może zdarzyć, liczy się,że intencje miał dobre. A Marianna zasmucona, nie przemyślała sprawy i wpadła na kibiców.Kto by pomyślał,że młody skoczek będzie się cieszył takim zainteresowaniem w obcym kraju w dodatku. Tak ją zajęli,że jej kadra odjechała. Jedno mnie zastanawia,że też Grzegorz nie zauważył,że jej nie ma, a koledzy to już w ogóle popis dali, gorzej niż z dziećmi na wycieczce, co oni do szkoły nie chodzili,że na wycieczkach zawsze trzeba mówić jak siedzenie jest wolne obok, a prędzej było zajęte?! Wstyd i hańba po prostu xD O tym,że scena niczym z Kevinie to wspominać nawet nie trzeba :D Ciekawa jestem co Marianna zrobi jak się zorientuję.
    Pozdrawiam cieplutko niczym zielona herbatka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Zakopanem byłyśmy świadkami jak biednych Kazachów bandy dzieciaków nękały i nie chciały ich puścić. Musieli wszystkim dać autografy. A potem dzieciaki chodziły i pytały "kto to był?" xD Więc co się dziwić, że Prędkiego otoczyli. A poza tym Prędki na pewno w jakiś sposób jest sławny, skoro startuje w ramach programu wspierania skoczków z terenów nizinnych. Na pewno go w telewizji nie raz pokazywali ;)

      Usuń
  11. Świetny rozdział. ;)) Nie wiem czy wspominałam ,ale Marine coraz bardziej lubię :3 Jest zajebista :D Za kumplowałabym się z nią. Szkoda Stefcia i Prędkiego :( No ,ale FIS takie chamskie jest :P Piter taki miły?! :O Aż się zdziwiłam :D Kubki pomylił,ale chciał dobrze ;D Nie no dzięki. Zniechęciłaś mnie! :/ Megi wie do czego a Tobie wyjaśniam. Chce zostać dziennikarką z przyjaciółką taką sportową by komentować w tv skoki albo siate lub robić wywiady ze skoczkami ;) A ty piszesz o dziennikarzach jako baranach-fakt czasem niektórzy nimi są. No to czekam na wypał Macieja w pokoju jaki Prędki sie znajdzie :D Pozdrawiam i weny ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziennikarze są różni. Niektórzy są świetni, z pewnością. Ja ostatnio złamuję się jednak poziomem dziennikarstwa nawet w poważnych mediach sportowych i stąd moje złośliwości. Nasi chłopcy biją takich speców na głowę i inteligencją, i kulturą osobistą. A na dodatek niektórzy nie potrafią pisać poprawnie w języku polskim, a na to jestem cięta.

      Usuń
    2. Masz racje w 100 % :)) Mam nadzieję ,że ja z Olką taka nie będę ;) Biedziesz za nas trzymać kciuki? C:

      Usuń
    3. Najpierw zdaj na profil, zobaczysz czy to jest to czy w trakcie nauki na wyższym szczeblu ci się nie odmieni (bo przeważnie i bywa tak, że jesteś na profilu, który cię interesował, a później już nie koniecznie), a później zobaczymy jak ci (wam) się w życiu ułoży!
      Powodzenia życzymy!

      Usuń
  12. Ja ciągle żyję niedzielnym konkursem i czekam na sobotę jakby to co najmniej mój ślub był... ba, nawet bardziej :D
    szkoda Stefka i Prędkiego... w tym rozdziale pokazałyście w sumie trochę decyzje jury podczas konkursów, ale ja nie odnoszę się do tego, bo byc może nie mam racji.
    haha jak czytałam tą sytuację na lotnisku to mi się scena z "Kevina" przypomniała :D ale się uśmiałam :P i czekam z niecierpliwością na Lillehammer, bo jeśli Prędki/Prędka naprawdę będzie z Kotem mieszkać to będzie wesoło! :D
    pozdrawiam,
    Angelaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj decyzje jury są pokazane oczami zawodników, a więc subiektywnie. Oni też często nie mają racji ;) Różnie to oczywiście można oceniać, a zwykle jest tak, że "punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia" :D
      Scena z Kevina była inspiracją ;)

      Usuń
  13. Jeszcze nadal nie ogarnęłam się po niedzielnym konkursie. Skakałam i piszczałam jak głupia, ale teraz do rzeczy. Zmieniłam zdanie i jednak chcę, żeby ta cała akcja się udała. Biedna Marina/Marcin, że w Norwegii będzie musiała z Maćkiem mieszkać. Jestem bardzo ciekawa, jak to dalej będzie.
    Czekam na next:)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już wkrótce się przekonamy czy genialny Grzegorz coś wymyśli, czy biedaczka wyląduje w pokoju z Kocurem? :D

      Usuń
  14. Dziewczynki, my wszystkie wciąż jesteśmy w Soczi. I szybko do normalności nie powrócimy :D A Wasz rozdział w prezencie wcześniej wrzucony to Wam wyszedł wyborny. Jak zawsze zresztą ;)
    Ja bym Marinie radziła, żeby się jednak trochę integrowała z chłopakami bardziej, żeby jej całkiem za gbura nie uważali. A Jasiek to chyba szczególnie. Ja myślę, że to jak nic przez herbatkę. Tę zieloną. Z dawnego śniadania.
    A tak w temacie herbatek jeszcze. Oj Piotruś, Piotruś... Chciał dobrze a wyszło jak zwykle. Chociaż w sumie dla Kubackiego to dobrze.
    Czy Marina przypadkiem nie dlatego się nie pojawiła, że wciąż autografy rozdaje? To by miało sens.
    I co jest z tym Schlierenzauerem? Czemu ona się go tak boi? Przecież chyba nie gryzie, no nie? Chociaż kto go tam wie...
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asik,
      spokojna głowa o te jej kontakty. Sprawę z jej zachowaniem co do pana Schlierenzauera również wyjaśnimy ;)
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  15. zapowiada się kolejny ciekawy odcinek !
    Czekam z zaciekawieniem !
    Zapraszam do mnie , gdzie pojawi się dziś drugi odcinek .
    http://difficult-love-austria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy i pozdrawiamy. Też nie możemy się doczekać kolejnego odcinka ;)

      Usuń
  16. To opowiadanie jest genialne;)
    I ci najważniejsze cholernie oryginalne, nikt przed wami nie wpadł na coś takiego.
    Lubię Marinę od samego początku, lubię ją bo to niesamowite, że nie dała się jeszcze poznać.
    To dzięki tej twardości charakteru, zaciekłości. Gdyby nie wydawała się taka oryginalna, zgadzała się na wszystkie chłopaków propozycje, nie prowadziła momentami trybu życia samotnika. No to byłoby bardzo ciężko.
    Inną sprawa, że mamy do czynienia ze skocznym światkiem, w którym (co prezentujecie genialnie) poziom inteligencji jest na serio bardzo wysoki, więc może to też jest jakieś tłumaczenie;)
    Ale dziewczyna genialna...
    I ta miłość rodzeństwa:D
    Troska o punkty braciszka i o to, aby braciszek nie został drugim Kotem reprezentacji.
    Hmmm... Maciuś to mały dziwoląg przy tym co może wyjść z Marcina:D

    Kto odkryję tajemnice? Nie wiem czemu stawiam na Krzysia. Taki spokojny dzieciaczek to zawsze w mojej wyobraźni jest.
    Jedno pewne, nie będzie to Piotruś. Bo to by było równoznaczne z informacją dla całego świata. Uzupełnioną jeszcze o "he-he".
    Chyba, że tu się kiedyś jakieś wątki sercowe ujawnią^^ I Marinka sama się przyzna...
    Pokój i Maciek??? Ale nie, już prędzej bym na innego pana latającego stawiała...
    Pozdrawiam i czekam na następne;)

    crystal-and-chocolate.blogspot.com
    piszac-do-m.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą oryginalnością bym nie przesadzała, bo znalazłyby się podobne motywy w światowej literaturze :)
      Fajnie, że Marina przypadła do gustu :) A jak wspominał nasz Złośliwiec w poprzednim rozdziale Macieja trzeba tolerować, a nie wykluczać ze społeczeństwa, bo się w sobie zamknie!

      Usuń
  17. Na wstępie chciałam bardzo przeprosić, że dopiero teraz przeczytałam i skomentowałam, ale ostatnio ma tyle nauki, że sama nie wiem w co ręce włożyć i jakoś mi ten rozdział umknąć.
    A teraz możemy przejść do konkretów.
    Coraz bardziej nie mogę doczekać się reakcji chłopców na wieść o płci swojego "kolegi", szczególnie, że Marince tak dobrze idzie. Jeszcze bardziej ciekawi mnie gdzie się Prędka zgubiła na koniec rozdziału. Mam pewne podejrzenia, ale nie będę ich ujawniać, żeby z siebie głupka z zrobić xd
    Weny dziewczyny i bardzo dziękuję wam za poprawę humoru ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, nie przepraszaj. Cieszymy się, że dotarłaś. My też wiemy co to znaczy złośliwie upływający czas :)
      Ciekawa jestem podejrzeń :D Ale wytłumaczenie jest śmiesznie proste ;)

      Usuń